reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wyrzuty sumienia

@_vixen_ Pamiętaj, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Ciekawe co by w tym momencie postanowiła zrobić autorka postu, jeśli okazałoby się, że nie wyszło karmienie piersią. Trochę taktu nikomu nie zaszkodziło. A masz wyniki obecnych badań na temat karmienia piersią i mlekiem modyfikowanym?? Czy tylko słyszałaś, że tak mówią, więc powtarzasz? Na czym opierasz swoją wiedzę na ten temat?
 
reklama
@_vixen_ Pamiętaj, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Ciekawe co by w tym momencie postanowiła zrobić autorka postu, jeśli okazałoby się, że nie wyszło karmienie piersią. Trochę taktu nikomu nie zaszkodziło. A masz wyniki obecnych badań na temat karmienia piersią i mlekiem modyfikowanym?? Czy tylko słyszałaś, że tak mówią, więc powtarzasz? Na czym opierasz swoją wiedzę na ten temat?
Oczywiście, że są badania na ten temat
Nikt nigdy nie podrobi mleka matki. Ale to nie jest temat na ten wątek. A już tym bardziej przytaczanie porównań sn i CC. Każde dziecko się wychowa jakby nie było. Dajmy spokój. Każdy sobie zdaje sprawę jak jest, a właśnie przez takie komentarze są takie wyrzuty sumienia. Ja miałam CC i karmię butla. W tym momencie moje dziecko ma rok i w porównaniu do dzieci urodzonych i karmionych inaczej niczym się nie różni, a wręcz przeciwnie kobiety na cycku w moim otoczeniu dają czekoladę w takim wieku o nysle, że bardziej na tym trzeba się zastanowić.
 
A ja to Cię podziwiam że dałaś radę się pozbierać po cc bo słyszałam że pionizacja jest straszna, potem blizna długo boli, niektóre 2 tyg w szpitalu leżą a Ty tutaj się martwisz że nie urodziłaś naturalnie. Kochana ja rodziłam 20h w okropnych bólach po podaniu oxy ale dziecko było za nisko żeby zrobić cc i został tylko próżnociąg ale na szczęście obyło się bez tego i też miałam wyrzuty że mogłam dziecku krzywdę zrobić a ja serio nie miałam siły przeć. Jesteś super mamą i przecież robiłaś wszystko co w Twojej mocy i żaden poród nie jest lepszy i trzeba się cieszyć że istnieje cesarka bo nie wiadomo jakby się to dla Was skończyło. Życzę Ci dużo siły i oby hormony się już wyregulowały bo wiem że idzie zwariować, ja miałam baby bluesa a Ty może zgłoś się do specjalisty jak sytuacja będzie się przedłużać

Pionizacja nie jest wcale taka straszna... blizna mnie ciągnęła 4 dni. Na 5 dobę już nic nie bolało, a też mnie straszyli jaki to straszliwy ból...
 
Najważniejsze dla zdrowia dziecka jest karmienie piersią, a nie rodzaj porodu.

Najważniejsze dla zdrowia dziecka jest, aby dziecko w ogóle jadło, a czy jest to pierś czy butelka to nie ma znaczenia! Najłatwiej pisać tak kobietom, które nie miały trudności w karmieniu piersią i zupełnie nie rozumieją jak czuje się kobieta, która nie może tego robić.
 
Pionizacja nie jest wcale taka straszna... blizna mnie ciągnęła 4 dni. Na 5 dobę już nic nie bolało, a też mnie straszyli jaki to straszliwy ból...
A ja się nasłuchałam od koleżanek że cesarka jest okropna bo nie można nawet się normalnie dzieckiem zająć bo tak wszystko boli czyli co poród to opinia :) a co do karmienia to faktycznie pierś jest lepsza niż mm ale oczywiście najważniejsze żeby dziecko jadło i przybierało i rozumiem że niektóre kobiety mimo walki o kp mają z tym problem i absolutnie nie można ich o nic obwiniać, dobrze że teraz są różne, dobrej jakości mleka także dziecku niczego nie zabraknie :)
 
Witajcie Mamuśki. Postanowiłam napisać tutaj post, bo może znajdzie się ktoś, kto mnie zrozumie, a nawet jeśli nie, to potrzebuję to z siebie wyrzucić, a niestety z przykrością stwierdzam, że osoby w moim otoczeniu nie potrafią mnie zrozumieć, według nich wymyślam i czego ja chcę, najważniejsze, ze dziecko jest zdrowe... Ale od początku. Miałam termin porodu na 15.02. Termin minął, nic się nie działo, aż 19.02. wstałam rano z łóżka i poczułam, że coś ze mnie leci. Było tego dużo i miało krwisty kolor, myślałam, że to wody, a że krwiste, to tylko szybko się umyłam i pojechaliśmy do szpitala. Tam polozna, która znałam ze szkoly rodzenia zbadala mnie i stwierdziła, że to dopiero czop śluzowy, ale jej zdaniem jeszcze dziś się rozkręce i urodze. Zostałam więc w szpitalu, było około godziny 8ej. Od razu zaczęły się regularne skurcze co 5 minut, każdy trwał po 45 sekund. Na KTG dochodziły wszystkie do 100%. Na początku były w miarę znosne, ale z każdą godzina stawały się coraz silniejsze, pojawiały się już co 3 minuty. Byłam w tym czasie kilkakrotnie badana ginekologiczne, ale ciągle tylko słyszałam, że to jeszcze nie porod, że szyjka dopiero się skraca, główka jest bardzo nisko, ale jeszcze daleko od kości krzyżowej. I tak przez cały dzień. Od około 14ej skurcze zrobily sie juz nie do zniesienia, gięły mnie w pol. Ale to dalej nie porod... Po 17.00 na takim mega bolesnym skurczu poczulam jak coś we mnie pęka i chlustnely ze mnie wody. Zielone. Dodam, że ten dzień to było apogeum mojego przeziębienia. Zawalony nos, katar.... W końcu pojechałam na porodowke. Tam niemal natychmiast zaczęły się skurcze trwające minute każdy, wszystkie na 100%, przerwy między nimi po minucie zaledwie, a czasem wcale... Skurcz spadał np do 60% i dalej windowal na 100. Nie miałam kiedy odetchnąć. A postępów nie było. Dalej tylko, ze szyjka się zgładza i 3cm i tak przez 5 godzin... Przez zielone wody musiałam leżeć podpięta pod KTG, co z tego, ze chodzilam na szkole rodzenia, znałam pozycje wertykalne, nie moglam z niczego skorzystać. Juz na wstępie usłyszałam, że nie wiadomo czy nie będzie cc, bo wody zielone, mam wysokie CRP i dziecko jest duże... A mnie na tej porodowce opuściły wszystkie moje ciążowe ideały. Te skurcze to była dla mnie prawdziwa masakra, dlatego choć nie chciałam znieczulenia, to potem zaczęłam o nie prosić, ale lekarz powiedział, że może się skończyć cesarka, więc nie chciałby mnie narażać na dwa rodzaje znieczulen, a poza tym anastezjolodzy nie mają tego środka do znieczulen. No to poprosiłam o gaz... nic nie dawał, ale jak go odstawialam, to dostawałam drgawek, mówili, że to szok bólowy... o 20.00 położna powiedziała, że doktor mówił, że jak do 22 nie urodze, to trzeba kończyć ta ciaze.. czekalam tej 22 jak zbawienia. Może gdyby te cierpienia do czegoś prowadziły, to bym się tak łatwo nie poddała, ale ze ciągle jak badali to było bez zmian, to ja wręcz prosilam o tą cesarke... Po 22 przyszedł taki stary lekarz, bardzo niedelikatny, który jako osoba decyzyjna stwierdził, że nie widzi przeszkód, żebym rodziła naturalnie, że za godzinę się zobaczy... wtedy już wyłam, że ja tej godziny nie wytrzymam. Ale wyszli na chwilę, po minucie wrócili i mówią, że zabierają mnie na cesarke... Byłam przeszczesliwa. Czekałam tylko, kiedy ten ból się skończy. Czułam się uratowana i jeszcze podczas pobytu w szpitalu cieszyłam się, że tak wyszło.. Ale po powrocie do domu... Nie moge sobie wybaczyć, że byłam taka słaba. Ze dla mojego maleństwa nie byłam w stanie dłużej wytrzymać... Ze w tych bolach nie potrafiłam myśleć o niej, choć przecież wiedziałam, o ile lepszy jest poród naturalny... Mój kochany dzielny mąż tak mnie wspieral, dopingowal, mowil, ze zaraz zobaczymy maleństwo... A ja nawet myślałam wtedy, że już jej nie chce.. tak jakbym była pepkiem świata i liczył się tylko mój ból. Teraz patrzę na kobiety z wózkami i myślę: one urodziły, a ja nie... Nieważne, że ta cesarka była ze wskazań, że i tak bym ją miała... Ja nie mogę sobie wybaczyć, że jej chciałam, że o nią prosilam, że byłam taka słaba... Trochę mnie pocieszyła położna mówiąc, że miałam ciężki poród, rozciagniety w czasie, że ta moja choroba, wysokie i rosnące CRP, że lekarze się bali, że mała się zainfekuje, postępu porodu nie było a jeszcze te zielone wody i waga dziecka... ze moze ze 2 dni musialabym rodzic, a lekarze nie mogli tyle czekać z uwagi na małą, ale i tak czuję sie słabeuszem nad słabeuszami. Rozumiem, że teraz jeszcze hormony robią swoje, ale naprawdę ciężko mi z tym emocjonalnie..
Poród jak poród. Nie miałaś nic do gadania. CC nie wykonują na życzenie. Po prostu tak musiało być. Dziecko masz całe i zdrowe na świecie i tylko to się liczy.
 
Najważniejsze dla zdrowia dziecka jest, aby dziecko w ogóle jadło, a czy jest to pierś czy butelka to nie ma znaczenia! Najłatwiej pisać tak kobietom, które nie miały trudności w karmieniu piersią i zupełnie nie rozumieją jak czuje się kobieta, która nie może tego robić.
Akurat pierś czy butelka ma pewne znaczenie. Trudności na początku kp ma większość kobiet. Ale to już na inny wątek.
 
Rozumiem Cię doskonale, też jestem rozczarowana przebiegiem porodu. Mam żal że nie postarałam się wystarczająco by pomóc dziecku przyjść na świat, korzystając z pozycji wertykalnych, piłki nie upierałam się na zmianę pozycji. Obwiniam się, zbytnio zaufałam położnej że poprowadzi mnie, wybierze lepszą pozycję, będzie wspierała w porodzie siłami natury, a w efekcie nie dostałam nawet piłki (zignorowała moją prośbę) i nie miałam siły by powiedzieć że chce wstać i dałam się położyć pod ktg i oksy na łóżku, bo „TAK MI BĘDZIE LEPIEJ” uwierzyłam jej. Mąż też nie stanął na wysokości zadania, był przerażony jeszcze bardziej niż ja. W efekcie główka dziecka była ułożona trochę pod skosem, twarzyczką nie w tą stronę (potylicowe tylne) i nie weszła w kanał rodny, a godzina parcia na leżąco nie przyniosła efektów. Może kołysanie się na piłce pomogłoby wstawić się. Lekarz zdecydował o cięciu i nie protestowałam nie byłam jeszcze zmęczona minęło niecałe 9 godzin, ale skoro tak trzeba i nie dam rady to nie ma co męczyć dziecka. Zabrakło mi wyjaśnienia dlaczego w ogóle zasadne jest cięcie powiedział tylko „NIE MOŻEMY DŁUŻEJ CZEKAĆ” tętno nie skakało. Na sali operacyjnej nie dałam rady przekręcić się sama na bok więc pozwolili na podanie znieczulenia w pozycji na czworaka i poczułam ulgę tak byłoby mi o niebo wygodniej… Wyjęli mi dziecko i wtedy anestezjolog powiedział „TO TERAZ KOLEJNE CIĘCIE” Pomyślałam, że zaplanowane cięcie pokrzyżowało moje plany urodzenia dziecka naturalnie i miałam ochotę wykrzyczeć że „CHCĘ Z POWROTEM DZIECKO DO BRZUCHA I WYCHODZĘ RODZIĆ W INNYM MIEJSCU” tylko już trochę na to za późno. Cały pobyt biłam się z myślami DLACZEGO NIE DAŁAM RADY. Później doszły problemy z laktacją, krwawienie z rany po cięciu, kolejne wizyty w związku z sączącą się raną i wymagające dziecko które nie dało możliwości zregenerowania sił, a także niewystarczające wsparcie i kłótnie najbliższych (mamy i męża). Na chwilę udało się zapomnieć, skupić się na innych sprawach, przyjście na świat dziecka mimo że dalekie od oczekiwań zobowiązuje. Nie było fali miłości do tak długo wyczekiwanego dziecka, raczej poczucie obowiązku, kolki i trudna rekonwalescencja.

Rozczarowanie pogłębiła rozmowa z koleżanką, dość bliską i życzliwą i zwykle pomocną, która po kilkunastu godzinach urodziła sama długo czekała na skrócenie szyjki i rozwarcie wyszorowała podłogi w domu żeby to przyspieszyć i też dziecko nie mogło się wstawić w kanał rodny jednak położna pozwoliła jej pochodzić i iść pod prysznic i udało się, ale było ciężko. I ona stwierdziła „GDYBYŚ CHCIAŁA TO BYŚ URODZIŁA”. Dodatkowo na wizycie popołogowej u lekarza usłyszałam w odpowiedzi na pytanie jak długo potrwają zgłaszane dolegliwości „TRZEBA BYŁO SAMEJ URODZIĆ” i utwierdziło mnie to w przekonaniu że nie postarałam się wystarczająco i te cięcie to moja wina. Później ANALIZOWAŁAM DLACZEGO i nadal nie znam odpowiedzi. Wolałabym myśleć że to było dla nas najlepsze rozwiązanie. I teściowa „dałam radę trójkę dzieci urodzić i mała baba jestem”

Minął rok i w dalszym ciągu jak słyszę ożywione porodowe dyskusje to kłuje mi w sercu, że nie dałam rady na początku mojej drogi macierzyństwa. Kiedyś może uporam się z tym, może jak zrezygnuję z drugiego dziecka, co swego czasu przynosiło mi ulgę, myśl że „NIE MUSZĘ MIEĆ WIĘCEJ DZIECI” mimo że kiedyś chciałam dwójkę, a może udany poród naturalny lub umówione cięcie da poczucie kontroli. Pomocy psychologa nie szukałam skoro nawet mąż mnie nie rozumie, nie tyle trudniejszych wydarzeń za mną, tylko czemu akurat to mnie załamuje, „nie jest to poważny problem raczej tylko coś wymyśliłam”? Zbyt wiele nadziei wiązałam z przyjściem na świat dziecka, że nareszcie będzie idealnie. Podobno porodu nie zapomina się do końca życia, może w obliczu kolejnych wydarzeń nie będzie miał takiego znaczenia.

„CO Z TEGO SKORO MAM FAJNEGO POGODNEGO DZIECIAKA I MOGĘ OBSERWOWAĆ JEGO ROZWÓJ I POSTĘPY. WAŻNE JEST UDANE ZDROWE DZIECKO I TO CO MOGĘ MU TERAZ DAĆ”
 
reklama
@majoweczka12 po pierwsze ogromnie ci współczuję, bo spotkało cię bardzo dużo trudnych dla ciebie doświadczeń. Czasami w życiu bywa ciężko. Zwłaszcza, kiedy masz poczucie, że przeżywasz żałobę z powodu własnych utraconych pragnień, rozczarowania sobą i innymi. I być może trochę ci może pomóc radykalna akceptacja

Czyli zaakceptowanie sytuacji, którą przeżyłaś. Zamiast szamotania się, złoszczenia, rozpaczania - przyjęcie, że coś się wydarzyło i że to było trudne, bolesne i że tak właśnie było i nic tego nie jest w stanie zmienić. Kiedy zaakceptujesz swoją sytuację i emocje, które ci towarzyszą masz szansę odzyskać spokój i ruszyć na przód.

Pozwoli ci przestać się obwiniać i krytykować. Pozwoli też zatroszczyć o siebie. Być może, za jakiś czas, a może już niedługo będziesz mogła pomyśleć, że masz za sobą poród, który chciałaś, żeby wyglądał inaczej, ale wydarzyło się tak, jak się wydarzyło. Kropka. I być może za jakiś czas pomyślisz, ok jestem gotowa na kolejne dziecko i na zaplanowanie jego przyjścia na świat, mądrzejsza o doświadczenie, które mam za sobą. Tego Ci życzę
 
Do góry