dobra dziewczyny jak juz wam sie zale to juz powiem o co u NAS chodzi...otoz...jestesmy zareczeni tak naprawde nie wiem po co...chyba dlatego, ze zaczelam mojego M przyciskac do muru, ze jestesmy ze soba juz TYYYYYYLE lat i nic sie nie dzieje, wiec mi sie oswiadczyl, ale co do slubu...hmmm...i tu BOLI wlasnie. moj M jest z dosyc dobrze finansowo sytuowanej rodziny, nawet bym powiedziala, ze bardzo dobrze...ma siostre, ktora nie chce miec dzieci (nie wiadomo czemu, twierdzi, ze ona dzieci nie lubi), wiec caly tak jakby "obowiazek" posiadania nastepcow majatku przejal moj M...wiadomo, ze dziecko on musi miec i juz! poza tym tak nakazala mamusia...no a ja jestem nieplodna i to wiadomo, wiec w rozmowie a wlasciwie ktorejs z kolei klotni na temat dziecka moj M powiedzial do mnie, z niesety jezeli nie zajde w ciaze to bedziemy musieli sie rozstac, stad brak slubu, brak pelnego zaangazowania w zwiazek i traktowanie mnie jak przedmiot. a ja glupia nie wiem czemu az tak sie w nim zakochalam...
ot, cala historia...tak w telegraficznym skrocie
a! i jeszcze powiedzialam mu ostatnio, ze jak chce in vitro, dziecko itd, to przed in vitro JA chce slubu....zyjemy juz ze soba tyle lat, ze moi rodzice domagaja sie slubu juz...ja w sumei troche tez, czulabym sie pewniej...a skoro temat slubu to moj M go totalnie olewa....
ot, cala historia...tak w telegraficznym skrocie
a! i jeszcze powiedzialam mu ostatnio, ze jak chce in vitro, dziecko itd, to przed in vitro JA chce slubu....zyjemy juz ze soba tyle lat, ze moi rodzice domagaja sie slubu juz...ja w sumei troche tez, czulabym sie pewniej...a skoro temat slubu to moj M go totalnie olewa....
Ostatnia edycja: