Dziś zadzwoniła do mnie szwagierka z pytaniem czy chcę z nią pojść na spotkanie informacyjne na temat zdrowego żywienia. Poszłam. Od przyszłego czwartku zaczynam 3-miesięczny kurs, za w sumie małe pieniądze.
Na pierwszym spotkaniu zostanę zważona i babka, mój trener osobisty, zrobi analizę składu ciała, wyliczy ile kalorii powinnam dziennie dostarczać do mojego organizmu. Potem po kolei będę się uczyć co, jak i z czym się je, łączy, jak kupować by zjeść dobrze a chudnąć, a potem z łatwością utrzymać wagę :-)
Oglądałyśmy jej zdjęcia i szok, jak schudła i odmłodniała. Wiek to 44 lata a biologiczny 28!
Wiecie, ja sceptycznie do takich kursów podchodzę, ale Mirka po 3 miesiącach schudła 10 kg nie stawiając się na wszystkie spotkania i nie licząc tak do końca kalorii bo akurat te lekcje ominęła. Bez wysiłku zrzuciła te kg jedząc po prostu zdrowo. Podstawa to zero alkoholu i 3 litry wody dziennie.
Aaaa i podobno produkty light są gorsze od normalnych, wafle ryżowe, wydawałoby się dietetyczne, mają bardzo dużo cukru, no ale szczegółów dowiem się później. Będziemy się uczyć jak czytać etykiety.
No i mówi że waga nie jest najważniejsza, to tylko taki skutek uboczny zdrowego odżywiania.
No zobaczymy :-) Chudzielców też zaprasza. Mówi że schudnąć jest pikuś. Trudno jest przytyć. I takim osobom też pomaga. Zastanawiałam się czy Julki do niej nie przyprowadzić....
edit. A jeszcze mówiła że dużo kobiet robi taki błąd że ćwiczy godzinę, zrzuci np.600kcal, a potem wraca do domu i zjada niby mało, niby zdrowo a nadrabia te zrzucone kalorie, bo nie zna składu tych produktów które zjada.
No fajnie gadała, ja w bajki nie wierzę dopóki nie zobaczę, ale myślę że warto spróbować :-)