Szkoda, że Cicha sie nie odzywa...
Nie opowiadałam Wam jeszcze o przygodzie Wojtka na Mazurach.
Zasadniczo jak dzieci się bawiły same, to raczej im nie przeszkadzalismy. Przychodzi w pewnym momencie Wojtek i mówi, że mu coś przeszkadza w nosie, ale że to nie katar. I jak tak kilka razy cos wspomnial to w końcu mu zajrzałam do nosa. A tam? Kulka z folii aluminiowej (bo akurat do czegoś była im w zabawie potrzebna) wepchnieta głęboko, ale jednak widać, że kulka. Najstarszy z towarzystwa, wydawałoby się, że on ostatni powinien coś takiego zrobic, a jednak.
Ale przyznać sam się nie chciał, tylko tak krążył dookoła tematu. Potem mi powiedział, że chciał sobie ją wyciągnąc, ale tylko głębiej wepchnął.
Skoczyło sie tylko na pojechaniu do szpitala i wyciągnięciu kulki wielką ssawą. Ale Wojtek był bardzo przejęty i troche przestraszony - mam nadzieję, ze zapamieta, żetak się nie robi.
Teraz to sie z tego smieje, ale wizja wieczornej jazdy do dziecięcego szpitala na laryngologię do Olsztyna (80 km) troche nas przerażała. No ale pan z dyżuru w szpitalu w Mrągowie (20 km) poradził sobie swietnie.