No to ja powiem co u nas. Kłótnia z Robertem i jego matką - to tak w skrócie. Nagle sobie wymysliła, chyba po tym jak powiedział R, że nie bedziemy już mieszkać w jej mieszkaniu, że jej zabraniam spotkań z wnuczkiem i że chcę go od niej odizolować. R kazał mi "naprawić stosunki, bo inaczej między nami też będzie źle". Fakt, zdarzyło się, że w ostatnim czasie 2 x chciała wpaść i nas nie było w domu, bo raz mieliśmy spotkanie z moim wujkiem w sprawie domu, a drugi byliśmy akurat w drodze na wieś, ale to chyba żadna izolacja. Tym bardziej, że w obu przypadkach zaproponowałam inne terminy, które jak się okazało jej oczywiście nie pasowały. Teraz R jest obrażony na mnie, że się z nią pokłociłam, a jak powiedziałam, że może w takim razie podziękować swojej matce za wpieprzanie się, obgadywanie mnie za moimi plecami i niszczenie naszych relacji to powiedział, żebym nie zwalała winy na nią za naszą kłótnię!! Moim jedynym przewinieniem było to, że zadzwoniłam do niej po tym jak ona do R nagadała o tym izolowaniu, bo chciałam sprawę wyjaśnić, a ona zaczęła mnie obrażać, na moją mamę nagadała też, więc wyszła z tego jeszcze większa kłótnia. Żebym nie zadzwoniła, to przynajmniej niektóre słowa by nie padły. Ale może i lepiej, teraz już chociaż wiem, co o mnie myśli. Doła mam tylko okropnego, że przez jej chore przeświadczenie o izolowaniu jej od wnuka, jestem pokłocona z Robertem.
Moja przyjaciółka jest na urlopie w Islandii i nawet nie mam z kim pogadać, wybaczcie, że wam tak smęcę.