No to już jestem...
ogólnie w pracy nie było źle, nawet miło jak to w pierwszy dzień, troche ploteczek, opowiadań no i jeszcze mało konkretnych zajęć bo musiałam się zorjętować co jest na tapecie....
...niestety powrót do domu znacznie gorzej, o babcie byłam spokojna ale teraz jestem chyba zazdrosna chociaż wiem że to głupie
do domu dotarłam po 17stej, mały był rozbawiony i wesoły ale okazało się , że cały dzień praktycznie nie spał, babcia zabawiała go przez wszystkie te godziny ale na brzuszku oczywiście nie kładła (a on ciągle głowy nie trzyma przy podciąganiu) no i jak dotarłam stęskniona to mały był już zmęczony a tu jeszcze zamiast z nim gadać i się zabawiać musiałam być tą złą co na brzuch kładzie, troche pofikał ale już zaczynał marudzić więc szybko przygotowałam kaszkę i kiedy stygła to myk do kąpieli, troche na naguska się powygłupialiśmy ale może z 15 minut i kolacyjka i przy butli moje szczęście odleciało:-( był tak zmęczony ze musiałam go wybudzać żeby całą butle zjadł bo by mi się w nocy budził no i tyle naszego wspólnego dnia...:-
-
-( masakra....
Najbardziej mi żal , że jak coś nowego zacznie robić to będę o tym słyszała ale nie widziała i to mnie dobija!!!! i jeszcze ta myśl , że wracasz steskniona a Twoje dzecko szczęśliwe bez ciebie jest tak wybawione, ze już zmęczone i na brykanie z mamą nie ma już ochoty....
przyznam Wam , że przy tej butli z mlekiem jak tak zasypiał to mi troche łez poleciało.... no to teraz się wyluzowuje przy winku ....
tak więc praca ok ale w domu do d...