reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Odwiedziny z noclegiem po porodzie :(

Ludzie nie są taktowni. Potrafią przyjść bez zapowiedzi, wprosić się mimo tego, że stwarzają problem. Albo dawać dobre rady i za wszystko krytykować.
Teściowa już mi wygłaszała teorie typu „to biedne dziecko, bo…”, a jeszcze się nie urodziło.
Nie chciałabym obcej, krytykującej baby w domu.
Ja wychodzę z założenia, że to jest czas tylko dla naszej trójki - musimy się poznać, zaakceptować nową sytuację, nacieszyć się dzieckiem i dojść do siebie fizycznie i psychicznie po porodzie.
Naprawdę powiedziała ci biedne dziecko ? A dlaczego biedne 🤦

Facet niestety nie zrozumie. A jeszcze, jak się nasłucha żali z drugiej strony to już w ogóle. Odbiegając od tematu. Wiesz jakie u nas tyły spięcia w czasie drugiego porodu? Ogólnie ustalone mieliśmy, że jak będzie poród pierwszym dzieckiem zajmie się moja mama. Przyszedł ternin, poród się nie zaczął. Po tygodniu skierowanie do szpitala na wywołanie. I jak w sobotę teść się dowiedział jaka sytuacja i że w poniedziałek do szpitala idę to on weźmie wolne i się zajmje. Już pomijam fakt, że wszystko mieliśmy ustalone z moją mamą. Ale... Teść po rozwodzie. Nigdy nawet nie zmienił pieluchy, nie nakarmił czy ululał syna. Ba, nawet na spacer go nie zabrał, a tu wyskakuje, że on się zajmie. Odmówiliśmy. I się zaczęło. I to jeszcze nie do mnie, a do męża jakieś SMS z żalami. No i co? Mąż oczywiście też mi zarzucił, że ograniczam kontakt z dziadkiem. Nie rozumiał, że tu nie chodzi o satysfakcję dziadka tylko o odpowiednie zajęcie się dzieckiem. Jakoś nie widzę teścia, zmieniającego pieluchę synowi obsranemu po pachy.
Nie rozumiem czemu ludzie się o takie coś obrażają, w dodatkuam wrażenie, że mężczyznami można czasem tak zakręcić, że zaraz zmieniają swoje zdanie. To strasznie irytujące w tak ważnych kwestiach jak opieka nad dzieckiem.
 
reklama
Nie rozumiem czemu ludzie się o takie coś obrażają, w dodatkuam wrażenie, że mężczyznami można czasem tak zakręcić, że zaraz zmieniają swoje zdanie. To strasznie irytujące w tak ważnych kwestiach jak opieka nad dzieckiem.
Ja też nie. A już najbardziej mnie wkurza brak zrozumienia. Przecież ja nie powiedziałam, że nie.moga iść razem na lody. Ale tu chodziło o całodniową opiekę.
Myślę, że teść się po prostu czuje zagrożony, bo on niestety nie umie z dziećmi obcować. Ani się pobawić, ani zapewnić rozrywkę. Raz pojechaliśmy wspólnie do zoo, to najważniejsze było wyjechać wcześniej z tego zoo żeby ominąć korki, a nie dobrze się bawić.

Ale to wypisywanie jakiś chorych wiadomości i tekst męża "bo ojciec się obrazi" to było dla mnie szokujące. Jeden stary, a głupi. A drugi zamiast myśleć o dobru dziecka, to się tatusiem martwi 🤦🏻‍♀️
 
A weźcie, czytam wasze komentarze i tylko czuję, jak się we mnie krew gotuje, bo sama jestem w tej samej sytuacji, tylko u mnie upierdliwym typem jest mama. Mamy zupełnie różne charaktery, nigdy nie byłyśmy specjalnie blisko, choć zależy mi na dobrych stosunkach. Termin mam na połowę lipca, więc wymyśliła sobie, że przyjedzie do mnie 4 dni wcześniej, żeby pomóc mi wszystko poogarniać (nie ma co) i że zostanie tydzień po moim powrocie ze szpitala, żeby pomóc mi się zająć dzieckiem i mną. Dla niej to brzmi świetnie, genialny plan, a mnie już skręca, jak o tym pomyślę.

Jak wspomniałam, nie jesteśmy specjalnie blisko, więc wietrzenie krocza w jej towarzystwie czy karmienie małej z nią wpatrzoną w to jak w obrazek, będzie mnie drażnić. Do tego dochodzi stres związany z moim psem, bo mama już panikuje i ustala własne zasady, że nie dopuści go do dziecka, bo nie wiadomo, co się może stać - co jest sprzeczne z moim i męża planem, ale ona nie słucha. No i właśnie, ta panika... O ile nie boję się porodu, o tyle jej obecność przed nim mnie przeraża. Bo wiem, że nie zawiezie mnie do szpitala (już się zapowiedziała, że w żadnym razie, bo boi się jeździć po obcych miejscach), więc w razie rozpoczęcia akcji zacznie mi się tu miotać i przeżywać, kiedy ja będę ogarniać sobie podwózkę. No, nie trzeba mi takiego stresu. Tak samo jak zajmowania się dzieckiem ZAMIAST mnie (też jej plan) - a przecież to ja powinnam mieć na głowie przewijanie, przebieranie i całą resztę, mieć czas na zapoznanie się z małą i jej potrzebami.

Najchętniej postawiłabym jej twarde warunki (pobyt max 2 dni po porodzie i wyjazd), ale nie mogę, bo stawianie jej granic nie przynosi skutku. Mama najpewniej zmaga się z zaburzeniami typu borderline (to opinia wielu znajomych psychiatrów, ale nie oficjalna, bo ona sama nigdy nie pójdzie się zbadać, bo to wymysły), każdą próbę zwrócenia uwagi na potrzeby innych (w tym np. upragniony spokój po porodzie) traktuje jako ataki na siebie, robi z siebie ofiarę, płacze, ewentualnie obraża się (ale wtedy wydzwania po kilka razy dziennie i wysyła soczyste wiadomości, które mają wpędzić odbiorcę w poczucie winy), albo - wisienka na kremie - zaczyna powtarzać, że wszyscy jej nienawidzą i będzie najlepiej, jeśli zniknie, zabije się, wtedy będziemy mieć od niej upragniony spokój. Jest to o tyle niszczące psychicznie, że już nie raz podejmowała próby przedawkowania leków, ale nie tyle z powodu nieradzenia sobie z życiem, co dramatycznego rozegrania kart. Po wszystkim uwaga była zwrócona na nią, a ona mogła bez problemu trzymać nas w ryzach.

I już nie wiem, co robić. Odmówienie jej tego przyjazdu (zwłaszcza, że większość roku pracuje za granicą) będzie odebrane jako atak, odsunięcie jej i skończy się wielotygodniowym stresem, który nie przysłuży się ani mi ani dziecku. Bycie z nią tyle czasu też wykończy mnie psychicznie, zwłaszcza, że ma manię sprzątania i przekładania wszystkiego w moim mieszkaniu i już nie raz się z nią o to kłóciłam - bo ona wie wszystko lepiej, lepiej wyczuwa potrzeby innych itd., a poza tym chce tylko pomóc. Męża już do tego nie mieszam, bo dla niego moje samopoczucie jest najważniejsze i już i tak muszę się pilnować, by nie kazał mojej rodzinie spadać na drzewo, widząc to, jak niszcząco wpływają na mnie kontakty z częścią z nich.

Uhhh... Wygadałam się, a nie miałam komu, więc dzięki niebiosom za tę grupę i waszą tu obecność. Teraz mam tylko nadzieję, że młoda urodzi się jeszcze w czerwcu, przed powrotem mamy do kraju i że po tym, jak już tu przyjedzie, uda mi się wygonić ją stąd po 2-3 dniach (mamę, nie dziecko 😉) . I tak skończy się wyrzutami i robieniem ze mnie złej córki, która gardzi zatroskaną i pomocną matką, ale może, po tym krótkim kontakcie z wnuczką, nie urośnie to aż do takich rozmiarów, jak przez całkowite zabronienie jej przyjazdu czy walka na noże przez cały jej pobyt u nas 😑
 
A weźcie, czytam wasze komentarze i tylko czuję, jak się we mnie krew gotuje, bo sama jestem w tej samej sytuacji, tylko u mnie upierdliwym typem jest mama. Mamy zupełnie różne charaktery, nigdy nie byłyśmy specjalnie blisko, choć zależy mi na dobrych stosunkach. Termin mam na połowę lipca, więc wymyśliła sobie, że przyjedzie do mnie 4 dni wcześniej, żeby pomóc mi wszystko poogarniać (nie ma co) i że zostanie tydzień po moim powrocie ze szpitala, żeby pomóc mi się zająć dzieckiem i mną. Dla niej to brzmi świetnie, genialny plan, a mnie już skręca, jak o tym pomyślę.

Jak wspomniałam, nie jesteśmy specjalnie blisko, więc wietrzenie krocza w jej towarzystwie czy karmienie małej z nią wpatrzoną w to jak w obrazek, będzie mnie drażnić. Do tego dochodzi stres związany z moim psem, bo mama już panikuje i ustala własne zasady, że nie dopuści go do dziecka, bo nie wiadomo, co się może stać - co jest sprzeczne z moim i męża planem, ale ona nie słucha. No i właśnie, ta panika... O ile nie boję się porodu, o tyle jej obecność przed nim mnie przeraża. Bo wiem, że nie zawiezie mnie do szpitala (już się zapowiedziała, że w żadnym razie, bo boi się jeździć po obcych miejscach), więc w razie rozpoczęcia akcji zacznie mi się tu miotać i przeżywać, kiedy ja będę ogarniać sobie podwózkę. No, nie trzeba mi takiego stresu. Tak samo jak zajmowania się dzieckiem ZAMIAST mnie (też jej plan) - a przecież to ja powinnam mieć na głowie przewijanie, przebieranie i całą resztę, mieć czas na zapoznanie się z małą i jej potrzebami.

Najchętniej postawiłabym jej twarde warunki (pobyt max 2 dni po porodzie i wyjazd), ale nie mogę, bo stawianie jej granic nie przynosi skutku. Mama najpewniej zmaga się z zaburzeniami typu borderline (to opinia wielu znajomych psychiatrów, ale nie oficjalna, bo ona sama nigdy nie pójdzie się zbadać, bo to wymysły), każdą próbę zwrócenia uwagi na potrzeby innych (w tym np. upragniony spokój po porodzie) traktuje jako ataki na siebie, robi z siebie ofiarę, płacze, ewentualnie obraża się (ale wtedy wydzwania po kilka razy dziennie i wysyła soczyste wiadomości, które mają wpędzić odbiorcę w poczucie winy), albo - wisienka na kremie - zaczyna powtarzać, że wszyscy jej nienawidzą i będzie najlepiej, jeśli zniknie, zabije się, wtedy będziemy mieć od niej upragniony spokój. Jest to o tyle niszczące psychicznie, że już nie raz podejmowała próby przedawkowania leków, ale nie tyle z powodu nieradzenia sobie z życiem, co dramatycznego rozegrania kart. Po wszystkim uwaga była zwrócona na nią, a ona mogła bez problemu trzymać nas w ryzach.

I już nie wiem, co robić. Odmówienie jej tego przyjazdu (zwłaszcza, że większość roku pracuje za granicą) będzie odebrane jako atak, odsunięcie jej i skończy się wielotygodniowym stresem, który nie przysłuży się ani mi ani dziecku. Bycie z nią tyle czasu też wykończy mnie psychicznie, zwłaszcza, że ma manię sprzątania i przekładania wszystkiego w moim mieszkaniu i już nie raz się z nią o to kłóciłam - bo ona wie wszystko lepiej, lepiej wyczuwa potrzeby innych itd., a poza tym chce tylko pomóc. Męża już do tego nie mieszam, bo dla niego moje samopoczucie jest najważniejsze i już i tak muszę się pilnować, by nie kazał mojej rodzinie spadać na drzewo, widząc to, jak niszcząco wpływają na mnie kontakty z częścią z nich.

Uhhh... Wygadałam się, a nie miałam komu, więc dzięki niebiosom za tę grupę i waszą tu obecność. Teraz mam tylko nadzieję, że młoda urodzi się jeszcze w czerwcu, przed powrotem mamy do kraju i że po tym, jak już tu przyjedzie, uda mi się wygonić ją stąd po 2-3 dniach (mamę, nie dziecko 😉) . I tak skończy się wyrzutami i robieniem ze mnie złej córki, która gardzi zatroskaną i pomocną matką, ale może, po tym krótkim kontakcie z wnuczką, nie urośnie to aż do takich rozmiarów, jak przez całkowite zabronienie jej przyjazdu czy walka na noże przez cały jej pobyt u nas 😑
Wiesz co, uważam, że powinnaś myśleć o sobie i o dziecku. Rozumiem, że mama jest ciężkim przypadkiem. Ale nerwowa atmosfera nie wpłynie pozytywnie na dziecko. Z resztą na Ciebie też nie.

Wiecie co, to jest dla mnie dramat. Żeby zamiast cieszyć się ciąża i czasem po porodzie kobieta musiała martwić się takimi pierdołami.

Poza tym, nie wyobrażam sobie żeby ktoś mnie wyręczał w opiece nad dzieckiem. Jak już chce przyjechać i pomagać niech sprząta, gotuje, prasuje czy co tam będzie tobie potrzebne. Ale nie opieka nad maluchem. To jest Twoje dziecko, nie jej. Ona się swoimi zajmowała.

Znam dwa takie przypadki "nawiedzonych babć". Jedna mało nie przyprawiała córki o zawał, bo w nocy wstała i zabrała noworodka do siebie do łóżka 🤦🏻‍♀️ druga jeszcze lepsza. Została z dzieckiem na chwilę sama i dała mu swoją pierś.
 
Znam dwa takie przypadki "nawiedzonych babć". Jedna mało nie przyprawiała córki o zawał, bo w nocy wstała i zabrała noworodka do siebie do łóżka 🤦🏻‍♀️ druga jeszcze lepsza. Została z dzieckiem na chwilę sama i dała mu swoją pierś.
Moja na szczęście mogłaby je potraktować tylko "mlekiem w proszku", ale chyba też można ją podciągnąć pod to nawiedzenie - bo wymyśliła sobie, że będzie spać w pokoju z małą, żebym ja była w sypialni z mężem. A ona będzie mi ją ewentualnie donosić na karmienie. Na szczęście udało mi się to wybić jej z głowy, ale tylko dlatego, że mąż zaczyna w lipcu nową pracę i przyjęła argument, że chcę, aby chociaż na początku mógł się w spokoju wysypiać. Jakoś bardziej przeżywa, że mogłaby podpaść jemu niż to, jak odbija się na mnie jej zachowanie, więc jak pisałam, pozwolę jej przyjechać "pomagać" po porodzie, ale tego drugiego czy trzeciego dnia oddeleguję chyba szczęśliwego tatusia, żeby powiadomił moją mamę, że jej wizyta dobiegła już końca. Byleby tylko nie chlapnąć mu za dużo o szkodliwym wpływie mamy, bo jak się mój chłop zacietrzewi, to da nam długi szlaban na kontakty z moją rodziną.
 
Jeszcze raz wielkie dzięki za możliwość wygadania się. Jakoś mi teraz lżej na wątrobie, a i w głowie wszystko zaczyna się układać.
 
Aj dziewczyny a to wszystko dlatego ze staramy się w miarę wybrnąć by nikt się źle nie poczuł... Szkoda ze rodzina w ten sposób nie pomyśli i wtedy nie musielibyśmy kombinować.
ja wiem ile będzie gadania jak pojade do swojej mamy z dzieckiem ( to tylko godzina, mieszka na wsi dużo fajnych miejsc do spacerowania, osobny pokój i spokój wiec można komfortowo spać, moja mama jest z tych co rozumieją ze nie każdy potrzebuje odwiedzin i pomocy ) a właśnie do rodziny ojca dziecka już nie pojedziemy (dodatkowe 2.5h i brak warunków na spanie) - myśle o tym codziennie jak to zrobić żeby tuż przed wejściem może odciągnąć by przy nich nie karmić No sama nie wiem. Mnie to stresuje bardziej niż połóg sam w sobie - ja większość ciazy śpię Maks 1,5 h bo toaleta lub zgaga lub ból przepony wiec jestem przyzwyczajona do ciągłego wstawania.
 
reklama
Aj dziewczyny a to wszystko dlatego ze staramy się w miarę wybrnąć by nikt się źle nie poczuł... Szkoda ze rodzina w ten sposób nie pomyśli i wtedy nie musielibyśmy kombinować.
ja wiem ile będzie gadania jak pojade do swojej mamy z dzieckiem ( to tylko godzina, mieszka na wsi dużo fajnych miejsc do spacerowania, osobny pokój i spokój wiec można komfortowo spać, moja mama jest z tych co rozumieją ze nie każdy potrzebuje odwiedzin i pomocy ) a właśnie do rodziny ojca dziecka już nie pojedziemy (dodatkowe 2.5h i brak warunków na spanie) - myśle o tym codziennie jak to zrobić żeby tuż przed wejściem może odciągnąć by przy nich nie karmić No sama nie wiem. Mnie to stresuje bardziej niż połóg sam w sobie - ja większość ciazy śpię Maks 1,5 h bo toaleta lub zgaga lub ból przepony wiec jestem przyzwyczajona do ciągłego wstawania.
Karmienie przy ludziach to rzecz jak dla mnie normalna, na spacerze jak dziecko zgłodnieje to siadasz na ławce i karmisz. Przy teściowej zdarzy się nie raz, że będziesz karmić.
Myślałam, że stresem dla Ciebie jest podróż i twoja niechęć do nocowania w obcym miejscu, gdzie nie ma warunków. Oraz że nie masz ochoty na odwiedziny z noclegiem, co jest oczywiste. Urodzi się dziecko i przejdzie Ci ochota zadowalania wszystkich wokół swoim i dziecka kosztem. W postach przede mną wszystko zostało już powiedziane. Teściowej są różne. Niech twój mąż to załatwi i poprosi krewnych o cierpliwość.
 
Do góry