A ja właśnie na spaceros się zbieram i co mnie cieszy, moje miastowe dziecko jak wpada do parku, to zalicza wszystkie krzaczory po kolei, niee, Jasio nie chodzi ścieżkami, on w krzaki. Jak z tatem idą na ryby (jutro), to Jasio wraca ubłocony po uszy, czarne łapki, czarna buzia i szczęśliwe oczy. Moje dzieci jedzą słodycze, aczkolwiek ja sama kupuję je rzadko, Kubie jedynie czego nie kupię świadomie i z własnej woli to napój monster i coca cola, to już sobie sam, jak ja nie widzę

Powiem Wam dwie historie, za pierwszą, to mamusie nadopiekuńcze, to by zawału dostały. Byłam u mamy, był upał, kupiłyśmy sobie lodziki, kurczę ja nawet swojego nie spróbowałam, bo mi z wafelka spadł. Mama moja patrzy na mnie a ja na boki czy nikt nie patrzy i te gałki, bach z chodnika na wafelek, paprochy zgarnęłam i wyrzuciłam, a lody zjadłam, były pyszne

Mama myślałam, że zakrztusi się lodami ze śmiechu, ze mnie... się łakomstwo moje obudziło, a co. A druga, to już jest patologia. Wiecie jak wyglądają takie wózki na spacer i do roweru. No to szła w parku taka pani (mama? babcia?) a w takim wózku dziewczynka, na ok 5lat, na dworze przyjemne ciepełko, a ona zasłonięta jak by gwizdało i padało i w ogóle zamieć, ubrana jak na Sybir (25stopni w cieniu, a ona długie wszystko), różowiasta, grubiuteńka z tabletem...

myślałam, że padnę, jak to zobaczyłam, a moje dziecko zaliczało właśnie krzaki i szukało patyków, bo Janek zbiera patyki z uporem maniaka. I uwaga, dziewczynka nie wyglądała na chorą, niepełnosprawną i w ogóle nieszczęśliwą, siedziała samodzielnie, niezapięta, zatem wywnioskowałam, że zdrowa na ciele i duchu.