reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści WRZEŚNIÓWEK z porodowek - BEZ KOMENTARZY :)

Znalazłam trochę czasu, więc opiszę moje przeżycia z tego ważnego dnia.
Trafiłam do szpitala w piątek 31.08 ze skierowaniem od mojego gin ze względu ma ciśnienie. Przez weekend próbowali coś zrobić żeby je zbić, ale niestety się nie udawało i w poniedziałek 03.09 na obchodzie zjawiła się mój lekarz prowadzący który jest ordynatorem oddziału i zadecydował że nie ma na co czekać i robimy cc.
Zadzwoniłam do M że dam mu znać o której ma przyjechać bo był akurat w pracy. Zdążyłam spakować swoje rzeczy z patologii i przyszła po mnie położna że idziemy na zabieg. Ja w szoku że tak szybko i że jeszcze muszę powiadomić męża, jak na złość nie mogłam się do niego dodzwonić!!!!
Więc szybko telefon do mamy że ma się do niego dobijać!!
Wzięli mnie na sale przygotowawczą, założyli cewnik, pozbierali wszystkie dane i kazali czekać bo sprzątali sale po poprzedniej cesarce. W międzyczasie zjawiła się mój M, zdyszany bo na mieście był wypadek i nie mógł się przedostać do szpitala.
Wzięli mnie na sale operacyjną, dostałam znieczulenie w kręgosłup, jeszcze był problem z wkłuciem przez moją opuchliznę,a ciśnienie mi skoczyło z wrażenia do 180/120. Pani Anastezjolog była cudną i spokojną kobietą i tłumaczyła mi po kolei co będzie mi robić.
Kiedy wyjęli mi Amelkę z brzuszka o 10:10 pokazali na chwilę to Ja czekałam z niecierpliwością na jej pierwszy płacz który w końcu po chwili się pojawił. Amelkę zabrali na badania, a mnie w tym czasie zszywano, przy okazji mój lekarz pobił rekord czasowy w robieniu cc na 21 minut :angry::angry::angry:
Przewieźli mnie na sale, a mój M przyleciał z aparatem pokazać mi malutką bo był przy jej badaniach.
Trochę się bałam że coś jest nie tak bo nie przynosili mi małej, okazało się że musiała poleżeć w cieplarce. Ważyła 2700 g i 53 cm długości, lekarz powiedział że od pewnego czasu już nie rosła przez ciśnienie a łożysko było już stare (w 37 tygodniu).
Po ok 2 godzinach dostałam Amelkę do siebie żeby dać jej siarę.Szczęście przeogromne że wszystko z nią ok. Kryzys nastąpił w nocy bo ciśnienie mi skoczyło do 220/130 i latali nade mną żeby je szybko zbić, lekarz dyżurujący zaglądał do mnie co chwilę, dostałam nawet coś w rodzaju głupiego jasia i widziałam wszystko podwójnie, ale to trochę zbiło ciśnienie. Po cesarce mogłam wstać w środę rano, samopoczucie okropne ale do piątku jakoś doszłam do siebie i wypuścili nas do domu, Teraz już śmigam sama bez problemów, szwy zdjęli w piątek rano.
Amelka dostała 8 pkt w skali bo nie miała odruchu chwytania i nie do końca wykształcone linie na rączkach i stópkach. Ale za to była najgłośniejszym i najwięcej pałaszującym dzieckiem na oddziale bo musieliśmy ją dokarmiać butelką w nocy bo inaczej był krzyk, ale to ma za tatą.
Teraz jesteśmy w domku i czujemy się już pewniejsze siebie w opiece.
Za wszystko dziękuję mojemu M bo jest najkochańszy na świecie!!!
Trzymam za Was kciuki dziewczyny i za Wasze maluchy!!
 
reklama
No to i ja ;-)
Pojechałam we srode na IP, bo cos mi nie pasowało, mały mniej sie ruszał(a on to dawał mi popalic caly czas) i miałam znów skurcze co ok 10-7-5minut. nieregularne, ale jednak częste.
Na IP juz kazali zostac, bo byłam po terminie i miałam 3cm rozwarcia.
W tym dniu porobili wszystkie badania, kilka razy do wieczora miałam ktg, jedno usg, co chwile podchodzili i sprawdzali tetno małego.
We czwartek rano ordynator wymyslil, ze "szkoda marnowac rozwarcia" i jak sie zwolni sala porodowa, to mnie zawołają i bede rodzic.
Około 13 poszłam na porodówkę i podpięli mi ktg i oxy. Wszystkie skurcze idealnie sie zapisywały, ale slabe, nie nadające się do porodu. Co jakis czas zwiekszali mi dawke oxy, ale i tak nie dzialała. Zaczeli mi mowic, ze tak bywa, i jak nie ruszy, to na drugi dzien beda myslec co dalej. Do ok 18 nie zmieniło się praktycznie nic, moze tylko skurcze były równo co 3 min, ale słabe i do niczego nie przydatke(max cos ok 30).
No i ok godziny 18:15 przyszła położna i mowi, ze zbada mi rozwarcie, czy sie cos zmieniło, bo ich zmiana sie juz konczy wiec i mi juz wiecej nic nie beda robic... No i nie była to do konca prawda, bo rozwarcie i zbadała, ale jednoczesnie przebiła mi wody, mówiąc, ze teraz mi to pomoze.
No i to był szok. Dokładnie 18:18 zdazylam napisac jedno slowo w smsmie do meza "Rodze"... na nic wiecej czasu nie miałam. Skurcze od razu co 2 min, na skali pokazywało 100-130. Myslałam ze zaraz kogos pogryze. A tu jeszcze chwilke kazali lezec pod ktg. Rozwarcie mi skoczyło po chwili do 5. Myslalam ze czas stoi w miejscu. Jak pozwolili zejsc, to sie polepszyło. Mogłam podreptac koło lózka, a na skurczach krecilam biodrami i mocno oddychałam. Połozna sams sie zdziwila, ze to tak szybko ruszyło, po 15 min miałam rozwarcie na 7 i czekalismy, az zaczna sie parte. Parte zaczely mi sie na 9cm, ale okazalo sie, ze maly jest zle skrecony głowka i musialam przelezec dwa skurcze na boku, zeby sie przesunał... to dopiero był odlot ;-)
Pomogło i juz miałam 10, wiec moglismy zaczac rodzic ;-)
Partych miałam w sumie 4, połozna na ostatnim robiła masaz, bo mnie nie nacinali i liczyła, ze nie pęknę. Udało sie, bo w ustatecznosci popękała mi tylko skóra na zewnatrz. Mam kilka szwow, ale nie ma porownania z tym, co mialam poprzednio po nacinaniu.
Mały od razu wydal głooooośny wrzask i dostałam go na brzuch. I gapił sie na mnie szeroko otwartymi oczami :-) Super uczucie :-)
Pozszywali mnie, i na tej sali musiałam jeszcze lezec 2h. Na poczatku dali mi Macka obok łóżka, ale po jakiejs godzinie zabrali, bo w tej sali byly pootwierane okna i lepiej bylo, zeby nie marzł ;-)
Co jak co, ale polecam takie szybkie porody, chociaz bolało na maxa.... myslalam caly czas, ze to sie nigdy nie skonczy :-)
 
W koncu mam chwile wiec i ja opisze Nasza historie ktora zaczela sie rowno misiac wczesniej niz termin z OM;)

Wiec 23.08 pojechalam na pierwsze KTG w domu cisnienie ok przed KTG standardowo wazenie i cisnienie i co 160/100 pozniej podczas KTG 170/120...KTG ok, moj lekarz jak zwykle mial urlop wiec przyjal mnie inny zobaczyl cisnienie i od razu dal skierowanie do szpitala i kazal natychmiast jechac.
Pojechalam do domu zabralam torbe, popatrzylam na lozeczko ktore dzien wczesniej ubralam i juz wiedzialam ze wroce do domu razem z Corka ale nie spodziewalam sie ze tak szybko.
23-go o 18 tej trafilam na IP zobaczyli skierowanie i na dole przechwycila mnie polozna kazala sie od razu przebrac w pizame, pojechalismy na gore i staje przed wejsciem na TRAKT porodowy:szok: pytam sie jej czy to juz a Ona ze juz jest ten tc ze musza mnie najpierw tu wziasc na obserwacje....dali ta piekna pizamke rozpinana z przodu i polozyli na lozku pod jedna reka cisnienie, pod druga kroplowka a na brzusiu KTG...i tak po 2 h zbili cisnienie i dali mnie na patologie.
Rano o 7 obchod ordynator sie przestraszyl bo w nocy non stop skakalo cisnienie mnie tak nafaszerowali ze tylko dziewczyna lezaca obok mnie uswiadomila ze juz tu tylu lekarzy bylo ze az samm ordynator sie pofatygowal , dodam ze to bardzo mily i konkretny lekarz:)
Wiec mowi mi spokojnie ze to juz ten tydzien ze w razie gdyby musieli mnie rozwiazac to z Mala bedzie wszystko ok ze dadza mi sterydy na Jej plucka ze mam sie nie martwic, nie jesc i czekamy na wyniki moczu czy pojawi sie bialko....o godz 9 tej wraca sam ordynator i mowi spokojnym glosem ze mam bialko 500 jednostek gdzie nie powinno go byc wcale wiec za chwile zaczna mnie szykowac do cc.Szybki telefon do M zeby wyjezdzal bo mial 900 km do przejechania. I tak nawet nie zdarzylam sie przejac tym calym cewnikowaniem , znieczuleniem chyba nie do konca do mnie to docieralo...dopiero kiedy polozyli mnie na stole i zaczeli telepac brzuchem poczulam ze cos sie zaczyna dziac. Na stol polozyli mnie o 12.45 a o 13.05 uslyszalam plec zenska 13.05 MA PANI SLICZNĄ CÓRECZKE dobra robota(tak jak ja bym cos zrobila)...szybko ja odsluzowali dali kilka razy tlen do wdechniecia i uslyszalam najpiekniejszy placz na swiecie dali mi ja do ucalowania i zabrali mowiac ze jest malenka wiec musi troszke polezec w inkubatorku...M dojechal o 22 widzial Mala i wszedl do mnie az mnie zdziwilo ze trafil na mile polozne pocalowal mnie i powiedzial ze mi dziekuje ze Mala jest piekna:)
Jesli chodzi o bol po cc to byl do zniesienia sama sie musialam prosic zeby mnie odloczyli od kroplowki zebym pochodzila a jak juz wstalam prosto na noworodki i po Lilianke i juz Jej nie oddalam chociaz polozna sugerowala ze mam wypoczywac i zeby ja na noc oddac ZWARIOWALA heh
Ogolnie wszyscy sie dziwili ze tak szybko wstalam ze doszlam do siebie rana nie boli ladnie sie goi takze wszystko oki:)
Jeszcze tylko czekamy na przyzwolenie do przystawienia do cycabo od wczoraj juz nie biore lekow a cisnienie wrocilo na to sprzed ciazy:D
W skali Aapgar miala 8 pkt po 10 min 9:)48 cm i 2290 cm Kocham ja calym sercem i nie zawahalabym oddac za Nia zycia...
 
No to teraz ja :)
Do szpitala miałam się stawić 11.09 na planowane CC, przyjęli mnie na ginekologie bo okazało się, ze planowane CC robią w środy, porobili mi badania co 3godz ktg, najwięcej miałam 75 na ktg,
w środę rano o 10 wzięli mnie na porodówkę, musiałam czekać bo przede mną były jeszcze CC, podjechał m bo strasznie się bałam jak patrzałam przygotowania innych dziewczyn do CC ale mogłam siedzieć z nim tylko na korytarzu wg zasad szpitala, po jakichś 15minutach wróciłam na porodówkę bo na korytarzu było strasznie zimno, założyli mi cewnik, blee jakie to głupie uczucie, podłączyli kroplówkę i wzięli na sale, schody zaczęły się już jak poruszyłam się przy wkuwaniu w kręgosłup musiałam się poruszyć, taki mam jakichś odruch, no i musiała się wkuwać drugi raz, potem nie mogła trafić w ta przestrzeń co powinna, teraz masakrycznie boli mnie kręgosłup, podczas CC spadło mi bardzo ciśnienie, anestezjolodzy popędzali lekarzy żeby szybciej cieli, wszystko co się dzialo widziałam w lampie nad stołem, nawet wiem jak wygląda moja macica heh taki siny balon heh, wszystko czułam ale nie jako ból tylko takie szarpanie, ginekolodzy mnie cieli i sobie żartowali, żeby mnie rozbawić bo strasznie się stresowałam, musieli podać mi tlen, dostałam tez krwotoku czego skutkiem były późniejsze zastrzyki przeciw zakrzepowe w brzuch, malego wyjeli,okazal sie jednak Chłopcem już słyszałam płacz małego i pytam co za płeć a lekarze sobie żartowali i pokazali mi dopiero jak już położyli mi go na brzuch, na pocztaku dostał 9 pkt, ale potem się zaczęła jazda, musiałam leżeć 12 godzin bez podnoszenia głowy, innym Mamom po CC przynosili dzieci a minie o co kaman? nikt minie chciał nic konkretnego powiedzieć, tylko, ze leży w nagrzewarce i ze niby wszystko ok, pyt jak ok? skoro nie mogą go wyciągnąć z nagrzewarki? nikogo nie wpuszczają na oddział a m wpuścili? myślałam ze umrę z paniki, przynieśli mi go dosłownie na 30 sekund, ochrzciłam go na leżąco bo wstać jeszcze nie mogłam, okazało się po czasie, ze nikt nie wie co mu jest, mały jadł bardzo mało i strasznie mruczał charcząc, ciężko to określić, nawet do ordynatorki w nocy dzwonili żeby to skonsultować, pobrali badania i powiedzieli ze czekamy do rana,
tymczasem mi o 24 wypadało 12 godzin zacisnęłam zęby i stwierdziłam ze muszę dać rade dla małego, noc była straszna bolało jak cholera, ale to nic w porównaniu ze strachem o młodego,, rano mi go przynieśli i okazało się ze był mocno zapchany wodami płodowymi, w nocy i rano ulewał non stop moim wodami płodowymi z jakimiś syfami, ale przynajmniej wiedzieliśmy już co jest grane, trzeba było go non stop pilnować i nadal trzeba bo bardzo mocno i często się dusi, teraz już co raz mniej ulewa na szczęście, w końcu pomału zaczął jeść, i wszystko poszło do przodu, jego obecność była dla mnie największym znieczuleniem, na następna noc mi go wzięli żebym mogła odpocząć ale na następna już go nie dałam, mimo, ze noc była straszna, i co najdziwniejsze bardziej bolał mnie kręgosłup niż rana,
na sale trafiłam z jakąś mocno dziwna dziewczyna, nie miała nic dla dziecka ani dla siebie przez cały pobyt, ani jednej pieluchy, ktoś tam jej potem przyniósł z 5 sztuk po jej 3 letniej Córce wielkich jak nic, myślałam, ze ona faktycznie taka biedna, kopiłam jej podkłady poporodowe bo brudziła łózko, nie miała to się kładła bez, dawałam jej wszystko mimo, ze wiecie jak u mnie jest, pieluchy, chusteczki, jedzenie, po czym jak przyszedł robić fotograf zdjęcia po 30zł to ona sobie wzięła bo ona lubi zdjęcia i pyta mnie się czemu ja nie wzięłam :szok: chciałam jej powiedzieć bo nie mam kasy g... dz... bo kupowałam Ci wszystko i nie mam kasy, dodam jeszcze, ze jak włączałam tv który był na monety to ona była na tyle bezczelna ze mówiła mi co mam włączyć, ale najlepsze miało się dopiero zaczął bo dziś w nocy dali jej dziecko mimo ze chciała je oddać na noc pielęgniarkom, dziecko wyła ona spala, wpierw zwróciłam jej uwagę, czy ona będzie do rana spala a to dziecko wyła, laska usiadła na łózko i siedzi jak pień, i się nie rusza, no to poszłam do pielęgniarek, a taka mniej przyjazna pielęgniarka, powiedziała, ze ona musi mieć dziecko bo musi zobaczyć jak to jest mieć w nocy dziecko, ale najlepsze miało się dopiero zacząć ja wracam a ona siedzi na łóżko cala zasikana, pytam co ona zrobiła a ona na to ze nie zdarzyła do WC i siedzi w tym, nie chciała się ruszyć tego posprzątać, a pielęgniarki przyniosły jej czysta pościel a ona nadal siedzi, nerwami puscicli powiedziałam, ze ja jadę do domu, od razu o 3w nocy na co one ze lepiej nie, no to ja im mowie, ze ja tam na sali nie wyrobie już ani minuty dłużej, ze mogę siedzieć do rana na korytarzu na krześle, dali mi na szczęście inna sale, a rano dostałam wypis, który tez był wątpliwy bo...
mały wczoraj zrobił się żółty, a mnie pokusiło na ubranie zwykłych majtek i zaciągnęłam sobie wczoraj wieczorem szwy, jednego nawet kawałek się urwał, krew ciekła, nie powiedziałam o tym nikomu bo się bałam, no, ale lekarz dziś rano na obchodzie zauważył i tak, no i bałam się, ze nie wyjdę, bo okazało się, ze co tam się sączy, lekarz pytal się co się stało no to mu powiedziałam, oczyścili mi to i pościli do domu, ale mam mieć gola ranę i nic nie robić a do dzieci mieć pomoc, a w środę do szpitala, zobaczą co dalej
dodam jeszcze na koniec ze rano jak wychodzilam uslyszalam jeszcze, ze laska znow zrobila siku i kupe do lozka...

aaa i blednie podałam Wam wagę bo źle usłyszałam w szpitalu, mały miał 3140 i 52cm
 
Ostatnia edycja:
To ja tez opowiem :) 6.09 miałam rutynową wizytę u mojej ginekolog, na której miałam dowiedzieć się kiedy kładą mnie do szpitala na wywołanie, bo mam cholestazę. Nad ranem jak zwykle obudziłam się na siusiu. Wstaję z łóżka i okazuje się, że nie potrafię ustać pionowo! O mało nie przewróciłam się z powrotem na łóżko. Miałam tak silne zawroty głowy, że idąc na siusiu musiałam trzymać się ścian! Zeszłam na dół na śniadanko - kanapka z wędliną i pomidorkiem. Po pół godz. musiałam ją "oddać". Kurde co jest grane? Dobrze, że D. miał tego dnia wolne, mógł pojechać ze mną na wizytę u ginekolog. Sama nie dałabym rady z tymi zawrotami. Na wizycie szybkie badanko - szyjka gładka, krótka, gotowa do porodu. Szybki telefon do Szpitala, w którym miałam rodzić, czy mają wolne łóżka. Mają. Mam się wstawić na 15:30. Po wizycie wracam do domu i stwierdzam, głodna jestem. Może płatki...? Po pół godz. płatki też musiałam "oddać". Pojechaliśmy do szpitala. Najpierw KTG. Skurcze słabe nieregularne. Dostaję łóżko i dowiaduję się, że około północy dostanę żel na wywołanie. Mówię im, że nic cały dzień nie jadłam, bo wszystko "oddawałam". Przynieśli mi banana. Za chwilę był późny obiad - kurczak, ziemniaki i puree z marchewki... i co? Po pół godz. biegiem leciałam do toalety. Przewieźli mnie do izolatki, bo bali się, że to jakaś zatrucie i że mogę pozarażać inne babki na sali. Dla mnie jeszcze lepiej - cisza, spokój, własna toaleta, prysznic i TV :) Jakoś około 20:00 podali mi kroplówkę wzmacniającą, bo przecież cały dzień nic nie jadłam. Północ - podali żel na wywołanie i wyprosili D., bo powiedzieli, że po żelu i tak raczej nic nie będzie się działo przez co najmniej następne 4h. Ze szpitala do domu mamy 50km ;/ Leżę sama w tym pokoju i stwierdzam, że chyba coś zaczyna się dziać, bo brzuch napina mi się częściej i silniej. Po 2h było już ostro. A mówili, że przez 4h raczej nic się nie będzie działo. Kazałam D. przyjeżdżać z powrotem. Chodzimy po korytarzu skurcze już w piiip silne, regularne co jakieś 1,5min trwające jakieś 30 sek. Myślałam, że zacznę chodzić po ścianach... D. powiedział w tym momencie, że strasznie mu głupio, że czuje jakby to była jego wina i że gdyby mógł, to wziął by cały ten ból na siebie. Kładą mnie na porodówkę, KTG, przebijają wody na skurczu, więc było mi już wszystko jedno, bo i tak kur***sko bolało. Młody zaczyna się denerwować w brzuszku bez wód, KTG pokazuje, że puls podskoczył Małemu do niebezpiecznych granic. Nie podam wartości, bo w tych bólach nie potrafiłam się skupić na ich zapamiętaniu. Moja ginka kręci głową, prosi mojego D. na bok. Rozmawiają, po czym D. podchodzi do mnie i mówi, że będzie cc, bo mały ma za wysoki puls i że to niebezpieczne. Bardzo nie chciałam cesarki, ale w tym momencie było już mi wszystko jedno. Najważniejsze, żeby Adrianka wyciągnęli ze mnie jak najszybciej, jeśli rzeczywiście cała ta sytuacja bardzo go stresowała. Przygotowują mnie do zzo. Ponaglam ich, mówię, żeby szybciej, bo ja już nie wytrzymam następnego skurczu! No wykituje po prostu! Jest! Poszło! ZZO działa. Ja banan na twarzy. Oni mi parawan przed oczami a ja do nich krzyczę - zawołajcie mojego D.! Oni, że zaraz. Ja, że teraz! Jest D. Ma łzy w oczach, ale uśmiech na twarzy. Dzielny był przez cały ten czas, jestem z niego dumna :) Tną. Coś tam gmerają, szmerają i nagle (o 6:22 rano) zza parawanu w powietrzu, trzymany przez moją ginkę pojawia się mój kochany Adrianek. Zabierają go od śluzować. Ja wrzeszczę czemu on nie płacze??? Oni mnie uspokajają, tłumaczą, że to chwilę potrwa, a ja znowu: czemu on nie płacze??? I tu nagle słyszę najpiękniejszy płacz w moim życiu!!! :) Od tej chwili nic już się nie liczy :) Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie! Podają mi małe zawiniątko, a w środku mój Adrianek śliczniutki różowiutki, najsłodszy chłopczyk na świecie. 48cm, 3050g, APGAR 8pkt. w 1-ej minucie, 9pkt w 5-ej minucie. Płaczę ze szczęścia. Patrzymy sobie tak we trójkę na siebie kilka minutek, po czym moi dwaj chłopcy muszą mnie opuścić. Szycie. Zmiana sali. Ponakrywali mnie jakimiś kocami i każą spać. Jak tu spać, jak tam gdzieś jest mój synek! Jakoś po 2h jestem z powrotem w swoim pokoju. Pod kroplówka i cewnikiem. Przychodzą moi chłopcy. Uskuteczniamy cycusiowanie :) Cholercia! Poszło jak z płatka! Młody przyssał się od razu, jakby nie był to jego pierwszy raz! Rana boli, nie mogę się wygodnie ułożyć na łóżku, żeby i małemu i mi było wygodnie. Na szczęście jest mój D. i dzielnie nam pomaga. Trzy doby po cc wyszliśmy ze szpitala :) Teraz jesteśmy już w domku i cieszymy się sobą każdego dnia :) Adrianek to Dar od Boga i Błogosławieństwo, za które dziękujemy każdego dnia :)
 
Co prawda rodziłam pierwszego wrzesnia, ale wreszcie mam chwilkę by o tym po krótce napisać :tak:
A zatem:
O 4 nad ranem odeszły mi wody, po mału takie różowym kolorem podbarwione, zaczęły się skurcze bezbolesne co 20 min, wzięłam sobie na spokojnie prysznic, o 5 jeszcze malowałam sobie pazurki, dopakowałam się, skurcze po mału przybierały na sile, jak jechałam do szpitala były co 10 min, lekarz zbadał mnie o 6 nad ranem , dziecko nisko , rozwarcie 1 cm i na porodówke, a dokładnie salę przedporodową, tam skurcze co 8 min, co 5 min , po godzinie przychodzi położna, bada mnie, rozwarcie na 5 palców - i zapraszamy na porodówkę - ja szok, że tak szybko, tam skurcze co 2-3 min kurewsko bolesne i nagle niezapomnę tego :szok::szok::szok: pierwszy party, dziecko weszło w kanał rodny - powiem tak - wydarłam pyska w jakiś odzwierzęcy sposób i pamiętam tylko, że chciałam wyskoczyć przez okno :-D:-D:-D:-D i tak parte przez około 30 min - nie wiedziałąm, że może istniec taki rodzaj bólu . O 9.14 położyli mi małą na brzuchu , zostałam mamą:-D, nie wierzyłam, że jednak się udało po tak długim czasie:tak:, młoda darła się w niebogłosy, ja byłam w szoku, lekarz zszył mnie, gdyż naecieli mnie na jednym z partych (nic nie czułam) pojechałam na poporodową i tak lezałyśmy sobie ok 2h ..... Wrażenia - niezapomnaine , nie do opisania ... trzeba to przeżyć. W sumie czas porodu I faza 1h45 min II faza 34 min :tak:
 
To teraz ja;) 10.09 o godz 9 miałam się wstawić w szpitalu na badanie wydolności łożyska. Na miejscu zrobili mi badanie ginekologiczne, usg (na którym mała ważyła 3700 i o czym dowiedziałam się z wypisu przepływy graniczne). Później podpięli mnie do ktg, podali oct - badanie wyszło ok. Lekarz zapytał czy chce przyjść za tydzień na kolejny test czy aplikujemy żel jakiś tam który pomoże szyjce się otworzyć ( od razu lub do kilku dni). Wybrałam żel, lekarz pochwalił moją decyzje (słuszną jak się później okazało). Położna przygotowała mnie do porodu na wszelki wypadek. Po aplikacji żelu zaczęły sie porządne skurcze a ja musiałam leżeć na plecach z pupą w górze podpięta do ktg co wcale nie pomagało znosić ból. Po godzinie przyszedł lekarz (około 13) sprawdził rozwarcie - palec, pół godziny później były już dwa - nowa pani dr stwierdziła że dziś będę mamą ;) Zabrali mi poduchę i przynieśli zupę;) żebym nabrała siły. Skórcze miałam bardzo częste i silne bo dochodziły do 110. Strasznie się męczyłam dopóki jedna z położnych nie nauczyła mnie oddychać i na tym się skupiać podczas skurczów. Potem trochę spacerowałam, wzięłam prysznic i siedziałam na piłce pod okiem młodziutkiej położnej i stażystek - jak nie było skurczów to sobie gawędziłyśmy i piłam herbatkę. Miałam straszne dreszcze - pewnie z emocji i zmęczenia bo opócz zupy rano zjadłam tylko kromkę. około 17 rozwarcie było na 6 cm i dostałam znieczulenie zzo. Przez godzinę miałam wakację;) póżniej pojawiły się bóle w krzyżach. Po 19 już doświadczona położna zabrała mnie na siku bo inaczej cewnik - po drodzę odeszły mi wody. W wc poczułam coś pomiędzy nogami i zacząłam wołać położną - mówię co się dzieje, ona zdziwiona patrzy - pęcherz płodowy - wracamy na łóżko. "Urodziłyśmy" pęcherz, parę parć żeby mała zeszła niżej, nacięcię, 3-4 parcia i mała wyskoczyła ze mnie z pomocą pani dr która ją troszkę wypchała;) Ada na wstępię wydaliła z wrzaskiem smułkę na personel, podłogę i na mnnie też :D Dostałam ją na brzuch a ona podpełzła do obojczyka i zrobiła mi malinkę;) Łożysko poszło raz dwa - położna stwierdziła że już stare było, więc dziecko wyszło w samą porę. Pierwsza faza porodu trfała 5h a duga 25 minut:) Jak mnie pozszywali, zaposzono męża do nas, przynieśli kolację i kazali mężowi mnie karmić;) Adrianna ważyła 3380 i miała 55 cm długości, dostała 10 punktów:) urodzona o 20.10 , 10 września :)
 
Ostatnia edycja:
no to na szybciocha opiszę swój poród
o 23:30 pojawilam się na IP, ale rozwarcie miałam mimo skurczy co 4 minuty było 4 cm. Dali mnie na salę przedporodową. Tatę odesłałam do domu bo i tak nie rodziłam to po co mial biedak siedzieć ze mną. O godzinie 4 dostałam bóli partych , położna mnie badala i miałam 9 cm rozwarcia i wzięli mnie na porodówkę. O 4:20 zrobiło się pełne rozwarcie więc zaczęliśmy rodzić. Tzn ja sama bo nie dzwoniłam po M bo stwierdziłam, że i tak w ciagu 30 min nie dojedzie a taki zaspany jak będzie jechal to może się coś stać. Więc o 4:20 zaczęłam przeć. Po drugim partym straciłam przytomność. Dobrze, że miałam rewelacyjną położną, która zaczęła sie, do mnnie drzeć, że mam się ocknąć. Jak sie ocknęlam nie wiedziałam, gdzie jestem.Obok mnie były 2 położne, po wzroku mogłam wnioskować, że dobrze nie jest. Lekarz był obok mnie...tętno Adrianka spadlo do 60. położna kazała mi głęboko oddychać, założyli mi wenflon, byłam pod tlenem, ale źle oddychałam bo dziecko się dusiło i tętno spadało, przygotowywali sie do CC, ale znowu dzięki położnej , która ustawiła mnie do pionu - w takim sensie, że przez swój donośny glos wróciłam do żywych, zaczęlam oddychać prawidlowo i tlen zacząl docierać do Adrianka i wszystko wrócilo do normy. Dwa parte i Adrianek byl z nami na świecieNiestety położna nacięła mnie poza skurczem... lekarz zszywal bez działającego znieczulenia, ale na szczęście tak zszył, ze mogę siedzieć.

Ogólnie poród miałam gorszy nić pierwszy, mimo, że krótszy.
Najważniejsze, że mój slodziaj drugi jest już z nami :)
 
No to może teraz ja ;-)

Pojechałam do szpitala bo mialam straszne bole krzyza mimo tego ze wzielam dlugi prysznic z masazem na krzyz nic nie pomoglo tylko sie nasililo, przyjeli mnie bez problemu bo i tak juz bylam po terminie, po zbadaniu 4cm rozwarcia, skurcze nieregularne, miekka szyjka, glowka nisko. Decyzja o masazu szyjki, nic nie dalo, no to na pilke, tez nic nie dalo, znowu masaz, masakra bardziej bolesny niz pierwszy. Wkoncu dali mi swiety spokoj, stwierdzili ze do rana jak nic sie nie wykluje to zrobia cesarke, o 12 w nocy dostalam tabletke i zakaz picia oraz jedzenia. Na drugi dzien czekalam na cesarke naczczo i tak sobie czekalam i czekalam i tak az do 17tej....susza, sahara, pustynia poprostu PIĆ!!!! Nie wiem dlaczego nie podpieli mnie pod kroplowke:szok:, wkoncu łaskawie zjawila sie pielegniarka i zaprosila na cc, emocje siegaly u mnie zenitu, strach przeplatal sie z radoscia, wyłam jak male dziecko:zawstydzona/y:, na dole okazalo sie musze jeszcze poczekac bo bedzie cesarka emergency, wiec posadzili mnie na krzesle i czekalam, dobrze ze był ze mna M, bardzo mi pomogl opanowac emocje. Po 30min poprosili mnie na sale operacyjna, krotki wywiad z anatazjologiem i do dziela, i powiem szczerze ze to byl najmilszy i najdelikatenieszy czlowiek jakiego spotkalam w tym szpitalu, a wszyscy byli wspaniali. Wogole nie poczulam jak mnie znieczulal, najpierw zamrozil skore a pozniej znieczulil tkanki i na sam koniec podal znieczulenie, 2min i poczulam ,cieplo po nogach no i zabrali sie do roboty, pielegniarka poszla po mojego M, siedzil obok mojej glowy przez cala cesarke, i nagle uslyszelismy placz :-D:-D:-D:-D pobeczalam sie znowu, pokazali córcie dali pocalowac w pietke i zabrali na badania, M poszedl z nimi, a mnie łątali. Pozniej przewiezli mnie na sale pooperacyjna na 2h i przyniesli małą i odrazu do cyca:-D:-D, no i dali PIC :-D

I oto w ten sposób przywitaliśmy nowego członka rodziny.
 
reklama
A u nas to było tak :

Położyli mnie do szpitala 13.09 bo juz bylam tydz po terminie, na KTG byly skurcze. No i tak lezalam...codziennie sprawdzanie wod, KTG, USG w sobote podlaczyli mi pierwsza kroplowke oxy oczywiscie skurcze byly i je odczuwalam ale nie jakies mocne, w pon kolejna kroplowka podczas ktorej mialam skurcze i to juz mocniejsze. 20 min po odeszly mi wody faktycznie cieplutkie:-D wzieli na fotel pogrzebali,że ochalapalam dwie lekarki:-D kazali wrocic do pokoju spakowac sie i zmienic juz pokoj... a potem badanie rozwarcie tylko 3 cm... i nic...kazali spacerowac itd no i dwie godziny pozniej sie zaczal odlot..
Mialam straszne bole krzyzowe okropne... nie moglam siedziec ani lezec,a kazali odpoczywac jak nic sie nie dzieje haha latwo mowic ledwo chodzilam i funkcjonowalam o 12 jadlam dwie kanapki potem nie kazali nic jesc, wiec ja juz bylam taka slaba ze szok. Dopiero o 18 dali nam sale porodowa i tam zaczelismy dzialac, czyli skakac na pilce, prysznice, opieranie sie o sciane i krecenie biodrami MASAKRA bylo coraz gorzej a rozwarcie 4cm. Potem ruszylo i bylo nagle 8 wiec juz bylismy caly czas coraz blizej a ja juz mialam odlot:-( slaba bylam, przysypialam jak tylko moglam, wymiotowalam 3 razy, sprawdzanie szyjki na skurczu bardzoo fajnie...tym bardziej jak praktykantka mi tam grzebala:-D a gdy powiedzieli mi,że mam 10cm i zaraz beda parte to bylam w siodmym niebie!!!!!!!!!!
Ale ciagle slyszalam,że wszystko ladnie pieknie ale glowka za wysoko czekali godzine podali kroplowke z oxy o ja pierdziele jeden skurcz sie nie konczyl a zaczynal sie drugi o matkoooooooooooo!!! no i dalej 30min czekania bo glowka za wysoko ja juz nie kontaktowalam trzymalam sie kroplowki zeby ustac na nogach no i nagle latanie szal papiery do podpisania na CC, malemu zaczelo spadac tetno!!
A ja juz sie modlilam,żeby miec to za soba te skurcze!!!!!!!!!!!! Takze zaczelam o 12 w poludnie a skonczylo o 00:50 maly byl duzy 4360 i 61cm:-) moje pieknosci:-D potem jak sie okazalo wszyscy juz wczesniej wiedzieli,że bedzie CC tylko nie my. Mam zal,że tyle czekali i meczyli i tak naprawde ryzykowali zycie naszego Skarba... o pierwszej dobie po CC nie bede juz wspominac...
 
Do góry