Witam!
Jestem ojcem 4,5 letniego Remka i jestem w trakcie sprawy o pozbawienie praw rodzicielskich matki dziecka. Potrzebuję kilku rad.
W listopadzie 2009r. mój syn został pozostawiony bez mojej wiedzy i zgody pod opieką babci (matki pozwanej), a matka mojego syna udała się za granicę, rzekomo w celach zarobkowych. Wszystko odbyło się w atmosferze zatajania prawdy, czyli po prostu kłamstwa. W październiku 2009r. matka syna za moimi plecami przeprowadziła rozmowę z moją matka , na temat pozostawienia u nas mojego syna Remka na czas jej bliżej niesprecyzowanej nieobecności. Moja matka nie wyraziła zgody, mając na uwadze wcześniejszy wyjazd zagraniczny matki dziecka oraz jej zachowanie po powrocie – syn miał przebywać u mnie i moich rodziców przez 1,5 miesiąca, jednak pobyt pozwanej za granicą został samowolnie przedłużony do ponad 4 miesięcy. W tym czasie nie ponosiła żadnych kosztów związanych z utrzymaniem syna oraz nie kontaktowała się z nim w żaden sposób (nie zadzwoniła nawet w jego urodziny), tylko raz skontaktowała się ze mną i z moją matką – na początku swojego wyjazdu, bodajże po 2 tygodniach od dnia wyjazdu. Podkreślę, że syn miał wtedy niespełna 3 lata. Po powrocie z Holandii matka dziecka nie przyszła od razu po Remigiusza, uczyniła to dopiero następnego dnia wieczorem. Poza tym w ciągu miesiąca od powrotu złożyła wniosek o alimenty, mimo, iż regularnie dawałem jej 200-250zł miesięcznie, poza tym dokonując różnych opłat (sięgających nawet do 600zł jednorazowo - rachunek za prąd w mieszkaniu wynajmowanym przez pozwaną) i robiąc zakupy spożywcze, wykupując lekarstwa oraz kupując ubrania i obuwie dla syna. Mimo to alimenty zostały zasądzone w wysokości 350zł, które regularnie do czasu jej wyjazdu w listopadzie 2009r. opłacałem.
Wracając do sedna sprawy - byłem niezadowolony z jej zagranicznego wyjazdu i braku zainteresowania synem, bo mam świadomość jak ważną osobą jest matka w początkowych latach życia dziecka. Pozwana oświadczyła wtedy, iż więcej nie zostawi syna, jednak nieco ponad rok później uczyniła to ponownie, tym razem bez mojej zgody i wiedzy. Zwyczajnie byłem (ja i moja rodzina) zwodzony kłamstwami, odnośnie tego, że pozwana podjęła pracę w miejscowosci oddalonej o kilkanascie km od miejsca zamieszkania (w tygodniu) i że koncertuje z chórem (w weekendy). Przypuszczałem, że są to zwykłe kłamstwa i mocno nalegałem na spotkanie z matka mojego syna. W końcu pod moimi naciskami pozwana przyznała się do kłamstwa i ujawniła, że przebywa w Holandii. Zaznaczam, że pozwana i jej matka okłamywały nie tylko mnie i moją rodzinę, ale również opiekę społeczną i wizytatora z opieki społecznej, który został wyslany na wizytacje na moją prośbę. Okłamywany również był mój syn – wmawiano mu, że mama wraca późno (jak już śpi) i wychodzi wcześnie rano do pracy (zanim wstanie). Remigiusz długo nie dopuszczał przed samym sobą, że mama go opuściła i wpierał wszystkim, że mama jest w domu, tylko długo pracuje, ale „jutro już będzie”. Remigiusz regularnie co tydzień był zabierany do mnie na 2-3 dni, czasami zostawał u nas na cały tydzień. Później zaczęły się niepokojące symptomy – syn skarżył się, że jest stawiany do kąta przez matkę pozwanej za każde „przewinienie”- za nieposprzątane zabawki a nawet za to, że zsikał się w ubrania. Nie zgadzam się z tego typu „metodami wychowawczymi”, dlatego przez cały grudzień Remigiusz przebywał u mnie i moich rodziców (chorował 2 razy w tym czasie). Później został odprowadzony do matki pozwanej z uwagi na uczęszczanie syna do przedszkola, które umiejscowione jest niedaleko domu drugiej babci. Oczywiście nadal był zabierany przeze mnie średnio na 2-4 dni w tygodniu. Po Nowym Roku wykonałem telefon do przedszkola mojego syna i okazało się, że Remigiusza w nim nie ma, mimo iż był zdrowy w tym czasie.
Pozwana pod koniec grudnia zatelefonowała do mojej matki i poinformowała, że wróci na początku lutego. Tak się jednak nie stało-minęły kolejne ponad 2 miesiące i wciąż nie wróciła do kraju. Ostatecznym zwrotem akcji była sytuacja w lutym, w której jak co tydzień, przyszedłem po mojego syna do matki pozwanej – okazało się, że Remigiusz był chory. Zapytałem o lekarstwa dla niego i usłyszałem na początku lutego, że „będą alimenty, będą lekarstwa” (płatność alimentów mam zasądzoną na termin do 15go każdego miesiąca, a bylo to na poczatku stycznia!) i wtedy też postanowiłem wraz z rodzicami walczyć o dobro mojego syna, tym samym o jego zamieszkanie ze mną.
Chciałbym jeszcze nakreślić, jaką osobą jest pozwana i przedstawić jej nieodpowiedzialny i nierozsądny stosunek do życia.
Powodem mojego rozstania z pozwana był jej agresywny i wulgarny stosunek do mnie oraz wieczna postawa roszczeniowa, głownie dotycząca finansów oraz codziennego spędzania czasu z synem, w którym to równolegle pozwana spotykała się z różnymi osobami w celach towarzyskich.
Jest starsza ode mnie o 5lat, posiada ona jeszcze jedno dziecko, córkę , której ojciec jest nieznany.
Po pierwszym zagranicznym wyjeździe, w wynajmowanym mieszkaniu przez pozwana, wraz z jej córką i moim synem zamieszkał bez mojej wiedzy obcy mężczyzna, zapoznany przez nią podczas pracy w Holandii. Jednak dosyć szybko się rozstali i przez wynajmowane przez nią mieszkanie przewijali się i nocowali inni mężczyźni (osobiście poznałem czterech na przestrzeni 5-6miesięcy). Gdy pewnego dnia przyszedłem po syna, wiązałem mu buty, a pozwana w tym czasie oddawała się miłosnym uniesieniom, nie zważając na obecność swojej córki (8lat), mojego syna (4lata) i moją.
Pozwana po urodzeniu naszego syna nie podjęła pracy zarobkowej, mimo iż padła propozycja z ust mojej matki, że w tym czasie zajmowałaby się Remigiuszem. Nie skorzystała z tej propozycji, nadal bazując jedynie na alimentach ode mnie zasądzonych przez sąd (350zł), alimentach państwowych na drugie dziecko (ojciec nieznany) i zapomogach z MOPSu. Na rozprawie dot. alimentów wmówiła sędzinie, że za 3 tygodnie po rozprawie podejmie pracę. Rzeczywiście powróciła do pracy, jednak spędziła tam tylko 3 dni, resztę czasu przebywała na rzekomym chorobowym na dziecko i przeróżnych zwolnieniach lekarskich. Tak więc na własne życzenie pracę straciła (dostała wypowiedzenie) i jak dawniej nie kwapiła się by szukać innej pracy. Potrafiła wykazać się skrajną bezczelnością, pisząc w smsie do mnie: „Na brak kasy nie narzekam, przynajmniej nie muszę zap*******ć tak jak Ty do 17:00”.
Ponadto pozwana zaniedbała stan uzębienia mojego syna i mimo moich upomnień i nalegań, tylko raz była z Remigiuszem u dentysty (ma kilka dużych dziur w zębach). Zawsze posuwała się do tekstów typu „Ty też jesteś rodzicem, istnieje w pracy takie coś jak urlop”. Rzeczywiście istnieje, jednak skoro tylko ja utrzymywałem naszego syna, a matka dziecka ma całe dnie wolne, liczyłem na to, że znajdzie czas na wizytę z dzieckiem u lekarza. Zaniedbała także edukację naszego syna – sam uczyłem go liczyć, rozroniac literki, jak trzymać poprawnie kredkę, układać puzzle, malować farbami, lepić z plasteliny – jak się okazało w wieku 3-4lat były to dla niego nowe rzeczy! Podobnie z samodzielnym piciem czy jedzeniem – Remigiusz nie jadł i nie pił samodzielnie, każdorazowo musiał być karmiony i napojony przez osobę dorosłą. Także z opowieści syna wiem, że „mama się nie bawi ze mną”, a różne formy zabaw są przecież najlepszą nauką dla dziecka w tym wieku.
Gdy był mniejszy pozwana naraziła także jego zdrowie zostawiając w jego zasięgu włączoną gorącą prostownicę - syn chwycił ją i poparzył sobie rączkę. Moi rodzice załatwili wtedy specjalna maść ze szpitala, dzięki czemu Remigiusz nie ma śladu po tym poparzeniu. Poza tym w mieszkaniu przebywają dwa koty, które notorycznie drapią mojego syna – głownie po rękach i twarzy. Mimo moich próśb o pozbycie się kotów, pozwana pozostawała na nie głucha i udawała, że nie ma w ogóle problemu i każdorazowo przemilczała moje prośby i nalegania.
Kolejną sytuacją, która wzbudza moją złość jest możliwość dostępu mojego syna do papierosów (matka mojego syna pali papierosy przy swoich dzieciach) – stwierdzam to na podstawie obserwacji własnych oraz zdjęcia wrzuconego przez pozwana do internetu, na swoim profilu, na „naszej klasie” – na zdjęciu widnieje uśmiechnięty Remek sięgający po paczkę papierosów.
Obecnie pozwana "mieszka" (jest za granicą) wraz z dziećmi (Remigiuszem i Roksaną) w kawalerce u swojej matki oraz z jej partnerem (nie jest on ojcem pozwanej) i 4 kotami. Warunki mieszkaniowe w tym miejscu ogólnie są słabe – mały metraż na jedną osobę, piec węglowy znajdujący się w kuchni, ponadto kawalerka jest przeładowana rzeczami, a koty matki pozwanej chodzą nawet po stole.
Z kolei moi rodzice mają własnościowe 3pokojowe mieszkanie, w którym jest czysto, przytulnie i bezpiecznie. Dodatkowo moja mama nie pracuje, więc nawet w trakcie możliwej choroby Remigiusza i braku pobytu w przedszkolu, a podczas mojego pobytu w pracy jest ktoś, kto się nim troskliwie zaopiekuje.
Podczas minionych wakacji matka pozwanej wraz ze swoim partnerem na jakiś czas wyjechała do pracy do Holandii. W tym czasie pozwana często była widywana przez wielu moich znajomych w okolicznym pubie po godzinie 22:00 – 23:00! Domniemywam, że Remek przebywał wtedy „pod opieką” swojej starszej, 8 letniej siostry?
Jestem ojcem 4,5 letniego Remka i jestem w trakcie sprawy o pozbawienie praw rodzicielskich matki dziecka. Potrzebuję kilku rad.
W listopadzie 2009r. mój syn został pozostawiony bez mojej wiedzy i zgody pod opieką babci (matki pozwanej), a matka mojego syna udała się za granicę, rzekomo w celach zarobkowych. Wszystko odbyło się w atmosferze zatajania prawdy, czyli po prostu kłamstwa. W październiku 2009r. matka syna za moimi plecami przeprowadziła rozmowę z moją matka , na temat pozostawienia u nas mojego syna Remka na czas jej bliżej niesprecyzowanej nieobecności. Moja matka nie wyraziła zgody, mając na uwadze wcześniejszy wyjazd zagraniczny matki dziecka oraz jej zachowanie po powrocie – syn miał przebywać u mnie i moich rodziców przez 1,5 miesiąca, jednak pobyt pozwanej za granicą został samowolnie przedłużony do ponad 4 miesięcy. W tym czasie nie ponosiła żadnych kosztów związanych z utrzymaniem syna oraz nie kontaktowała się z nim w żaden sposób (nie zadzwoniła nawet w jego urodziny), tylko raz skontaktowała się ze mną i z moją matką – na początku swojego wyjazdu, bodajże po 2 tygodniach od dnia wyjazdu. Podkreślę, że syn miał wtedy niespełna 3 lata. Po powrocie z Holandii matka dziecka nie przyszła od razu po Remigiusza, uczyniła to dopiero następnego dnia wieczorem. Poza tym w ciągu miesiąca od powrotu złożyła wniosek o alimenty, mimo, iż regularnie dawałem jej 200-250zł miesięcznie, poza tym dokonując różnych opłat (sięgających nawet do 600zł jednorazowo - rachunek za prąd w mieszkaniu wynajmowanym przez pozwaną) i robiąc zakupy spożywcze, wykupując lekarstwa oraz kupując ubrania i obuwie dla syna. Mimo to alimenty zostały zasądzone w wysokości 350zł, które regularnie do czasu jej wyjazdu w listopadzie 2009r. opłacałem.
Wracając do sedna sprawy - byłem niezadowolony z jej zagranicznego wyjazdu i braku zainteresowania synem, bo mam świadomość jak ważną osobą jest matka w początkowych latach życia dziecka. Pozwana oświadczyła wtedy, iż więcej nie zostawi syna, jednak nieco ponad rok później uczyniła to ponownie, tym razem bez mojej zgody i wiedzy. Zwyczajnie byłem (ja i moja rodzina) zwodzony kłamstwami, odnośnie tego, że pozwana podjęła pracę w miejscowosci oddalonej o kilkanascie km od miejsca zamieszkania (w tygodniu) i że koncertuje z chórem (w weekendy). Przypuszczałem, że są to zwykłe kłamstwa i mocno nalegałem na spotkanie z matka mojego syna. W końcu pod moimi naciskami pozwana przyznała się do kłamstwa i ujawniła, że przebywa w Holandii. Zaznaczam, że pozwana i jej matka okłamywały nie tylko mnie i moją rodzinę, ale również opiekę społeczną i wizytatora z opieki społecznej, który został wyslany na wizytacje na moją prośbę. Okłamywany również był mój syn – wmawiano mu, że mama wraca późno (jak już śpi) i wychodzi wcześnie rano do pracy (zanim wstanie). Remigiusz długo nie dopuszczał przed samym sobą, że mama go opuściła i wpierał wszystkim, że mama jest w domu, tylko długo pracuje, ale „jutro już będzie”. Remigiusz regularnie co tydzień był zabierany do mnie na 2-3 dni, czasami zostawał u nas na cały tydzień. Później zaczęły się niepokojące symptomy – syn skarżył się, że jest stawiany do kąta przez matkę pozwanej za każde „przewinienie”- za nieposprzątane zabawki a nawet za to, że zsikał się w ubrania. Nie zgadzam się z tego typu „metodami wychowawczymi”, dlatego przez cały grudzień Remigiusz przebywał u mnie i moich rodziców (chorował 2 razy w tym czasie). Później został odprowadzony do matki pozwanej z uwagi na uczęszczanie syna do przedszkola, które umiejscowione jest niedaleko domu drugiej babci. Oczywiście nadal był zabierany przeze mnie średnio na 2-4 dni w tygodniu. Po Nowym Roku wykonałem telefon do przedszkola mojego syna i okazało się, że Remigiusza w nim nie ma, mimo iż był zdrowy w tym czasie.
Pozwana pod koniec grudnia zatelefonowała do mojej matki i poinformowała, że wróci na początku lutego. Tak się jednak nie stało-minęły kolejne ponad 2 miesiące i wciąż nie wróciła do kraju. Ostatecznym zwrotem akcji była sytuacja w lutym, w której jak co tydzień, przyszedłem po mojego syna do matki pozwanej – okazało się, że Remigiusz był chory. Zapytałem o lekarstwa dla niego i usłyszałem na początku lutego, że „będą alimenty, będą lekarstwa” (płatność alimentów mam zasądzoną na termin do 15go każdego miesiąca, a bylo to na poczatku stycznia!) i wtedy też postanowiłem wraz z rodzicami walczyć o dobro mojego syna, tym samym o jego zamieszkanie ze mną.
Chciałbym jeszcze nakreślić, jaką osobą jest pozwana i przedstawić jej nieodpowiedzialny i nierozsądny stosunek do życia.
Powodem mojego rozstania z pozwana był jej agresywny i wulgarny stosunek do mnie oraz wieczna postawa roszczeniowa, głownie dotycząca finansów oraz codziennego spędzania czasu z synem, w którym to równolegle pozwana spotykała się z różnymi osobami w celach towarzyskich.
Jest starsza ode mnie o 5lat, posiada ona jeszcze jedno dziecko, córkę , której ojciec jest nieznany.
Po pierwszym zagranicznym wyjeździe, w wynajmowanym mieszkaniu przez pozwana, wraz z jej córką i moim synem zamieszkał bez mojej wiedzy obcy mężczyzna, zapoznany przez nią podczas pracy w Holandii. Jednak dosyć szybko się rozstali i przez wynajmowane przez nią mieszkanie przewijali się i nocowali inni mężczyźni (osobiście poznałem czterech na przestrzeni 5-6miesięcy). Gdy pewnego dnia przyszedłem po syna, wiązałem mu buty, a pozwana w tym czasie oddawała się miłosnym uniesieniom, nie zważając na obecność swojej córki (8lat), mojego syna (4lata) i moją.
Pozwana po urodzeniu naszego syna nie podjęła pracy zarobkowej, mimo iż padła propozycja z ust mojej matki, że w tym czasie zajmowałaby się Remigiuszem. Nie skorzystała z tej propozycji, nadal bazując jedynie na alimentach ode mnie zasądzonych przez sąd (350zł), alimentach państwowych na drugie dziecko (ojciec nieznany) i zapomogach z MOPSu. Na rozprawie dot. alimentów wmówiła sędzinie, że za 3 tygodnie po rozprawie podejmie pracę. Rzeczywiście powróciła do pracy, jednak spędziła tam tylko 3 dni, resztę czasu przebywała na rzekomym chorobowym na dziecko i przeróżnych zwolnieniach lekarskich. Tak więc na własne życzenie pracę straciła (dostała wypowiedzenie) i jak dawniej nie kwapiła się by szukać innej pracy. Potrafiła wykazać się skrajną bezczelnością, pisząc w smsie do mnie: „Na brak kasy nie narzekam, przynajmniej nie muszę zap*******ć tak jak Ty do 17:00”.
Ponadto pozwana zaniedbała stan uzębienia mojego syna i mimo moich upomnień i nalegań, tylko raz była z Remigiuszem u dentysty (ma kilka dużych dziur w zębach). Zawsze posuwała się do tekstów typu „Ty też jesteś rodzicem, istnieje w pracy takie coś jak urlop”. Rzeczywiście istnieje, jednak skoro tylko ja utrzymywałem naszego syna, a matka dziecka ma całe dnie wolne, liczyłem na to, że znajdzie czas na wizytę z dzieckiem u lekarza. Zaniedbała także edukację naszego syna – sam uczyłem go liczyć, rozroniac literki, jak trzymać poprawnie kredkę, układać puzzle, malować farbami, lepić z plasteliny – jak się okazało w wieku 3-4lat były to dla niego nowe rzeczy! Podobnie z samodzielnym piciem czy jedzeniem – Remigiusz nie jadł i nie pił samodzielnie, każdorazowo musiał być karmiony i napojony przez osobę dorosłą. Także z opowieści syna wiem, że „mama się nie bawi ze mną”, a różne formy zabaw są przecież najlepszą nauką dla dziecka w tym wieku.
Gdy był mniejszy pozwana naraziła także jego zdrowie zostawiając w jego zasięgu włączoną gorącą prostownicę - syn chwycił ją i poparzył sobie rączkę. Moi rodzice załatwili wtedy specjalna maść ze szpitala, dzięki czemu Remigiusz nie ma śladu po tym poparzeniu. Poza tym w mieszkaniu przebywają dwa koty, które notorycznie drapią mojego syna – głownie po rękach i twarzy. Mimo moich próśb o pozbycie się kotów, pozwana pozostawała na nie głucha i udawała, że nie ma w ogóle problemu i każdorazowo przemilczała moje prośby i nalegania.
Kolejną sytuacją, która wzbudza moją złość jest możliwość dostępu mojego syna do papierosów (matka mojego syna pali papierosy przy swoich dzieciach) – stwierdzam to na podstawie obserwacji własnych oraz zdjęcia wrzuconego przez pozwana do internetu, na swoim profilu, na „naszej klasie” – na zdjęciu widnieje uśmiechnięty Remek sięgający po paczkę papierosów.
Obecnie pozwana "mieszka" (jest za granicą) wraz z dziećmi (Remigiuszem i Roksaną) w kawalerce u swojej matki oraz z jej partnerem (nie jest on ojcem pozwanej) i 4 kotami. Warunki mieszkaniowe w tym miejscu ogólnie są słabe – mały metraż na jedną osobę, piec węglowy znajdujący się w kuchni, ponadto kawalerka jest przeładowana rzeczami, a koty matki pozwanej chodzą nawet po stole.
Z kolei moi rodzice mają własnościowe 3pokojowe mieszkanie, w którym jest czysto, przytulnie i bezpiecznie. Dodatkowo moja mama nie pracuje, więc nawet w trakcie możliwej choroby Remigiusza i braku pobytu w przedszkolu, a podczas mojego pobytu w pracy jest ktoś, kto się nim troskliwie zaopiekuje.
Podczas minionych wakacji matka pozwanej wraz ze swoim partnerem na jakiś czas wyjechała do pracy do Holandii. W tym czasie pozwana często była widywana przez wielu moich znajomych w okolicznym pubie po godzinie 22:00 – 23:00! Domniemywam, że Remek przebywał wtedy „pod opieką” swojej starszej, 8 letniej siostry?