Odpowiadam. Nie mam dobrych wieści... W nocy wszystko było OK, tj. miał 2 posiłki, po których smacznie zasnął, ale tuż po 6 rano mały zaczął ostro marudzić, prężyć. Pisałem wczoraj, że dzisiaj małemu z rana zostanie podane 50ml herbatki rumiankowo-koperkowej. W butelce nie ma mowy, gdyż mały jak tylko poczuje smoczek (nieważne czy w butelce, czy zwykły smok - a mamy ich kilka) to zbiera go na wymioty i zaczyna się dopiero... Więc postanowiliśmy podać mu herbatkę łyżeczką. Ale w małego jakby diabeł wstąpił. Zaczął płakać tak rozpaczliwie... No mówię Wam załamka. Więc żona przystawiła go do piersi. Uspokoiło się na jakieś 15 minut. Zaraz po tym zaczyna się marudzenie z piersią w buźce (prężenie, machanie kończynami). W tej sytuacji młodzieńca żona wzięła na ramię do momentu aż się nie uspokoił i ponownie "podłączyła" do piersi. I tak w kółko z 5 razy...
Po jedzeniu odbiło mu się.
W końcu przysnął przy piersi, więc go przechwyciłem od żony i lulałem delikatnie na rękach. Zasnął na jakieś 10 minut. Po 10 minutach "koncert ryczeń". Masowałem brzuszek, podkulałem nóżki - chwilowo pomogło, ale nie na długo. Małemu został w końcu zaaplikowany Espumisan - bez efektów, gdyż dopiero co rozmawiałem przez telefon z żoną i słyszałem, że w domu panuje istny MEKSYK, oprócz tego, żona powiedziała mi, że znowu mały chlusnął parę razy (nie wymiotował, ale solidnie ulał).
Chyba zaraz urwę się z roboty i pojadę z odsieczą.
Nie wiem co robić, żona zaczyna już popłakiwać z bezsilności. A ja swoim pocieszaniem, i tym co wyczytam na różnych forach nie jestem w stanie jej pocieszyć...
Dzisiaj przyjdzie do nas Pani doktor i zobaczymy co zaleci.
Jak coś nowego się wydarzy, to napiszę o tym.