reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Motywowanie trzylatka. Niechęć do wychodzenia

Nie mówię, że jestem alfą i omegą. Po prostu do mnie gry i zabawy, kiedy coś ma być zrobione i to szybko, nie przemawiają i ja moje dzieci uczę, że są rzeczy, z którymi się nie dyskutuje. Też rzadko się spóźniamy, a mam do spakowania rano niespełna trzylatkę i niespełna półtoraroczną lejdi. Nie próbowałam tłumaczenia, proszenia czy zabaw, a rutyny. Z reguły robimy to samo, więc wiedzą, że szalik (komin), czapka, kurtka, buty, torebka mamy, wychodzi starsza, mama bierze na ręce młodszą, pakujemy się do auta i wyjazd.
Przed chwilą robiłam ze starszą sałatkę i chciała mi zjeść cały główny składnik. Przykro mi, jeśli zniszczyłam jej życie swoim zachowaniem, ale zabrałam jej ten składnik i powiedziałam, że nie ma więcej i będzie w sałatce. Był płacz i hałas, ale mam to gdzieś. Życie jest bardzo ciężkie, a łatwe i piękne są tylko chwile. Lepiej nauczyć się tego zawczasu. Potem rosną pokolenia roszczeniowych małolatów, którzy dostają histerii, bo rodzic nie chce kupić najnowszego modelu ajfona.
Nie piłam do Ciebie z tą alfą i omegą. Zarzut o niszczeniu życia czy jakikolwiek inny też się nie pojawił. Też bym pewnie nie dała zjeść całości czegoś co mi w danej chwili jest potrzebne do jakiejś potrawy. Choć nie wiem na bank, zależne byłoby to też pewnie od różnych innych czynników.
 
reklama
Ja nie traktuję dzieci jak dorosłych i do mnie argument "w dorosłości tak nie będzie" w ogóle nie przemawia. Dzieci są dziećmi, uczą się i nie odbieramy im dzieciństwa, bo kiedyś będzie inaczej. Wszyscy kiedyś umrzemy, to mamy już ćwiczyć leżenie w trumnie?

Tłumaczenia godzinami u nas nie ma, codziennie odprowadzam starszaka do przedszkola z młodszą, nigdy się nie spóźnił. Jednak wolę odegrać jakiś teatrzyk, żebyśmy wszyscy szli z uśmiechem, niż zaganiać siłą. Na mocniejsze stanowcze słowa trzylatek reaguje coraz większym protestem, a szczerze nie mam czasu na tłumienie protestów rano. Rutyny nie mamy, ponieważ ostatnio zaczął wstawać o 6. Jak wstawał o 7 to było wszystko po kolei, a tak to ma jeszcze tą zabawę rano i jest problem, żeby to zmienić. Jest ogólnie problem z wychodzeniem, ale wczoraj mi powiedział, że bolą go kolanka. Może bóle wzrostowe? Miał tak rok temu, 10 cm urósł w miesiąc 😕 ogólnie nazwałabym go grzecznym dzieckiem: sprząta po sobie, pomaga mi jak umie, nigdy specjalnie nie wziął do zabawy moich rzeczy, jak np z tymi kosmetykami. Tylko głośno i wyraźnie wyraża swoje zdanie odnośnie wychodzenia.
A z tymi zębami to taki przykład podałam, chodziło o dowolną czynność. Z myciem zębów problemu nie mamy, ale np dzisiaj został w domu i 1,5 godziny zajęło mi uspanie młodszej, bo on nie mógł usiedzieć cicho. Jak już usiadł i się nie odzywał 5 minut, to też spał...

Mam wrażenie, że wychowanie dziecka to umiejętne manipulowanie nim, żeby robiło to, co chcą dorośli...
 
Ja nie traktuję dzieci jak dorosłych i do mnie argument "w dorosłości tak nie będzie" w ogóle nie przemawia. Dzieci są dziećmi, uczą się i nie odbieramy im dzieciństwa, bo kiedyś będzie inaczej. Wszyscy kiedyś umrzemy, to mamy już ćwiczyć leżenie w trumnie?

Tłumaczenia godzinami u nas nie ma, codziennie odprowadzam starszaka do przedszkola z młodszą, nigdy się nie spóźnił. Jednak wolę odegrać jakiś teatrzyk, żebyśmy wszyscy szli z uśmiechem, niż zaganiać siłą. Na mocniejsze stanowcze słowa trzylatek reaguje coraz większym protestem, a szczerze nie mam czasu na tłumienie protestów rano. Rutyny nie mamy, ponieważ ostatnio zaczął wstawać o 6. Jak wstawał o 7 to było wszystko po kolei, a tak to ma jeszcze tą zabawę rano i jest problem, żeby to zmienić. Jest ogólnie problem z wychodzeniem, ale wczoraj mi powiedział, że bolą go kolanka. Może bóle wzrostowe? Miał tak rok temu, 10 cm urósł w miesiąc 😕 ogólnie nazwałabym go grzecznym dzieckiem: sprząta po sobie, pomaga mi jak umie, nigdy specjalnie nie wziął do zabawy moich rzeczy, jak np z tymi kosmetykami. Tylko głośno i wyraźnie wyraża swoje zdanie odnośnie wychodzenia.
A z tymi zębami to taki przykład podałam, chodziło o dowolną czynność. Z myciem zębów problemu nie mamy, ale np dzisiaj został w domu i 1,5 godziny zajęło mi uspanie młodszej, bo on nie mógł usiedzieć cicho. Jak już usiadł i się nie odzywał 5 minut, to też spał...

Mam wrażenie, że wychowanie dziecka to umiejętne manipulowanie nim, żeby robiło to, co chcą dorośli...
Myślę, że masz bardzo dużo racji i mądrości w swoim działaniu. Zapewne ktoś mógłby przyczepić się słowa "manipulować" ale poniekąd tak jest. Mój starszy syn raczej był bezproblemowy, robił co trzeba i kiedy trzeba, mało tego bez awantur i protestów. Natomiast młodszy dał mi szkołę jak to może być z dzieckiem i z czasem nauczyłam się działać tak, żeby myślał że zrobił coś bo chciał a nie dlatego, że był nakaz. Oczywiście podniesiony ton (nawet nie mówię tu o krzyku) daje skutek odwrotny... Nie mówię, że nie ma dzieci, na które to nie działa ale na moje nie a jak mówisz rano kiedy serio muszę być w pracy o czasie nie widzę powodu by toczyć o coś bój ale nie zmienia to faktu, że dzieci trzeba uczyć pewnych zasad.
 
Róbcie jak uważacie, ja nie mam z tym problemu. W sumie dosłownie, nie mam problemu z tym, że moje dzieci czegoś nie chcą. Mają prawo nie chcieć, tak samo jak ja mam prawo nie chcieć wstawać rano, zwłaszcza w deszczowe poranki. Nie zgłaszam jak do tej pory problemów z tym, że czegoś nie robią. Nie chcą czasami, ale to robią. Czasami płaczą i krzyczą, ale cóż. Ja też czasem płaczę, krzyczę, jestem smutna, jestem zła, przeżywam całą feerię emocji i to jest naturalne. Nie odmawiam moim dzieciom prawa do protestów i wrzasków, uczę je, by hamować takie reakcje, bo są przypadki, kiedy takie zachowanie jest bezzasadne i nic nie daje. Ja staram się oswajać moje dzieci z różnymi, nieprzyjemnymi sytuacjami i emocjami. Uczę je, że czasem ktoś im czegoś odmawia, czasem coś je do czegoś zmusza (jak ta okropna zima zmusza do noszenia czapki), że bywamy źli, wściekli, rozczarowani, zniechęceni i tak naprawdę to mija po jakimś czasie. Nie chcę sobie wyobrażać, co by się działo w głowie małego człowieka, który pierwszy raz, dajmy na to w wieku 12 lat, spotyka się z twardą odmową lub kategorycznym nakazem. Na przykład idzie do muzeum i widzi zakaz dotykania eksponatów albo na wycieczce szkolnej musi stanąć w szeregu, żeby opiekun policzył uczestników. Nikt nie będzie się z nim bawił w przekonywanie, negocjacje czy zachęcał w inny sposób. A tak? Moje ponad roczne dziecko już wie, że kopanie, wrzaski i płacz bez łez nie sprawią, że wyjdzie sobie z domu bez butów. Wie, że pani doktor musi zajrzeć do gardła.

Ale tak jak mówię. Niech każdy robi jak uważa.
 
Róbcie jak uważacie, ja nie mam z tym problemu. W sumie dosłownie, nie mam problemu z tym, że moje dzieci czegoś nie chcą. Mają prawo nie chcieć, tak samo jak ja mam prawo nie chcieć wstawać rano, zwłaszcza w deszczowe poranki. Nie zgłaszam jak do tej pory problemów z tym, że czegoś nie robią. Nie chcą czasami, ale to robią. Czasami płaczą i krzyczą, ale cóż. Ja też czasem płaczę, krzyczę, jestem smutna, jestem zła, przeżywam całą feerię emocji i to jest naturalne. Nie odmawiam moim dzieciom prawa do protestów i wrzasków, uczę je, by hamować takie reakcje, bo są przypadki, kiedy takie zachowanie jest bezzasadne i nic nie daje. Ja staram się oswajać moje dzieci z różnymi, nieprzyjemnymi sytuacjami i emocjami. Uczę je, że czasem ktoś im czegoś odmawia, czasem coś je do czegoś zmusza (jak ta okropna zima zmusza do noszenia czapki), że bywamy źli, wściekli, rozczarowani, zniechęceni i tak naprawdę to mija po jakimś czasie. Nie chcę sobie wyobrażać, co by się działo w głowie małego człowieka, który pierwszy raz, dajmy na to w wieku 12 lat, spotyka się z twardą odmową lub kategorycznym nakazem. Na przykład idzie do muzeum i widzi zakaz dotykania eksponatów albo na wycieczce szkolnej musi stanąć w szeregu, żeby opiekun policzył uczestników. Nikt nie będzie się z nim bawił w przekonywanie, negocjacje czy zachęcał w inny sposób. A tak? Moje ponad roczne dziecko już wie, że kopanie, wrzaski i płacz bez łez nie sprawią, że wyjdzie sobie z domu bez butów. Wie, że pani doktor musi zajrzeć do gardła.

Ale tak jak mówię. Niech każdy robi jak uważa.
To co teraz napisałaś to wszystko racja i w zupełności się z tym zgadzam. Myślę również, że egzekwowanie przez zabawę jak i powiedzenie wprost, że czegoś nie wolno nie wyklucza się. To może ze sobą iść w parze, zależy od sytuacji kiedy jaką postawę trzeba wybrać. To nie jest tak, że albo się wygłupiam, żeby do czegoś przekonać albo stanowczo mówię, że np nie rzucamy zabawkami. To jedno z drugim jest do pogodzenia.
 
Jasne. Ja po prostu nie widzę siebie w takiej roli. Jeśli tylko dziecko jest wychowane i nie stwarza problemów w kontaktach ze społeczeństwem, to każda metoda jest dobra. My przyjęliśmy taką ;)
 
Powiem Ci tak. Synowie mojego wujka byli uczeni, że nie można nic na siłę, że trzeba akceptować i szanować każde ich zdanie i w ogóle nazywało się to wtedy, w latach 90. "wychowaniem bezstresowym". Wyrośli na niesamowicie problematycznych dorosłych, jeden w zasadzie nie ma żadnego kontaktu z rówieśnikami, drugi zachowuje się tak, że każdy odpuszcza przy bliższym poznaniu. My z kuzynem, ci wychowywani stresowo, wstydzimy się ich i całe szczęście mieszkają na drugim końcu Polski. Bo to naprawdę żenujące jednostki. Kiedyś jak ciotka z wujem przyjechali do nas, to stwierdzili, że jesteśmy w ciągłym stresie i nasze mamy są wobec nas opresyjne, bo ciągle nam coś każą albo zabraniają. No kurde jakoś z perspektywy lat dobrze było, że mieliśmy zdanie dorosłych narzucane w niektórych sprawach.
 
Powiem Ci tak. Synowie mojego wujka byli uczeni, że nie można nic na siłę, że trzeba akceptować i szanować każde ich zdanie i w ogóle nazywało się to wtedy, w latach 90. "wychowaniem bezstresowym". Wyrośli na niesamowicie problematycznych dorosłych, jeden w zasadzie nie ma żadnego kontaktu z rówieśnikami, drugi zachowuje się tak, że każdy odpuszcza przy bliższym poznaniu. My z kuzynem, ci wychowywani stresowo, wstydzimy się ich i całe szczęście mieszkają na drugim końcu Polski. Bo to naprawdę żenujące jednostki. Kiedyś jak ciotka z wujem przyjechali do nas, to stwierdzili, że jesteśmy w ciągłym stresie i nasze mamy są wobec nas opresyjne, bo ciągle nam coś każą albo zabraniają. No kurde jakoś z perspektywy lat dobrze było, że mieliśmy zdanie dorosłych narzucane w niektórych sprawach.
Oczywiście. To jasne, że dziecka nie można zostawić samego sobie i mówiąc kolokwialnie róbta co chceta, wiadomo, że to się dobrze skończyć nie może. Wg mnie trzeba to jakoś wyposrodkowac. Zarazem wymagać i stanowczo stawiać granice ale też wiedzieć kiedy coś obśmiać i spróbować załagodzić daną sytuację. Wychowywanie dzieci to nie jest prosta sprawa i sama nie wiem jak to nam wyjdzie bo generalnie teraz wszędzie dookoła wzorce są średnie i ciężko przed tym w pełni uchronić.
 
Przypomniała mi się historia jak moja mama pojechała do nich w odwiedziny i poszli do pizzerii. Mieli jakoś 11-13 lat. Koszmar kelnera, tak to można nazwać. Rachunek ogromny, bo nie było słów "Nie, weź sobie taką pizzę albo taką, nie zamówię dwóch", jeden tak się nażarł, że wyrzygał wszystko na stół. Naprawdę! Winna była kuchnia, bo składniki były nieświeże, a nie to, że taki dzieciak zjadł stos jedzenia i żołądek nie wytrzymał.
 
reklama
Powiem Wam tak, te problemy z maluchami to i tak jest pikuś. Wiem, że to potrafi obciążać. Przeszłam przez to. Mój Mały to jest wgl przypadek, który idzie własną drogą od urodzenia. Nauczył mnie tyle cierpliwości, że szok ale bywało ciężko.. Nastolatek to jest dopiero wyzwanie... "Mamo po co mam się uczyć co żaba ma w środku? Mi się to nie przyda... ", " mamo wszyscy tak mogą... Tylko ja nie... "," Mamo w moim pokoju jest czysto... przesadzasz... " I tak można mnożyć.
 
Do góry