reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Proszę o radę

przeczytałam wszystko,jestem w szoku:-(
Większośc macoch nienawidzi swoich pasierbów,pasierbic...bo złośliwe,bo nie ich,bo to nie rodzina,teraz trzeba Wasze prawa respektowac itp.
Znam wielu ojców wychowujacych dzieci swoich żon z pierwszych związkow,znam z relacji i ich i ich partnerek,oni szanują te dzieci,traktują jak własne,kilku nawet mówi że kocha.Tu tyle złości w macochach:-:)-(

Nasuwa mi sie jedno pytanie,czy jakbyście musiały adoptowac,to też byście nienawidziły?bo nie wasze,bo może matka gdzies jest,bo moze chce miec kontakt
Rodzina zastępcza to już wogule w gre nie wchodzi....
smutne....
 
reklama
Bycie macocha (dlaczego nie ma sympatyczniejszego okreslenia?!) to nie jest proste. To wyzwanie dla calej rodziny. Czesto w takiej roli znajduja sie kobiety, ktore same nie maja jeszcze dzieci. Te, ktore je maja, do tematu podchodza zazwyczaj zupelnie inaczej. Realia wychowywania dzieci niestety bardzo sie roznia od wyobrazen o nich. W przeciwienstwie do matki czy ojca, taki nowy "rodzic" nie jest przez lata przygotowywany do wszystkich problemow zwiazanych z wiekiem. Nie przeszli kryzysow, buntow, nie uczyli sie przez lata, ze dziecko zazwyczaj nie slucha rodzicow, nie sprzata, nie je tak jakbysmy chcieli itd, itd. Mimo, ze zyja w szczesliwych rodzinach. Takie sa poprostu dzieci. Kiedy do tego dochodzi dodatkowy problem rozstania rodzicow - ich zycie staje sie jeszcze bardziej skomplikowane. Brak zrozumienia ich w takiej sytuacji i zmuszanie do polubienia kogos obcego poglebiaja tylko problem.
Kazda sytuacja jest indywidualna. Bo kazdy czlowiek jest inny. Trudno generalizowac i dawac dobre rady. Ale napewno jest duzo rzeczy, ktore mozna zrobic aby "nowa" rodzina byla udana i potrafila sie dogadac.
Pierwszy, waznym bledem jest to, ze rodzice czesto zyja ze soba nawet wiele lat bez milosci. Ze wzgledu na dziecko - jak to mowia. Traktuja je jak widza, przed ktorym trzeba odegrac swoja role i zyskac aprobate. Czesto taki zwiazek peka dopiero gdy jedna ze stron "kogos poznaje". Wtedy nie dziwne, ze dziecko wini za wszystko tego kogos. Kiedy rodzice rozwodza sie "znienacka" (wg dziecka), nie przygotowujac go do tego odpowiedio dlugi i powaznie, wtedy czesto maluch bierze wine na siebie. My, dorosli, czasem nie rozumiemy takich zachowan. A co ma powiedziec maly czlowiek, ktorego caly swiat to mama i tata, ktorzy sa dlaniego nierozelwalna caloscia. Dla nich oni od zawsze byli razem.
Ze starszymi dziecmi jest podobnie. Mimo, ze oni wiedza, ze ta "nierozelwalna calosc" nie zawsze byla razem, to jest to dla nich czysta teoria i abstrakcja. Wiedza nie zawsze czyni nas madrzejszymi!
Dlatego najwazniejsze jest nie udawac nikogo przed dziecmi, rozmawiac z nimi o problemach (nie trzeba wchodzic w detale) i dla ich dobra rozstac sie we wlasciwym czasie. Dzieci wyczuwaja, ze cos jest nie tak, ale jesli sie z nimi o tym nie rozmawia to nie wiedza czy sami nie sa zrodlem domowych problemow (bo innych wlasciwie nie znaja!). Dziecko musi sie wychowywac w szczesliwym dmu - nie zaleznie czy jest jeden z mama i tata, czy 2 - osobno z mama, i osobno z tata. Dom to dla dziecka azyl. Kazda zmiana jest trudna dla dziecka (przeciez dla doroslego tez!), ale dziecko szybciej ja zaakceptuje, jesli bedzie widzialo, ze zmiana jest na lepsze. Dziecko ma ogromna potrzebe widzenia swoich rodzicow szczesliwymi. To podstawa aby samo bylo szczesliwe. I warto o tym pamietac. Niestety, czesto przede wszystkim zapominaja o tym ci "porzucani" i swoje frustracje przelewaja na dzieci starajac im sie "obrzydzic" drugiego rodzica i jego nowa rodzine. W rezultacie nic nie zyskuja a bardzo utrudniaja dziecku juz i tak trudna sytuacje. Zaburzaja jego ocene. Oj, duzo by mozna o tym mowic...
Wracajac do tematu: od tego jak sie uloza relacje miedzy dzickiem a macocha zalezy bardzo duzo od ojca i od niej samej. Niestety, bardzo rzadko ludzie podchodza do tego profesjonalnie. Zazwyczaj wrzuca sie malca w nowa sytuacje i wymaga aby to poprostu zaakceptowal i sie dostosowal.
Z doswiadczenia zawodowego, jak i wlasnego wiem, ze grunt to samemu chciec! Sama jestem macocha obecnie juz doroslych prawie dzieci (17, 19 i 21 lat!) oraz mama 4-latki. Kiedy poznalam dzieci meza najmlodsza corka miala 8 lat. Chyba najgoszy wiek na takie zmiany. Jednak dzieki wielu radom udalo nam sie stworzyc wspaniala rodzine. Normalna. Klocimy sie, godzimy, smiejemy i placzemy czasem razem.....A nasza Misia jest nasza wspolna mala ksiezniczka, ktora wszyscy ubostwiaja. Teraz dzici mieszkaja z matka, ale byl czas kiedy mieszkaly z nami. Wiem jak to jest. Kiedy urodzila sie Misia to smialam sie, ze wiecej doswiadczenia mam w wychowaniu nastolatkow niz noworotkow. Kiedys sie przyda :-D
Moje rady:
1. Isc po porade so psychologa dzieciecego. Zarowno razem (oboje partnerzy), jak i osobno (aby kazde mozglo szczerze przedstawic swoje obawy i dowiedziec sie jak postepowac i rozumiec rozne sytuacje).
2. Dobrze dzieci przygotowac na spotkanie z nowa osoba. Dosc czesto wprowadza sie dziecko od razu do calkiem nowego otoczenia. Nowy dom, nowa kobieta, a nawet nowy tata, bo zachowuje sie inaczej niz przy mamie! Dobrze oswajac dziecko z tym otoczeniem stopniowo. Zaczac moze od oswojenia z nowym domem. Bez nowej kobiety. Niech dziecko kilka razy odwiedzi tate samego. Niech przyzwyczai sie do jego nowego domu. Niech wtedy w tym nowym domu ma go tylko dla siebie. Kiedy "zadomowi" sie czas na spotkanie z nowa partnerka. Wtedy tez dobrze wybrac wygodne dla dziecka miejsce. Plac zabaw, wesole miasteczko, basen.....Niech ma mozliwosc "ucieczki" w wygodne dla niego zajecie. Czesto nawet my, dorosli, nie czujemy sie komfortowo w nowym towarzystwie i uciekamy do takich zajec - wypijamy alkohol, zapalamy papierosa itd.....Dopiero pozniej polaczenie nowa kobieta + nowy dom nie bedzie juz tak przytlaczajace dla malucha.
3. Lepiej niczego od dziecka nie oczekiwac i nie wymagac jesli chodzi o strone emocjonalna. Dac mu czas na zaakceptowanie. Nie namawiac, nie przekonywac itd...Im bardziej my bedziemy chcieli tym bardziej maluch stanie okoniem! Najlepiej zaakceptowac go takim jaki jest. Niech sam wyciaga wnioski.
4. Od pierwszego dnia wymagac aby zachowywalo sie jak domownik. Posprzatalo po sobie ze stolu, zebralo ubrania, zabawki.....Ale to nie moze byc w formie nakazu lecz w formie wspolpracy. "Wy posprzatajcie ze stolu a ja pozmywam/wloze do maszyny", " To teraz ty/wy (np. z tata) posprzatacie zabawki a ja zrobie obiad albo przygotuje deser". Trudno po kilku miesiacach "serwisu" oczekiwac, ze dziecko dobrowolnie z niego zrezygnuje. A kto by zrezygnowal?! Takze wazne jest wprowadzanie podstawowych zasad od samego poczatku. Ale dobrze pamietac, ze dziecko nie jest lepsze od nas. Ilez razy trzeba mowic facetowi, zeby zbieral po sobie np. ubrania do szafy czy lazienki, lub aby wkladal naczynia do maszyny /zlewu, czy wynosil smiecie kiedy wychodzi (oczywiscie to tylko przyklady - u kazdego jest inaczej!)? Czy poslucha tak od razu? Z nami tez jest podobnie! Ile razy obiecujemy sobie, ze czegos juz nie powiemy, zrobimy itd...? I co? Czy to, ze tego nie wykonujemy jest dowodem na to, ze robimy to sobie lub komus na zlosc? Nie. Poprostu tak juz jest. To co sie dziwic dzieciom, ze trzeba im ciagle powtarzac! To tez czlowiek. I do tego maly, niedoswiadczony i zagubiony.
5. Dzieci szybko wyczuwaja jakie sie ma do nich nastawienie. Jesli jest ono z zalozenia wrogie - trudno oczekiwac, ze ich bedzie inne. Jesli ktos nam pluje w twarz to nie slodzimy sie do niego. Z dziecmi jest podobnie. Nie ma co ukrywac - widzialy galy co braly! Jesli nie jest sie w stanie zaakceptowac kogos z dzieckiem to nie powinno sie z kims takim wiazac. To my jestesmy dorosli i powinnismy byc madrzejsi! Neutrealne podejscie do dziecka nie oznacza obojetne. dziecko musi czuc, ze jest chciane w tym towarzystwie. Ze jest wazne.
6. Czesto jest tak, ze kiedy maluch jest w towarzystwie macochy i taty, wybucha wojna o zainteresowanie swoja osoba ojca. Dziecko chce miec go tylko dla siebie, a macocha chce pokazac jak tatus ja kocha (a nuz powtorzy mamusi). To powazny blad. Powinno sie im dac duzo czasu tylko dla siebie - stojac obok. Dzieki temu maluch nie bedzie widzial w macosze rywalki, ale kogos, kto poprostu tam jest. To wazne. W opcji "walki" z zalozenia obie strony staja sie wrogami!
7. Jesli ma sie cos do dziecka to dobrze to zalatwiac samemu. A nie chodzic do tatusia z problemem, ktore go nie dotyczy. Ale trzeba tez umiec rozmawiac. Rozmawiac a nie krzyczec, rzadac, wymagac...Rozmawia sie w 4 oczy, na spokojnie, z mozliwoscia wypowiedzenia sie obu stron. Warto tez spytac dziecko dlaczego tak czy inaczej postepuje, i wysluchac go. W ten sposob stwarza sie wiec i zaufanie.
8. Bardzo wazne: jesli chcesz krytykowac dziecko to 2 razy wiecej je chwal! Czesto bledem macoch jest ciagla krytyka, a brak pochwal. To nie zrodzi dobrych relacji!
9. Warto tez pamietac, ze dziecko jest w duzo gorszej sytuacji niz my. Nagle staje miedzy dwoma kochanymi osobami, ktorych nie chce za nic na swiecie zranic. A czesto sie tego od niego wymaga. Chocby podswiadomie. Nawet kiedy jest z ojcem to nie zrobi niczego aby zranic matke, mimo, ze jej tam nie ma! Dzieci maja bardzo duze poczucie lojalnosci w stosunku do swoich rodzicow. Nie mozna na nim grac i wystawiac go na probe.
10. Nie mozna robic z dziecka szpiega czy poslanca. Dobrze jest, jesli malec moze "zapomniej" o drugim domu tam gdzie sie znajduje. Jesli sie to wypracuje, to ani nie bedzie opowiadac o zyciu u mamy tacie, ani o zyciu taty mamie (byla mojego meza dowiedziala sie o mojej ciazy w dniu kiedy Misia sie urodzila - nikt jakos nie raczyl jej powiadomic, ani dzieci, ani wspolni znajomi; mimo, ze wszyscy wiedzieli o niej od poczatku!).
Rozpisalam sie strasznie.Sorrki. Pewnie moglabym jeszcze tak dlugo.Ale moze nie na jeden raz ;-) Mam nadzieje, ze dam do myslenia niektorym macochom. To nasze, doroslych, zadanie, aby bylo dobrze. Nie zawsze sie udaje, ale warto probowac. I najwazniejsze: TRZEBA CHCIEC i pamietac, ze dziecko to tez czlowiek!
 
Ha ! Kto uważa że mieszkanie z dzieckiem partnera jest trudniejsze niż odwiedziny dzieciaka , gruuuuubo sie myli ... A dlaczego ? Bo jesli mieszka w jednym miejscu to pojawia sie tylko walka między dziecka uporem a uporem rodziców ( rodzica i macochy lub ojczyma) . Natomiast jeśli dziecko partnera tylko nas odwiedza pojawia sie walka między tym czego chce dziecko , czego chce jeden rodzic z partnerem a czego drugi ... i jak dziecko wykorzystuje zmienną sytuacje rodzinną . Ostatnio 4 letni syn mojego M zrobił nam w restauracji taką pokazówke ze chyba przez następne 5 lat sie tam nie pokarze ...bo nie lubi makaronu z białym sosem tylko z czerwonym ALE LODY MUSI DOSTAC i syrena ...a w domu gdzy wrócił do mamy nie zjadł nawet pół miseczki rosołu bo przecierz u taty zjadł sniadanie ( dodam ze tata w tym czasie wyszedł porozmawiac przez telefon ) A co zjadł ansz delikwent na owe śniadanie ? Ugryzł jajko ....A najgorsze jest to ze pomimo tłumaczeń moich i innych ludzi nawet byłej mojego M , On nie rozumie ze jest niekonsekwentyny , nie widzi ze przegrywa walke z 4 latkiem o 3 widelce makaronu a daje mu za to puchar : Lodów ." Żeby cokolwiek zjadł bo umrze z głodu ...-.-
W drodze powrotnej , z pełnym usmiechem na ustach :
"Tatuś a jak sie robi lody '
" nie wiem , czemu zadajesz głupie pytania ?"
" Ja wiem karolku , powiedziec ci ?
"Taaaaak ! ja chcem wiedziec jak sie robi lody !'
" Krzykiem i płaczem ,Karolku , krzykiem i płaczem ...."
 
Ha ! Kto uważa że mieszkanie z dzieckiem partnera jest trudniejsze niż odwiedziny dzieciaka , gruuuuubo sie myli ... A dlaczego ? Bo jesli mieszka w jednym miejscu to pojawia sie tylko walka między dziecka uporem a uporem rodziców ( rodzica i macochy lub ojczyma) . Natomiast jeśli dziecko partnera tylko nas odwiedza pojawia sie walka między tym czego chce dziecko , czego chce jeden rodzic z partnerem a czego drugi ... i jak dziecko wykorzystuje zmienną sytuacje rodzinną . Ostatnio 4 letni syn mojego M zrobił nam w restauracji taką pokazówke ze chyba przez następne 5 lat sie tam nie pokarze ...bo nie lubi makaronu z białym sosem tylko z czerwonym ALE LODY MUSI DOSTAC i syrena ...a w domu gdzy wrócił do mamy nie zjadł nawet pół miseczki rosołu bo przecierz u taty zjadł sniadanie ( dodam ze tata w tym czasie wyszedł porozmawiac przez telefon ) A co zjadł ansz delikwent na owe śniadanie ? Ugryzł jajko ....A najgorsze jest to ze pomimo tłumaczeń moich i innych ludzi nawet byłej mojego M , On nie rozumie ze jest niekonsekwentyny , nie widzi ze przegrywa walke z 4 latkiem o 3 widelce makaronu a daje mu za to puchar : Lodów ." Żeby cokolwiek zjadł bo umrze z głodu ...-.-
W drodze powrotnej , z pełnym usmiechem na ustach :
"Tatuś a jak sie robi lody '
" nie wiem , czemu zadajesz głupie pytania ?"
" Ja wiem karolku , powiedziec ci ?
"Taaaaak ! ja chcem wiedziec jak sie robi lody !'
" Krzykiem i płaczem ,Karolku , krzykiem i płaczem ...."
po pierwsze gratuluje fasoleczki :happy2:
ja mysle ze jednak lepszy jest pasierb dochodzący niż ten na stałe... uwierz niestety to co masz na weekendy ja mam na codzień a młody ma już 14lat... teraz moze nie ma targu o jedzenie bo pochlania wszytsko...ale o inne np. odrobie lekacje z matmy a ty mi dasz 50zl...buuuuuuuuu ale z historii juz nie... im dziecko/mlodzież starsza tym bardziej wyćwiczona... a nie wina tu tych dzieci a niestety rodziców!!!:angry:
 
muszelka
Twoja teoria swoja droga a zycie swoja.Rady kazdy umie dawac,ale niewielu umie poradzic."widzialy galy co braly" moim zdaniem jest nie na miejscu i wyswiechtany slogan..Poza tym nie wyobrazam sobie sytuacji ze bede sie zmywac z wlasnego domu(nawet na poczatku) zeby dzieci mogly pobyc sobie z tatusiem.Gdzie mam isc? Do fryzjera? sasiadki? baru?

Czesto jest tak, ze kiedy maluch jest w towarzystwie macochy i taty, wybucha wojna o zainteresowanie swoja osoba ojca. Dziecko chce miec go tylko dla siebie, a macocha chce pokazac jak tatus ja kocha (a nuz powtorzy mamusi). To powazny blad. Powinno sie im dac duzo czasu tylko dla siebie - stojac obok

a tym to juz mnie zwalilas z nog.Zabierasz mi prawo do przytulenia sie do wlasnego meza?Ile lat mam tak stac z boku? Moze nasze dziecko tez ma stac z boku???

Uwazam ze zrobilam swoje co bylo w mjej mocy zeby bylo fajnie.Ale miarka sie przebrala,kazdy ma swoj limit i ktoregos dnia mowi DOSC
 
4. Od pierwszego dnia wymagac aby zachowywalo sie jak domownik. Posprzatalo po sobie ze stolu, zebralo ubrania, zabawki...


7. Jesli ma sie cos do dziecka to dobrze to zalatwiac samemu. A nie chodzic do tatusia z problemem, ktore go nie dotyczy. Ale trzeba tez umiec rozmawiac. Rozmawiac a nie krzyczec, rzadac, wymagac...Rozmawia sie w 4 oczy, na spokojnie, z mozliwoscia wypowiedzenia sie obu stron. Warto tez spytac dziecko dlaczego tak czy inaczej postepuje, i wysluchac go. W ten sposob stwarza sie wiec i zaufanie.

A co zrobić jesli 16 latek nie ma zamiaru po sobie sprzatać i wogóle robi co chce - bo on jest przecież we własnym domu? I przecież zachowuje się jak domownik, bo przez tyle lat tak robił i nikt od niego nigdy nic nie wymagał?
To nie jest takie proste.

Masz racje, rozmawiać z dzieckiem. Problemem jest jednak sytuacja kiedy nastolatek nie chce rozmawiac, nie tylko o swoim postępowaniu ale wogóle się nie odzywa. Ile można mówić jak do ściany?

Z moim niby-pasierbem (nie mam ślubu z moim partnerem a jego ojcem i chyba mieć już nie będę - ale to już inna historia) niemal przez rok wspólnego mieszkania stosunki układały się poprawnie. Tym bardziej ze mam doswiadczenie w wychowywaniu nastolatkow, bo sama mam dwie nastoletnie córki. Nigdy nie miałam zamiaru zastąpić mu matki. Żyliśmy raczej na stopie koleżeńskiej. Sytuacja się zmieniła kiedy okazało się ze jestem w ciąży a mamusia uświadomiła synka, że teraz to już nie tylko ojcem się będzie musiał dzielić ale i kasą. A że Młody na kasę łasy najbardziej to dostał szału i odstawia taki cyrk, że głowa mała. I zaczął szantażować ojca, że jak się nie wyniesiemy to on zamieszka z matką. A że tatuś kocha synka ponad życie (co z jednej strony jest zrozumiałe) zaczął ulegać żądaniom swojej latorośli.
 
ramona71 oj ciężko to widzę, bo tu nie tkwi problem w chłopaku a w jego ojcu!!! to jego trzeba naprostować na początku... jak mozna dopuść aby 16latek nic w domu nie robił!a ty jestes partnerem do życia czy też służącą w ich domu?! szczerze współczuje, zacznij od poważnej rozmowy z tatuśkiem i ustalcie wspolny front bo jak ojciec tego nie widzi to bedzie to walka z wiatrakimi!
 
Właśnie to sobie chyba dzisiaj dopiero uświadomiłam, że raczej jestem darmową służącą w tym domu a nie partnerem. I to się zmieni. Częściowe zmiany wprowadziłam już od soboty.
Bo do tej pory było tak - mój partner pracuje w piekarni (a więc same nocki). Wraca nad ranem i śpi najczęściej do godz 14 - 15. W tym czasie, jeśli akurat nie byłam w pracy (a sama pracowałam po 12 godzin w dzien i na nocki) posprzatałam, wyprałam, poprasowałam, ugotowałam obiad. Kiedy wstał miał już zaparzoną kawę, napił się, porozmawialiśmy, dzieci wracały ze szkoły i siadaliśmy do obiadu. Później on znów robił sobie drzemkę (bo przecież idzie do pracy) a ja mu szykowałam jedzenie na nocną zmianę. I w zasadzie nic nie robił, czasem tylko napalił w centralnym.
Nadal posprzatam, ugotuję, wypiorę i jak dobrze się czuję to poprasuję. W związku z ciążą jestm na zwolnieniu lekarskim. Ale ostatnio jak mi w sobotę zarzucił, że w domu jest syf (nie pozmywałam po jego syneczku pieprzniętych w zlew naczyń, moje córki myja po sobie same) - ten syf to był kurz na szafkach pod samym sufitem. Spytał kiedy posprzątam, więc odpowiedziałam, że wtedy jak się będę dobrze czuła i że narazie nie mam zamiaru skakać po drabinie. I jeśli jemu ten kurz przeszkadza to niech weźmie ścierkę i sam wytrze. Wtedy stwierdził, że wcześniej też sobie sam radził a więc niech sobie radzi. Na ostatnie jego stwierdzenie, że ma to gdzieś jak ja się czuję postanowiłam, że od dziś na wszystko co kupuję dla dziecka i wszelkie wydatki związane z ciążą będę miała udokumentowane. Skoro jest zmienny jak horągiewka to muszę się jakoś zabezpieczyć aby potem nie było tak, że tylko ja ponoszę koszty związane z naszym przyszłym dzieckiem.
 
ramona71 bardzo dobrze że zaczęłąś myśleć o sobie i o dzidziusiu! zbieraj kwity bo nigdy nie wiadomo co i jak! a dlaczego chłopak po sobie nie zmywa?? skoro dziewczyny to robią? on jakiś lepszy czy co? u mnie bylo tak jak pasierb nie pomył po sobie to brudne naczynia ladowaly w jego łóżku pod kołdrą jak raz czy drugi wszedl do łóżka i ubrudził się resztkami szybko skumał o co chodzi:-p:rofl2:
Dużo siły życze i mniej stresów, już wiesz czy bedzie chłopczyk czy dziewuszka? jak reaguja na rodzeństwo twoje córki? zapraszam na wątek główny macoszek ;-)
 
reklama
minka_12, Młody nie zmywa po sobie i w zasadzie też nie sprząta, bo nigdy nikt od niego tego nie wymagał. Do dziś babcia (mieszka obok) woła go na kolacyjki do siebie, bo sam to chyba kanapki nie umie sobie zrobić (a wybrał sobie szkołę gastronomiczną - o ironio). Gdyby mieszkali u mnie to pewnie tak samo jak ty szybko nauczyłabym go porządku. Ale niestety to ja (jeszcze) mieszkam u nich.
Wczoraj miałam z moim partnerem małą rozmowę. Sprzątałam akurat a on siedział w kuchni i pił kawę. Zaczęłam od przyjemniejszych dla niego spraw - czyli, że teraz na wypłatę wyłożę połowę za telefon i część za prąd. Rozmawialiśmy bardzo spokojnie. Następnie poinformowałam go, że od tego miesiąca zbieram rachunki za wszystko co jest związane z ciążą i NASZYM dzieckiem. Powiedziałam, że w końcu dziecko ma dwoje rodziców i dlaczego tylko ja mam ponosić koszty. On na to zrobił wielkie oczy (widziałam to kątem oka) i po chwili powiedział - acha, to tak to wymyśliłaś. Udałam zdziwienie tą jego odpowiedzią, i niewinnie stwierdziłam, że nic nie wymyśliłam tylko, że taka forma wydała mi się najbardziej uczciwa względem niego, że chcę aby wiedział ile mnie to kosztowało kiedy będzie mi musiał zwrócić połowę i że nie chcę aby myślał, że chcę go wykorzystać czy oszukać, bo nigdy nie miałam takiego zamiaru.
Dodałam jeszcze, że wiem iż to będzie mnie drożej kosztować bo miałam kupić używany wózek i łóżeczko, ale teraz - po pierwsze- potrzebuję pokwitowań a po drugie - że nie tak dawno chwalił się, że jak się rodził jego pierwszy syn to nie żałował kasy i pokupował wszystko nowe, więc dlaczego jego drugie dziecko ma mieć używane? Przecież chyba nie jest gorsze...
Troszkę go zamurowało. Wiem, że łatwiej by mu było gdybym go wyzywała, błagała o opamiętanie, brała na litość że jestem w ciąży i noszę jego dziecko. A ja nic, spokojnie. Dodatkowo zapewniłam go, że nie winię go że tak się stało, trudno, że moje uczucia do niego się nie zmieniły i że mimo wszystko zawsze może liczyć na moją pomoc.
Wtedy zapytał czy znalazłam już jakieś mieszkanie (na innym wątku pisałam, że Młody wymógł na wszystkich, że mam się stąd wynieść a tatuś i babcia chyba też po ponad miesięcznym cyrku wkońcu ulegli). Na to odpowiedziałam, że jeszcze nic nie znalazłam ale żeby się tym nie martwił, bo do końca roku mnie tu już nie będzie. I nie dlatego, że tak powiedział Młody, tylko dlatego że sama mam już tego dość. Że potrzebuję teraz przede wszystkim spokoju i więcej odpoczynku a w tym domu jest to niemożliwe. I odejdę nawet gdybym miała zamieszkać na ulicy czy w przytułku dla bezdomnych.
Wtedy siedział, myślał i stwierdził, że gdyby wiedział iż Młody będzie odstawiał takie cyrki to narazie nie wiązałby się z żadną kobietą. Tu miałam już potwierdzenie, że wina nie leży po mojej stronie. Powiedziałam jeszcze, że to ich wina, że Młodego tak wychowali i jeśli taki stan im nie przeszkadza to niech tak mają. Mnie ta sprawa już nie dotyczy.
Nie wiem, czy coś nagadał Młodemu (dziś wrócił na weekend z internatu) bo jest jakiś dziwny spokój i cisza.

Nie wiem jeszcze jaka bedzie płeć. To dopiero koniec 12 tygodnia. Patrząc na Młodego to wolałabym trzecią dziewczynkę.
Moje córki podeszły do mojego stanu bardzo pozytywnie. One by chciały bliźniaki - aby każda miała swojego :)
Teraz jedyny problem to mieszkanie. Tu nie wiem co zrobie, oglądałam dziś kawalerke do wynajmu, opłaty nawet znośne jedynie kaucja mnie przeraża. Nie mam skąd wziąć tych pieniędzy.
Dotarłam też do osoby ktora jest w komisjach mieszkaniowych. Powiedziałam jaka sprawa i ze czekam od siernia na komisje (z tego co wiem na to sluzbowe mieszkanie jest obecnie tylko moje podanie). Osoba ta powiedziała, że prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu komisja sie odbędzie i na to licze.
 
Do góry