a u mnie właśnie była położna.
zastała mnie w spodniach od piżamy i koszulce Miśka.. bałagan straszny - na szczęście stos naczyń i papierów wyniosłam rano do kuchni. odgarnęłam mniejszą sofę z autek i miała gdzie usiąść

. przeprosiłam za bałagan, ale powiedziała, że jestem w ciąży, mam małe dziecko i mam sie nie denerwować - ona też jest matką.
miła pani, wyjaśniła kilka spraw, podpisałam do niej deklaracje i.. odniosłam wrażenie, że wiem więcej niż ona

zagadała do mnie o tym, że "podobno można w naszym szpitalu rodzić z kimś" - wyjaśniłam jej, nazywając to porodem rodzinnym, że już 3,5roku temu rodziłam z mężem, opowiedziałam jak było pośmiałyśmy się z Miśka, współczuła położnej i "nacinania krocza", które nazwała "szarpaniem" i powiedziała, że muszę teraz uprzedzić o moim strachu do niego, prosić o ochronę, a w razie czego przypomnieć, że mam być nacinana na skurczu (w moim mniemaniu położne powinny to wiedzieć bez przypominania, ale widocznie lepiej pokazać, że się nie dam i wymagam). z racji, że to moje drugie dziecko i jak twierdzi "wszystko wiem", następna wizyta będzie po porodzie, chyba, że nalegam na wcześniejsze. dowiedziałam się, że sprawdzała moją kartotekę u lekarza i sprawdzała, czy regularnie chodzę na wizyty i się badam. zapytała jak się czuję i życzyła szybkiego, szczęśliwego porodu, zostawiła numer telefonu - w razie pytań lub wypadku. TYLE.
u Was już były położne? coś mi się zdaje, że Flaurka miała tą przyjemność, prawda?