reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Krewni i znajomi Królika - jak przeżyć i nie zwariować ;)))

Nie chcę się wtrącać ani pouczać, bo to w sumie nie moja sprawa, ale jak Twój P tak ciągle tylko krzyczy na córkę i ją opierdziela to może w niej jakiś bunt narasta. W końcu to nastolatka i na pewno ma jeszcze fiu bździu w głowie. Może by z nią pogadał na spokojnie, wytłumaczył co i jak, zwyczajnie poprosił o takie a nie inne zachowanie pewnych zasad przy dziecku. Zazwyczaj rozmowa odnosi lepszy skutek niż opierdziel. A pasierbica nie będzie miała pretekstu żeby się babci poskarzyć na Ciebie.


Leyna, własnie w tym problem, ze on nie raz probowal z nia spokojnie (bo raczej nie nalezy do osob wybuchowych, wrecz przeciwnie - czasami wg mnie jest wrecz flegmatyczny) o roznych sprawach porozmawiac, a ona przy takich rozmowach zachowuje sie tak, jakby wszystkie rozumy pozjadala i odnosi sie do ojca jak do debila. Coz, matka, z ktora mieszka od 11 lat nauczyla ja takiego zachowania oraz egzekwowania wszystkiego od dziecka krzykiem wlasnie, wiec P. doprowadzony do ostatecznosci tez sie do tego ucieka, bo prawda jest taka, ze wtedy choc troche do Goski trafia. Ech, male dzieci - maly klopot...;-)
 
reklama
Dominique, mam nadzieje, ze sie nie obrazisz, ale jak tylko zobaczylam, ze znowu wywleklas ten temat to az podskoczylam z uciechy :-D i jak zwykle ubrechalam sie po pachy - oczywiscie nie z tego, co pisalas, bo dziewcze glupie jak but jest i faktycznie moze wkurzyc, ale ze sposobu w jaki piszesz :-D
Mam nadzieje, ze nie zaniedbujesz bloga, bo zamierzm wieczorkiem siasc i poczyac :-D
 
A mnie wczoraj tesciowa rozbawiła zadzwoniła do synusia zeby przyjechał po pracy jej dywany wytrzepac:tak::tak::tak: pewnie sie pokłociła z tesciem i dlatego:-)
 
Moj "tesc" to bardzo miły i sympatyczny człowiek (w przeciwienstwie do swojej malzonki, nie stanowi zagrozenia;-)).Ale niestety cierpi na skleroze, ktora to do niedawna istniala w formie rodzinnych anegdot, ale ostatnio zaczela wszystkich niepokoic, gdyz przybiera coraz wieksze rozmiary. Czemu oczywiscie "tesc" z cala moca zaprzecza, twierdzac, ze pamiec ma jak niedzwiedz. No i wlasnie wczoraj razem z P. na wlasnej skorze (i niestety naszego dziecka tez) przekonalismy sie jak to sprawa ze skleroza jego taty wyglada...:baffled:

Jakis czas temu, bodajze na poczatku grudnia, otrzymalam od naszj BB-owej kolezanki oli_c2 namiary na babke, radiologa dzieciecego, ktora w szpitalu wojewodzkim w gdansku wykonuje dzieciom USG calego ciala (tzn. bioder, mozgowia, jamy brzusznej, itd.). Stwierdzilismy z P., ze mozna by dla spokojnosci Pszczole przebadac. Zupelnie nieswiadomy przyszlych konsekwencji, P. przy jakiejs okazji bedac u swoich rodzicow, wspomnial o naszym zamiarze i w tym momencie jego ojciec podeksajtowal sie niezmiernie i powiedzial, ze on nam zalatwi to USG szybciej (bo normalnie czeka sie 2 miesiace na wizyte, takie jest oblozenie:eek:), poniewaz zna dyrektora tego szpitala. POdalismy mu wiec nazwisko doktorki i czego ma to byc USG. A wszystko to mialo miejsce jakies 10 dni - tydzien przed swietami. No i czekalismy na wiadomosci, co i jak, kiedy jechac itp. Po swietach "tesc" zadzwonil do nas, ze zgubil te kartke, na ktorej zapisal nazwisko radiologa. Podalismy. Mial nastepnego dnia dzwonic do dyrektora. Po kolejnym tygodniu i naszym zapytaniu, czy juz dzwonil, z wielkim zaskoczeniem przyznal, ze zapomnial...:baffled: No i tak to trwalo (nasze pytania czy juz, bo czas mijal, a jego zapewnienia, ze prawie wszystko jest zalatwione, itd.) do zeszlego piatku (po ponad miesiacu czekania:baffled:), kiedy zadzwonil do nas dumny i zadowolony, ze wszystko zalatwione i w poniedzialek na 11 mamy byc w szpitalu w gdansku (dla P. to jest srodek nocy, jak wraca z pracy o 5-6). Juz wtedy mnie to troche zastanowilo, bo wiem, ze doktor przyjmuje od 13 do 18, ale pomyslalam, ze moze specjalnie wczesniej chce nas przyjac, bo nie ma innych terminow. No i sie wybralismy w ten poniedzialek, w wichure i sniezyce, do Gdanska. Tesc pojechal z nami, zeby wszystkiego dopilnowac. Przyjechalismy na miejsce i okazalo sie, ze musimy czekac. W poczekalni, w ktorej bylo pelno malych, chorych dzieci, kaszlacych, kichajacych, placzacych (obok radiologii jest od razu laryngologia; jak pomyslowo...)...Az mnie samej sie plakac zachcialo, bo juz oczyma wyobrazni widzialam te wstretne zielone pneumokoki i inne zarazy, z wielki ostrymi klami, jak sie dobieraja do mojej biednej pszczolki:no::baffled:(skutek ogladania w dziecinstwie "bylo sobie zycie"...) Strach mnie coraz wiekszy ogarnial, az po 30 minutach wreszcie przyszedl dyrektor i... kazal nam dalej czekac. P. juz cisnienia dostal, ale tata go zaczal uspokajac, ze to szpital, maja duzo pacjentow, ale bedziemy miec wszystko zrobione itd.. Za nastepne 10 minut przyszla pani, otworzyla drzwi do gabinetu i powiedziala do nas "prosze". No to weszlismy, z ulga, ze to juz... Ale sie okazalo, ze pani byla 'tylko" pielegniarka, bo za chwile wszedl PAN doktor, na ktorego widok nogi sie pode mna ugiely... Stary, wielki, siwy, w okularach jak denka od butelek, w rogowej oprawie, w fartuchu jak rzeznik i tubalnym glosem, spogladajac na biedna, malutka lezaca na kozetce, przerazona grubo pszczole, zagrzmial:"On to chyba nie jest zbyt towarzyski?" P. zaczal tlumaczyc, ze to ona i spala, a tu w gabinecie ciemno i w ogole. doktor kazal pszczole rozebrac od pasa w dol. Pomyslalam, ze pewnie dlatego tylko tak, zeby nie zmarzla,jak bedzie jej brzuch przeswietlal. Kazal P. i mnie trzymac mocno WYPROSTOWANE nogi pszczoly i zaczal jej ogladac biodra:baffled::baffled::baffled: (w ogole to pierwszy raz sie spotykam z tym, ze dziecku na badaniach prostuje sie tak nogi, jak bylismy u nas w przychodni na usg bioder dwa razy, to badali ja ze zgietymi nogami, przekrecajac ja najpierw na jeden, potem na drugi bok...).Pszczola sie wqrwila, zaczela tak ryczec, jak jeszcze nigdy jej sie nie zdarzylo, pol szpitala ja chyba slyszalo, az przybiegla pielegniarka, zobaczyc co sie dzieje... W miedzyczasie Maja sie zsikala na reke pana doktora (P. trzymal jej nozki, wiec jak siknela, to az fontanna sie zrobila), a jak juz ja puscil, to sie tak glosno spierdziala, ze doktor z wielkim zdziwieniem spojrzal na P. (mnie nie posadzil o taka moc puszczania bakow:tak::-p:-D) i odwrociwszy sie do biurka, kazal ubrac dziecko, a sam zrobil na maszynie opis badania (wszystko oki, ale to juz wiedzielismy wczesniej). Popatrzylismy na siebie z P., ale nic nie mowilismy, sadzac, ze to ortopeda (byl nim), zrobil badanie bioder, a za chwile przyjdzie pani doktor i zrobi dalsze badania. Ku naszemu zdziwieniu, zostalismy wyproszeni z gabinetu:baffled: Na korytarzu stal tata P. z dyrektorem, ktory zapytal czy wszystko w porzadku. My, ze tak. A on: "no to do widzenia, ble, ble". P. w tym momencie powiedzial do ojca, ze przeciez mielismy miec to kompleksowe USG. Jego ojciec zrobil dziwna mine, a dyrektor: 'jakie kompleksowe? pana tata nic nie mowil. Zadzwonil, ze potrzebujecie panstwo zrobic USG dziecku. JAk zapytalem czego, to tata powiedzial, ze nie jest pewnien... No, bo czego usg sie robi taki malym dzieciom? No, bioder! (przyp. red. - no bo kuzwa, przeciez w zadnym wypadku nie moglismy chciec usg brzucha, czy glowy, pfff, no jakze!...) Tata potwierdzil.A wiec pan dr ortopeda wlasnie panstwa Mai je zrobil". Okazalo sie, ze tesc, sadzac, ze zapamietal nazwisko lekarki, o ktora nam chodzilo, wywalil kartke gdzie mial je zapisane (te druga!) i jak w koncu do dyrektora zadzwonil, to okazalo sie, ze ma w glowie czarna dziure... P. sie wkurzyl, bo bez sensu w ogole zrobilismy te wycieczke, narazajac zdrowie Pszczoly i nasze (jechalismy na letnich oponach w sniezyce).Ale z drugiej strony, jak zaczelismy sie juz w domu z tego wszystkiego smiac, to nie moglismy przestac... Bo w sumie bylo EKSTRAORDYNARYJNIE;) Pomimo "drobnego wypadku przy pracy" podziekowalismy tacie P., bo bidny chcial dla wnusiu dobrze, a ze przeliczyl sie polegajac na swej "niedzwiedziej pamieci", to juz inna sprawa...
A USG bioder mielismy w naszej przychodni, oddalonej o niecale 10 min spacerem od nas. I kurde, jakbysmy sami zadzwonili i sie umowili na te wizyte w szpitalu, to pewnie tez bysmy teraz ja mieli,ale przynajmniej taka, jaka chcielismy. Jesu...
No i nastepna historyjka trafi do rodzinnego lamusa P..
 
reklama
Do góry