Poczytałam Was trochę..
Te nasze ciąże coraz bardziej zaawansowane. Dziś urodziła przyjaciółki siostra dziewczynkę. w sumie wczoraj wieczorem.. poród kleszczowy, 54 cm 3150 waga.. więcej szczegółów poznam wieczorem..
Wiecie co Wam powiem.. jak dowiedziałam się, że zaszłam w ciążę powiedziałam sobie od razu: mimo wszystko zrobie studia. Zawezmę się i je zrobie - zaczełam studia dzienne.. Wszystko pięknie się układało do momentu kiedy musiałam zbierać podpisy wykładowców aby uzyskać indywidualny tok studiów.. wszyscy podpisali.. z wyjątkiem jednego profesorka.. Woziłam się z Nim dwa tygodnie zanim cokolwiek wskurałam a teraz na każdym kroku się na mnie odgrywa.. ostatnio nawet obniżył mi ocenę z referatu (jak nikomu zadawał mi pytania aby mnie pograżyć) i uszczypliwie komentował przed rokiem moje wystąpienie mimo, iż wcześniej mu się podobało (prowadziłam dwa wykłady w ramach referatu - jeden wykład - był zachwycony, na drugim wykładzie zostało mi dosłownie kilka zdań do dopowiedzenia i były identycznie zrobione jak te wcześniejsze.. ale oczywiście musiał się przyczepić, generalnie zrobił ze mnie śmiecia na oczach wszystkich.. nawet się nie łudzę, że zdam u niego sesję

i moja wiara w skończenie studiów poszła.. w cuk. Jestem załamana.
Musiałam się Wam wygadać bo siedzi to we mnie strasznie.. Na środku tej auli całej zrobiło mi sie gorąco, słabo i myślałam, że zejdę a ten mnie tak podsumowywał 10 minut i uświadamiał mi że nic pozytywnego z tego nie będzie i uświadamiał mi jaka jestem beznadziejna..
Dodam, że referat robiłyśmy w kilka osób, reszta dostała 5 a ja marne "słabe" 3.. a tak naprawdę mogłyśmy robić coś wspólnie prawda.. a to że ktoś czytał coś to wyniknąc mogło jedynie z podziału.. no ale oberwało się słono mi.. bo nie spodobało mu się na początku roku to że chcę indywidualną organizację bo jestem w ciąży i w lutym rodzę..