reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody - marzenia a rzeczywistość

To ja wszystkim, które jeszcze czekają z całego serca życzę tych "pasiastych" skurczów....jejku czy to musi tak być,że jednym tak szybko i gładko a innym tak pod górkę... heh
 
reklama
Ja miałąm tak długo przed porodem te Braxtona - jakies tam to takie niebolesne twardnienie brzucha ale to nic nie zwiastowało bo miałam tak chyba od początku 8 miesiąca - przepowiadające dzien przed porodem typowo bóle jak na miesiączkę a tych porodowych nie umiem opisać bo juz nie pamiętam serio :-D:-D ale gwarantuje ze na pewno ich nie przeoczycie :sorry:
 
Ola śpi, tato czuwa więc i ja opowiem o moim porodzie :-)

4.02.2011 - piątek
O 11.30 miałam umówione ktg, które jak się okazało miało nie zwiastować niczego wielkiego - raptem 1 większy skurczyk. Do 15.00 siedziała u mnie siostra cioteczna z córką i gawędziłyśmy przy kawce. Już wtedy mówiłam że coraz mnie coś pobolewa ale nie brałam tego do głowy.
O 16.25 siedząc przed kompem na bb poczułam mokro w majtkach i w tym momencie zadzwonił mąż z pracy. Powiedziałam co się dzieje, wody zaczęły się sączyć podbarwione krwią, a skurcze miałam co 8-10 minut. Mąż w ciągu 30 minut przyjechał z pracy a ja zrobiłam prysznic. W domku jeszcze zrobiłam lewatywę i o 17.25 ze skurczami co 3 minuty (nie za bardzo bolesnymi) pojechaliśmy na IP. Lekarka po badaniu stwierdziła rozwarcie na opuszkę palca i powiedziała że za wcześnie się zjawiłam i będę tak leżeć do rana. Pomyślałam: trudno.
O 18.15 leżałam już na porodówce. Położna stwierdziła rozwarcie na 2 palce. Do 19.00 skurcze były bardzo znośne ale poprosiłam o zzo i o 19.30 mi je zrobiono (bolało straszliwie - naprawdę - ale wzięłabym je po raz drugi gdyby trzeba było) - skurcze przestały boleć, czułam tylko lekkie mrowienie w podbrzuszu.
O 20.30 kolejne badanie i rozwarcie na 6 cm + dodatkowa dawka znieczulenia :-) Godzinę później rozwarcie na 8 cm.
Od 22.00 skurcze zaczęły mnie boleć dość mocno i stwierdziłam że znieczulenie działa lepiej na lewą stronę bo po prawej bardzo mnie bolało. Kolejna dawka znieczulenia nie pomogła. O 22.20 podłączono mi oxytocynę bo nie miałam partych. Po 5 minutach się pojawiły, najpierw lekkie a później od 22.40 już myślałam że nie wyrobię. Główka była jeszcze za wysoko żeby przeć i musiałam czekać.
O 22.59 zaczęło się na dobre. Jakieś 5 skurczy i o 23.05 Ola była już na moim brzuszku. Łożysko wyszło w ciągu 2 minut. Wprawdzie mnie nacięli i do tej pory mnie jeden szef ciągnie (mam rozpuszczalne nicie) ale położna i lekarz byli cudowni. Z nimi mogę rodzić po raz kolejny.

Poród wspominam naprawdę dobrze - może to nie wygląda z opisu ale naprawdę to da się przeżyć, tym bardziej że gdy dziecko już wyjdzie cały ból mija jak ręką odjął. Podawałam takie dokładne godziny bo obok łóżka był zegar na który non stop patrzyłam :-)
 
Całkiem całkiem spokojnie przebiegały te wasze porody, czyli nie taki diabeł straszny.
A propos koszul to wyobraźcie sobie, że ja do CC byłam w swojej pięknej nowiutkiej koszulce, bo im brakło szpitalnych. Na szczęście dobrze zabezpieczyli i nie poplamili jej,ale przy przenoszeniu mnie na łóżko pielęgniarka chwyciła mnie za rękawy zamiast za ręce i strzeliły na szwach :-(

A u mnie o 8 rano po KTG wzięli mnie na blok operacyjny, tam podpisanie dokumentów, enema na własne życzenie, jakiś zastrzyk zrobiony z niesamowitą delikatnością (w życiu nie spotkałam takiej wspaniałej pielęgniarki). Jeszcze jakaś rozmowa z mężem czekającym za drzwiami. No i wylądowałam na sali operacyjnej, tam założenie wenflonu, znieczulenie podpajęczynówkowe zrobione tak delikatnie i precyzyjnie, że nic nie czułam, anastezjologa miałam super, no i jak anastezjolog dał zielone światło, założenie cewnika. Maseczka tlenowa na usta w celu dotlenienia dziecka, ustawianie zasłon i cięcie. Zasłony dość blisko głowy mi poustawiali, więc pół lampy mi zasłonili, ale trochę widziałam (ręce lekarzy), najważniejsze, że główkę widziałam (10:45), nawet coś powiedziałam, a ci do mnie, żeby nie podglądać :-). Potem już mnie mało interesowało co się dzieje dalej, bo po umyciu dziecka po kilku minutach dostałam dziecko do główki i mogłam je przytulić do policzka i pogłaskać. No a potem szycie, przewiezienie na salę pooperacyjną na której byłam ok 7 godzin i dopóki tam byłam to było spoko, bo lekarka o nas dbała i doskonale dozowała środki przeciwbólowe, lajcik. Niestety na zwykłej sali trafiłam już na leniwą pielęgniarkę, którą musiałam się prosić o środki przeciwbólowe, bo słabo na mnie działały, jeszcze wąty do mnie, że się nie przekręcam na boki, za mało krwawię i jak ja mam zamiar wstać. A na noc ustawiła mi tak kroplówkę z glukozą, że jedna nie zdążyła mi do rana zlecieć, więc ciekawe skąd miałam mieć siły. A jak ją zawołałam po przeciwbólowe i że chyba kroplówka się zablokowała, to ta sprawdziła i stwierdziła, że przecież jest OK. Ketonal dodała mi do kroplówki (zamiast bezpośrednio do wenflona), która przez godzinę mi schodziła, więc wiadomo jak środek działał, jeszcze nie zdążył spłynąć a ona wymieniła butlę. W nocy nie dało się pospać, bo na sali 5 dzieci więc albo jakieś płakało albo słychac było elektryczną medelę. Na następny dzień na szczęście przyszła super pielegniarka i wstawanie nie było takie tragiczne, ale ogólnie pierwsze 3 dni po CC wspominam bardzo traumatycznie, szczególnie jak sobie kolejnej nocy kaszlnęłam i przez 5 godzin nie mogłam uspokoić bólu, żadne tabletki nie działały. No i ogólnie wierzę, że CC można znieść świetnie pod warunkiem dostawania silnych i dobrze dobranych środków przeciwbólowych oraz udogodnień w szpitalu (do wstawania z łóżka). Dla mnie każde podniesienie się z łóżka, z którego nogi wisiały mi na 20cm i nie było czego się chwycić, żeby wstać było naprawdę nie lada wyczynem. Dopiero na czwarty dzień zaczęłam czuć się dobrze, a po wyjściu ze szpitala mogę powiedzieć, że jestem w dużo lepszej formie niż po porodzie SN, gdzie przez 3 tygodnie nie mogłam siedzieć, a tutaj na 6-ty dzień wsiadłam w auto i pojechałam na zdjęcie szwów. Tak więc w porównaniu CC z SN 3 pierwsze dni po CC okropne, ale później po CC mam zdecydowanie więcej sił i lepszą formę.
 
Ostatnia edycja:
no to opiszę mój zanim jeszcze pamiętam

we wtorek wypiłam ten koktajl z rycyną i bananem FUJ zrobiło mi się niedobrze ale napiłam sie soku pomarańczowego i było dobrze

w nocy zaczeło mnie lekko szarpać regularnie co 10min ale słabo więc pomyślałam że się rozkręci niestety rano skurcze zniknęły :-( cały dzień chodziłam i nic dopiero o 18.15 coś mnie szarpnęło (wstyd się przyznać ale oglądałam "Klan" :-D) i poczułam mokro na wkładce ale bez szału poszłam do łazienki i jak mnie nie szarpnie mocniej i poleciało na szczęście nic nie zalałam
wziełam prysznic spakowłam do końca i do szpitala

przyjęli mnie i na badania: KTG ( skurcze co 5 min regularne mocne ale krótkie tylko 30s), potem normalne badanie ( rozwarcie 6-7cm - ładnie:-)), na USG (lekarka stwierdziła- "hmm dużo pępowiny" - ale o tym już moj lekarz mi mówił) no to na porodówkę
była godzina 20.00

na porodówce byłam 7 godzin, rozwarcie doszło do 9cm i staneło, skurcze co 2 min ale nadal za krótkie no to dajemy Oxy i NIC, zabolało i akcja porodowa zaczęła sie cofać :szok: druga oxy skurcze wróciły ale jak miałam poprzeć to tetno dziecka spadało, przyszła pani doktor zeby mnie zbadać i to pamiętam jako największy ból:wściekła/y: na skurczu wepchnęła mi łapę do środka i stwierdziła ze tej pępowiny jest tyle że blokuje kanał rodny i mała nie potrafi zejść główką i jest owinięta i najlepsze rozwiazanie CESARKA

JA W SZOKU BO SPEŁNIA SIĘ MÓJ NAJGORSZY SCENARIUSZ :szok: ale już byłam przestraszona wiec się zgodziłam

cesarka poszla błyskawicznie okazało się ze mała była owinieta dwa razy wokół szyi i raz wokół brzucha nie wiem jak to możliwe

bardzo fajny był anestezjolog jak mnie znieczulał to mówił ze taki poród jak mój hamuje sama natura bo jakbym miała malutka wyprzec normalnie to mogła by sie bardzo poddusić

natomiast lekarka co mnie cieła smiała się ze zafundowała mi do tego odsysanie tłuszczu z brzucha i ze bedzie mała blizna :-p

wiec ogolnie sie wszystko dobrze skonczyło i nie było tak źle jak mi sie zawsze wydawała cesarka:-)
 
Jedno pytanie, jak duże macie rozcięcia po CC? Bo u mnie to jest z 17-18 cm i wydaje mi się strasznie dużo. Chyba mnie szerzej rozcięli dla bezpieczeństwa córci.
 
Moje też wydawało mi się duże to nacięcie, ale skoro ty też tak masz.. mi tylko powiedzieli, że mam grube mięśnie brzucha:D

Ale co tam, moja historia:...
1 lutego dostałam skierowanie od swojego gin na badania do szpitala (szybciej podadzą wyniki a byłam na dniach). Miałam wysokie ciśnienie i byłam straaaasznie opuchnięta. To od razu pojechałam aby oddać mocz i krew do badania i zostałam.
Sama sobie postawiłam diagnozę: stan przedrzucawkowy. I spełniło się, badania moczu na wykrycie białka i ciśnienie wskazywało, że to stan przedrzucawkowy.
Po 8 godzinach w szpitalu wylądowałam na cesarce. Lekarze nie chcieli ryzykować. Samą "operacje" wspominam niemiło. Strasznie mną rzucało, głowa mnie bolała, ale to przez co ciśnienie.
Z córeczką wszystko w porządku, już dziś ma 3140 gram:) rodząc się miała 2960 i był oczywisty spadek masy ciała. Żółtaczka była, z tego powodu i też na mój późniejszy krwotok zostaliśmy tydzień w szpitalu.
Wychodząc z niego czułam się najszczęśliwszą mamą na świecie!!!
Moja córa śpi i rośnie.
Oto ona:) Milena
DSC03106.jpgDSC03114.jpgDSC03055.jpg
pencil.png
 
To teraz ja:))

O skurczach ktore miałam pisałam wam juz od srody rana. łapaly mnie juz w nocy ale były nieregularne.
Bujałam sie tak z nimi przez 3 noce i 3 dni.Az w nocy z piatku na sobotę zaczeły byc czeste, najpier co 12-13-10 minut, bardzo nieregularne te odstepy ale krótkie i tak od 1 w nocy do 3, potem zaczeły byc nawet co 3 lub 5 minut. Zwariowałam bo wg ksiazek miało byc "co 5 minut" a tu taka jazda dziwna. Ale obudziłam męża i powiedziałam, że jedziemy na IP bo to dziwne jest, cały czas byłam przekonana, że mnie odeśla do domu, ze fałszywy alarm. Nawet torby ze soba nie wzielismy tylko została w aucie.
Przyszła po nas położna i kazała sie ubrac, a ja sobie mysle po co tyle rabanu, zaraz pojedziemy do domu. Ja w białej piżamie, mąż w zielonym stroju jak Dr Burski. Położna sprawdziła a tu rozwarcie na 3 palce, szyjka zgładzona. Była 5godzna rano. No to lewatywka i jazda. Najpierw KTG a potem miałam troche czasu zeby pochodzić po sali, poskakac na piłce, kroplówki z nawodnieniem itd. Tak do 9 godz, rozwarcie powoli postepowało. O 10 miałam juz 10cm, przebili mi pecherz, poszly wody i skurcze byly mocniejsze. Głowka byla wysoko wiec musiałam duzo kucac itd zeby zeszła. Partych wiec bylo około niecałej godz.Dziwne uczucie. Niby nie boli a darłam pape jak szalona. Jak mi polozna powiedziala ze jeszcze jeden i mala jest na swiecie poczułam powerka i poszło :)))) Majka wyszła. co za kosmos. a 15 minut wczesniej krzyczałam, ze ide do domu i maja mi ja jakos wyciagnac bo ja nie dam rady.
Teraz sie z tego smieje. O 11:40 zobaczylam moj skarb, najcudowniejsza chwila:))))
 
reklama
a najlepszy byl dolargan na koncu. szycie łechtaczki na zywca to pikus.
dziewczyny przed ktorymi porod dopiero jest - to prawda ze mozna szybko zapomniec o bolu a grunt to pozytywna postawa i oddychanie. w pewnym momencie zapominalam o tym i jak polozna mi doradzała to od razu dawalo ulge.
 
Do góry