Cześć dziewczyny,
Trochę mnie tu nie było... Melduję że już jestem rozpakowana a nawet razem z Mają od wczoraj popołudnia w domku
Trochę opowieści :-)
Mój pobyt w szpitalu zaczął się od lanego poniedziałku. Wtedy to miałam się zgłosić na Izbę Przyjęc celem przyjecia do szpitala ze względu na 41 tyg + 2 dni. Tak też uczyniłam od poniedziałku leżałam na patologii. W poniedziałek nic się nie działo, we wtorek po obchodzie stwierdzili, że idę na oxytest. Wylądowałam po 10:00 na porodówce i zaczęła się walka z kroplówką. Ukochana Pani Położna Bożenka wszystko tłumaczyła, rozbawiała a mi się nic nie działo. Lekarz stwierdził, że na rodzącą to ja nie wyglądam tylko jakbym była w knajpie na kawie

Po kilku godzinach braku efektów, skurcze były minimalne, tzn trochę gorsze niż ból miesiączkowy, ale ponoć nie takie żebym mogła urodzić dziecko. Zapytali czy mam dobrze wyliczony termin, czy zgadza sie z pierwszym usg. Ja im powiedziałam, że raczej tak, może różni się o parę dni. Akurat miałam całą historię ciąży ze sobą więc im dałam do przeglądnięcia. Stwierdzili że mój termin porodu to 29.03 a nie 23.03 (jak to wynikało z ostatniej miesiączki). Po konsultacjach powiedzieli, ze szkoda mi robic cesarkę, żebym wróciła na patologię i może sama akcja się rozwinie nawet w nocy. I tak z wszystkimi betami tego samego dnia wróciłam na patologię. ( wykończona czekaniem na skurcze, wykończona słuchaniem cierpienia kobiet które rodzą naturalnie :-(). Na następny dzień znowu obchód - ozywiście przez noc akcja się nie rozwinęła, rozwarcie takie samo od 3 tyg. na 3 cm. i decyzja o odpoczęciu i w piątek kolejny oxytest.
W piątek rano o 7:00 kolejna wizyta na porodówce, kolejna kroplówka z oxytestem i kolejne wielkie niccccc. Już byłam tym wykończona, zdenerwowana że może coś być z małą i na szczeście zadecydowali o cesarce. Od decyzji o cięciu po 20 min Nasz Mały Szkrabek Maja była na świecie :-)
Wiolkast - życzę powodzenia, aby wszystko było ok z Tobą i Twoim dzidziusiem - dacie radę