M
marul
Gość
Jakiś rok temu udało mi się wcześniej wrócić z pracy do domu. W drzwiach powitała mnie żona, jakaś taka dziwnie radosna i jakby bardziej wystrojona. Na wszelki wypadek nic nie mówiłem, a nuż tydzień temu była u fryzjera i przefarbowała włosy, a ja dopiero dziś to zauważyłem. Lepiej to przemilczeć niż narazić się na zgryźliwe komentarze przez całe popołudnie. Gdy wszedłem do domu jakoś tak podejrzliwie mnie obejrzała, aż się przeląkłem – nigdy nie wiadomo czy się przypadkiem jakiś włos sekretarki nie przypałętał. Nim zamknęła drzwi wyjściowe dokładnie się rozejrzała, jakby nie wiem kogo się tam spodziewała.
W pokoju czekał na mnie obiad. Zona ogólnie dobrze gotuje, ale tego dnia był jakiś taki szczególnie dobry i wyjątkowo ładnie podany. Pomyślałem – nudzi jej się to i cuduje. Zjedliśmy obiad w jakimś takim dziwnym nastroju, bo żona ciągle na mnie dziwnie spoglądała. Zacząłem się bac, że teściowa przyjeżdża, a ona nie wie jak mi to powiedzieć. Sprytnie zagaiłem dyskusję. Okazało się, że nie o to chodzi. Uffff. Po obiedzie pomyślałem, że warto odprężyć się przy piwku i gazecie. Co ciekawe piwo w lodówce było, a sądziłem, że osuszyłem już cały zapas. Żona nawet przyniosła mi czipsy. I tak mijał dzień w podniosłej atmosferze. Pomyślałem sobie jaką mam cudowną zonę. Nadszedł wieczór, późny wieczór. Pora było się udać spać. Zona założyła taką cudną koszulkę, która w zasadzie więcej odsłania niż zasłania i powolnym krokiem podążyła się w kierunku naszej sypialni. Jak zauroczony podążyłem za nią. W drzwiach odwróciła się i zapytała, czy chcę jej coś powiedzieć. Pomyślałem przez chwile i odpowiedziałem że nic szczególnego – akurat nie gadanie było mi w głowie. Weszła do sypialni odwróciła się i... nagle zamknęła mi drzwi przed nosem, przekręciła klucz i krzyknęła:
DZIŚ NASZA ROCZNICA ŚLUBU CYMBALE!!!
Tej spałem na kanapie. W łaski zony musiałem się wkradać powoli i przychodziło to z wielkim trudem. W końcu udało mi się ją udobruchać.
Minął rok...
A ja kurna znowu nie pamiętam kiedy braliśmy ślub – jakoś chyba we wrześniu. Ratunkuuuuuuu!!!
W pokoju czekał na mnie obiad. Zona ogólnie dobrze gotuje, ale tego dnia był jakiś taki szczególnie dobry i wyjątkowo ładnie podany. Pomyślałem – nudzi jej się to i cuduje. Zjedliśmy obiad w jakimś takim dziwnym nastroju, bo żona ciągle na mnie dziwnie spoglądała. Zacząłem się bac, że teściowa przyjeżdża, a ona nie wie jak mi to powiedzieć. Sprytnie zagaiłem dyskusję. Okazało się, że nie o to chodzi. Uffff. Po obiedzie pomyślałem, że warto odprężyć się przy piwku i gazecie. Co ciekawe piwo w lodówce było, a sądziłem, że osuszyłem już cały zapas. Żona nawet przyniosła mi czipsy. I tak mijał dzień w podniosłej atmosferze. Pomyślałem sobie jaką mam cudowną zonę. Nadszedł wieczór, późny wieczór. Pora było się udać spać. Zona założyła taką cudną koszulkę, która w zasadzie więcej odsłania niż zasłania i powolnym krokiem podążyła się w kierunku naszej sypialni. Jak zauroczony podążyłem za nią. W drzwiach odwróciła się i zapytała, czy chcę jej coś powiedzieć. Pomyślałem przez chwile i odpowiedziałem że nic szczególnego – akurat nie gadanie było mi w głowie. Weszła do sypialni odwróciła się i... nagle zamknęła mi drzwi przed nosem, przekręciła klucz i krzyknęła:
DZIŚ NASZA ROCZNICA ŚLUBU CYMBALE!!!
Tej spałem na kanapie. W łaski zony musiałem się wkradać powoli i przychodziło to z wielkim trudem. W końcu udało mi się ją udobruchać.
Minął rok...
A ja kurna znowu nie pamiętam kiedy braliśmy ślub – jakoś chyba we wrześniu. Ratunkuuuuuuu!!!