Wiesz co, jeżeli małżeństwo ustala, że kobieta zajmuje się dziećmi, domem i całą resztą, a mąż zarabia to chyba nikt nie powinien tego oceniać. A już na pewno nie na zasadzie "bo ja robiłam inaczej". I nie uważam, że jak po kilku latach opierania, podawania ciepłych obiadków pod nos, doglądania dzieci i całej reszty kobieta zostaje bez pracy to "pasożytuje" na mężu. W końcu to była ich wspólna decyzja. Skoro mąż odchodzi, to kobiecie należy się jego pomoc. Alimenty na dzieci to wg Ciebie też pasożytnictwo, bo kobieta powinna się tak ustawić, żeby poradzić sobie bez męża? Co do obiadu, zależy jak pracujesz, bo jak 7-15 to żaden wyczyn. Gorzej jak jesteś np. panią z Biedronki pracująca zmianowo i do tego w niedzielę. Ja nie neguje zajęć dodatkowych i wiem po co są. Pytam tylko czy fakt, że się na zajęcia dodatkowe dziecka nie posyła to zbrodnia? Jest się gorszym rodzicem? Mniej się kocha?
Ps. Rozumiem, że skoro z dzieckiem będziesz do drugiego roku życia, to przez ten rok bezpłatny będziesz żyć z własnych oszczędności. W końcu dochodu mieć nie będziesz, a na mężu pasożytować nie wypada.