reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poronienie

Zapłakana96

Fanka BB :)
Dołączył(a)
3 Październik 2019
Postów
3 686
Witam.. Jestem tu bo szukam pomocy jakiegoś pocieszenia... Jutro będzie tydzień jak straciłam swojego maluszka... To była mała ciąża bo 7 tydzień ale jakoś nie mogę się z tym pogodzić... Wcześniej czytałam będąc w szpitalu wypowiedzi różnych mam na tym forum i postanowiłam też napisać... To było moje drugie dziecko... Pierwsze urodziło się 3 lata temu zdrowe, a teraz siedzi obok mnie mój rezolutny synek pół roku temu postanowiliśmy z mężem że chcemy mieć drugiego dzidziusia i w sierpniu się udało bo we wrześniu zobaczyłam na teście dwie kreski... Bardzo się cieszylismy. Gdy poszłam do lekarza wg miesiączki powinien być 6 tydzień. Na USG lekarz stwierdził 4 tydzień i powiedział że czasem tak jest bo liczenie od miesiączki jest umowne a do zapłodnienia dochodzi pozniej... Nawet nie pomyślałam żeby się tym przejąć byłam taka szczęśliwa że Kuba będzie miał rodzeństwo.... Dokładnie 2 tygodnie temu po wizycie powiedzieliśmy rodzicom. Moi teście nie skakał wprawdzie z radości ale to pewnie dlatego że mieszkamy z nimi i mamy gospodarstwo i to znaczyło że nie będę pracować z nimi a dla nich zwłaszcza teściowej to gospodarstwo jest najważniejsze ale nie przejmowałam się tym bo moi rodzice i mąż cieszyli się bardzo... Tydzień temu w czwartek zaczął boleć mnie brzuch pojechałam do lekarza on stwierdził że dziecko przez tydzień uroslo tylko 1 dzień i że w sobotę i poniedziałek mam zrobić betę.. Wyszłam z gabinetu i płakałam... Chociaż lekarz nie powiedział nic konkretnego to wiedziałam że coś nie tak a moja pierwsza ciąża przebiegała wzorcowo. Przeplakalam pół nocy mąż trzymał mnie za rękę i pocieszal że jeszcze nic nie wiadomo że będzie dobrze... W piątek rano zaczęłam plamic i pojechaliśmy z mężem do szpitala... 5 godz czekania na lekarza i werdykt. Ciąża przestała się rozwijać... Płakałam i płakałam nie mogłam się uspokoić... Dobijala mnie mentalność lekarki która stwierdziła że widocznie płód był chory i organizm go wyrzuca.. Byłam zrozpaczona. Nie miałam zabiegu dostałam tylko leki przeciwbólowe i kazano czekać aż się wyczyszcze... W niedzielę wróciłam do domu... Oprócz męża i mojej mamy i babci i kuzynki nikt ze mną o tym nie rozmawia... Teściowa twierdzi z teście że nic nie poradzę i że to normalne i życie toczy się dalej... Fakt wiem że mam synka wspaniałego męża i dla nich muszę żyć... Mąż pozwala mi płakać ile potrzebuje... Niby w ciągu dnia jest w miarę, staram się nie płakać więc praktycznie z nikim nie rozmawiam bo każda rozmowa powoduje u mnie rozklejenie się... Zajmuje się synkiem załatwiam różne rzeczy, sprzątam, gotuję, piore i prasuje żeby się czymś zająć i nie myśleć aleczasami łzy nagle same zaplywaja do oczu a wieczorami gdy idziemy spać płaczę a mąż mnie pociesza... Nie chcę go dobijac bo widzę że mu ciężko a najbardziej martwi się o mnie żebym się pozbierala ale czasami nie umiem się powstrzymać... Wczoraj dobila mnie wiadomość że nasza sąsiadka i koleżanka jest w ciąży i ma termin porodu dokładnie taki sam jak ja... Miałam... I to mnie załamało totalnie... Nie wiem co mam robić.... Bardzo chcemy mieć drugie dziecko ale boję się że znów spotkało by nas to samo...
 
reklama
Witam.. Jestem tu bo szukam pomocy jakiegoś pocieszenia... Jutro będzie tydzień jak straciłam swojego maluszka... To była mała ciąża bo 7 tydzień ale jakoś nie mogę się z tym pogodzić... Wcześniej czytałam będąc w szpitalu wypowiedzi różnych mam na tym forum i postanowiłam też napisać... To było moje drugie dziecko... Pierwsze urodziło się 3 lata temu zdrowe, a teraz siedzi obok mnie mój rezolutny synek pół roku temu postanowiliśmy z mężem że chcemy mieć drugiego dzidziusia i w sierpniu się udało bo we wrześniu zobaczyłam na teście dwie kreski... Bardzo się cieszylismy. Gdy poszłam do lekarza wg miesiączki powinien być 6 tydzień. Na USG lekarz stwierdził 4 tydzień i powiedział że czasem tak jest bo liczenie od miesiączki jest umowne a do zapłodnienia dochodzi pozniej... Nawet nie pomyślałam żeby się tym przejąć byłam taka szczęśliwa że Kuba będzie miał rodzeństwo.... Dokładnie 2 tygodnie temu po wizycie powiedzieliśmy rodzicom. Moi teście nie skakał wprawdzie z radości ale to pewnie dlatego że mieszkamy z nimi i mamy gospodarstwo i to znaczyło że nie będę pracować z nimi a dla nich zwłaszcza teściowej to gospodarstwo jest najważniejsze ale nie przejmowałam się tym bo moi rodzice i mąż cieszyli się bardzo... Tydzień temu w czwartek zaczął boleć mnie brzuch pojechałam do lekarza on stwierdził że dziecko przez tydzień uroslo tylko 1 dzień i że w sobotę i poniedziałek mam zrobić betę.. Wyszłam z gabinetu i płakałam... Chociaż lekarz nie powiedział nic konkretnego to wiedziałam że coś nie tak a moja pierwsza ciąża przebiegała wzorcowo. Przeplakalam pół nocy mąż trzymał mnie za rękę i pocieszal że jeszcze nic nie wiadomo że będzie dobrze... W piątek rano zaczęłam plamic i pojechaliśmy z mężem do szpitala... 5 godz czekania na lekarza i werdykt. Ciąża przestała się rozwijać... Płakałam i płakałam nie mogłam się uspokoić... Dobijala mnie mentalność lekarki która stwierdziła że widocznie płód był chory i organizm go wyrzuca.. Byłam zrozpaczona. Nie miałam zabiegu dostałam tylko leki przeciwbólowe i kazano czekać aż się wyczyszcze... W niedzielę wróciłam do domu... Oprócz męża i mojej mamy i babci i kuzynki nikt ze mną o tym nie rozmawia... Teściowa twierdzi z teście że nic nie poradzę i że to normalne i życie toczy się dalej... Fakt wiem że mam synka wspaniałego męża i dla nich muszę żyć... Mąż pozwala mi płakać ile potrzebuje... Niby w ciągu dnia jest w miarę, staram się nie płakać więc praktycznie z nikim nie rozmawiam bo każda rozmowa powoduje u mnie rozklejenie się... Zajmuje się synkiem załatwiam różne rzeczy, sprzątam, gotuję, piore i prasuje żeby się czymś zająć i nie myśleć aleczasami łzy nagle same zaplywaja do oczu a wieczorami gdy idziemy spać płaczę a mąż mnie pociesza... Nie chcę go dobijac bo widzę że mu ciężko a najbardziej martwi się o mnie żebym się pozbierala ale czasami nie umiem się powstrzymać... Wczoraj dobila mnie wiadomość że nasza sąsiadka i koleżanka jest w ciąży i ma termin porodu dokładnie taki sam jak ja... Miałam... I to mnie załamało totalnie... Nie wiem co mam robić.... Bardzo chcemy mieć drugie dziecko ale boję się że znów spotkało by nas to samo...
Bardzo mi przykro że Ciebie też to spotkało. Nie ważne czy to była mała ciąża czy późna, bo dla nas kobiet dziecko jest od momentu zobaczenia dwóch kresek na teście. Pozwól sobie przeżyć żałobę, niektóre osoby niestety tego nie rozumieją. Bo ktoś tam kiedyś poronił, a potem zaraz urodziło mu się zdrowe dziecko. Nigdy o nim nie zapomnisz, ale nauczysz się żyć z tą strata. Ja poroniłam 23 grudnia 2017 roku, w tym roku w czerwcu urodziłam synka ale zawsze gdzieś z tylu głowy mam moje pierwsze dziecko. Bo jestem teraz mamą dwójki dzieci, aniołka i ziemskiego dzieciątka. Zapraszam Cię na wątek ciąża po poronieniu. Zawsze można się nam wygadać i wypłakać. Kibicujemy sobie w staraniach i razem przeżywamy straty. Życzę Ci dużo siły Kochana.


 
Bardzo mi przykro że Ciebie też to spotkało. Nie ważne czy to była mała ciąża czy późna, bo dla nas kobiet dziecko jest od momentu zobaczenia dwóch kresek na teście. Pozwól sobie przeżyć żałobę, niektóre osoby niestety tego nie rozumieją. Bo ktoś tam kiedyś poronił, a potem zaraz urodziło mu się zdrowe dziecko. Nigdy o nim nie zapomnisz, ale nauczysz się żyć z tą strata. Ja poroniłam 23 grudnia 2017 roku, w tym roku w czerwcu urodziłam synka ale zawsze gdzieś z tylu głowy mam moje pierwsze dziecko. Bo jestem teraz mamą dwójki dzieci, aniołka i ziemskiego dzieciątka. Zapraszam Cię na wątek ciąża po poronieniu. Zawsze można się nam wygadać i wypłakać. Kibicujemy sobie w staraniach i razem przeżywamy straty. Życzę Ci dużo siły Kochana.


Wiem że wiele jest takich kobiet jak ja i takich w gorszej sytuacji.... Moja mama też kiedyś poronila jak ja miałam 15 lat i widziałam jak bardzo cierpiała i nie umiała panować nad sobą... Długo szukała w sobie i w innych winnego straty... Bardzo długo płakała po nocach i nikt nie umial jej pomóc bo wszystkich od siebie odtracala... Ja się staram przyjmować pomoc np. jej ale nie potrafię nawet z własną matka porozmawiać mimo że przeżyła to samo bo od razu płaczę... Nie wiem już czy lepiej samej sobie poradzić czy może porozmawiać z nią i się wyplakac... Ja jestem z natury pogodna osoba wiecznie wszystkich przyjaciół pocieszalam i rozweselalam a teraz nawet nie umiem im powiedzieć co się stało i dlaczego się zmienilam
 
Wiem że wiele jest takich kobiet jak ja i takich w gorszej sytuacji.... Moja mama też kiedyś poronila jak ja miałam 15 lat i widziałam jak bardzo cierpiała i nie umiała panować nad sobą... Długo szukała w sobie i w innych winnego straty... Bardzo długo płakała po nocach i nikt nie umial jej pomóc bo wszystkich od siebie odtracala... Ja się staram przyjmować pomoc np. jej ale nie potrafię nawet z własną matka porozmawiać mimo że przeżyła to samo bo od razu płaczę... Nie wiem już czy lepiej samej sobie poradzić czy może porozmawiać z nią i się wyplakac... Ja jestem z natury pogodna osoba wiecznie wszystkich przyjaciół pocieszalam i rozweselalam a teraz nawet nie umiem im powiedzieć co się stało i dlaczego się zmienilam
Rób tak jak Ci serce podpowiada. Ja miałam duża potrzebę żeby o tym mówić, ale równie dobrze można pomilczeć i popłakać. Nie ma sensu doszukiwać się winy, przyczyną równie dobrze mogła być jakaś wada genetyczna która uniemożliwiła rozwój. Początek jest okropny, ja wyżywałam się na wszystkich. Potem zaczęłam szukać przyczyny i robić badania, to mnie jakoś podniosło z kolan i dało nadzieję że kolejnym razem się uda.
 
Dzięki za podniesienie na duchu... Faktycznie jak pójdę na kontrolę to poproszę lekarza żeby dał skierowanie na wszystkie badania żeby przed staraniem się wiedzieć że wszystko jest ok
 
Witajcie. Ja jestem świeżo po drugim poronieniu. Pierwsze w 6 tygodniu z powodu pustego jaja płodowego drugie w 10 zarodek obumarł. Oba skończyły się zabiegiem. Wyniki badań były wszystkie super mimo to się nie udało..... Teraz razem z mężem będziemy robić wszystkie badania zaczynając od genetycznych bo chcemy się dowiedzieć co jest nie tak że nie udaje się utrzymać ciąży.....
 
Witajcie. Ja jestem świeżo po drugim poronieniu. Pierwsze w 6 tygodniu z powodu pustego jaja płodowego drugie w 10 zarodek obumarł. Oba skończyły się zabiegiem. Wyniki badań były wszystkie super mimo to się nie udało..... Teraz razem z mężem będziemy robić wszystkie badania zaczynając od genetycznych bo chcemy się dowiedzieć co jest nie tak że nie udaje się utrzymać ciąży.....
Bardzo mi przykro z powodu Twoich strat. Dobrze ze chcecie wykonać badania. Zrób sobie teraz zespół antyfosfolipidowy i trombofilie. Diagnostykę tarczycy. I przede wszystkim wymazy z szyjki na ureaplasme, mykoplasme i chlamydie.
 
I tak sobie myślę że powodem mojego drugiego poronienia mógł być zbyt mały poziom progesteronu. Kiedy na początku w 5 tygodniu poszłam na wizytę lekarz zlecił duphaston 3x1 tabletka. Za tydzień miałam kolejną wizytę i był piękny zarodek z bijącym serduszkiem lekarz kazał wtedy tylko to opakowanie tabletek dokończyć po 3 a kolejne brać już po 2 tylko. I tak we wtorek zaczęłam brać po 2 tabletki a według usg w niedzielę płód obumarł. Moje miesiączki były zawsze nieregularne i czytałam że to też wina progesteronu. Co o tym myślicie?
 
Moje wyniki badań jakie dostałam na pierwszej wizycie są takie:
Przeciwciała odpornościowe - przeciwciał do antygenów krwinek czerwonych nie stwierdzono
TSH -1.34
Przeciwciała anty Hcv- ujemny
Test w kierunku kiły- ujemny
Antygen HBs (HBsAg) ujemny
Przeciwciała anty hiv1/hiv2 antygen p24 ujemny
Przeciwciała anty Toxoplasma gondii IgG - poniżej 3 czyli ujemne
Przeciwciała anty Toxoplasma gondii IgM tak samo poniżej 3 czyli ujemne
Na dole komentarze przeciwciała anty Toxoplasma gondii nie stwierdzono przeciwciał klasy IgM i IgG przeciwko Toxoplasma gondii.
Krew i mocz także w porządku cukier też. Czy to już są jakieś wyniki dla lekarza których nie będę musiała znowu robić? Nasienie męża mamy również zbadane i wszystko jest w porządku
 
reklama
Moje wyniki badań jakie dostałam na pierwszej wizycie są takie:
Przeciwciała odpornościowe - przeciwciał do antygenów krwinek czerwonych nie stwierdzono
TSH -1.34
Przeciwciała anty Hcv- ujemny
Test w kierunku kiły- ujemny
Antygen HBs (HBsAg) ujemny
Przeciwciała anty hiv1/hiv2 antygen p24 ujemny
Przeciwciała anty Toxoplasma gondii IgG - poniżej 3 czyli ujemne
Przeciwciała anty Toxoplasma gondii IgM tak samo poniżej 3 czyli ujemne
Na dole komentarze przeciwciała anty Toxoplasma gondii nie stwierdzono przeciwciał klasy IgM i IgG przeciwko Toxoplasma gondii.
Krew i mocz także w porządku cukier też. Czy to już są jakieś wyniki dla lekarza których nie będę musiała znowu robić? Nasienie męża mamy również zbadane i wszystko jest w porządku
Progesteron jak najbardziej może być powodem. Zrób sobie badania hormonów w 21 dniu cyklu lub 7 dni po owulacji poziomu progesteronu. A miałaś jakieś plamienia? Z tych wynikow można niewiele wywnioskować bo to standardowe badania w ciąży, gdyby wyszło Ci toxoplazma gondii igm podniesione to można by podejrzewać toksoplazmoze ale Ty masz ujemny, najlepiej zrób sobie pakiet trombofilia wrodzona z test dna za 330zl, badanie progesteronu 7 dni po owulacji, wymazy + do 6 tygodni zespół antyfosfolipidowy czyli przeciwciala przeciw kardiolipinie, przeciwciala przeciw beta 2 glikoproteinie i antykoagulant tocznia + anty TPO i anty TG. Zapraszam na wątek ciąża po poronieniu
 
Do góry