ja tak króciutko, bo czasu nie wiele- troszke pospalam, więc postaram sie streszczac, choć pewnie jak zwykle wyjdzie elaborat;-)
co do "dania po lapkach"5cio miesiecznemu dziecku, to....



...Akurat wyrzucanie zabawek to wazna część rozwoju i w zyciu by mi nie przyszło do głowy dziecko za to karać.Rozumiem sytuacje- wózek, spacer.Wystarczyło zabawke zwyczajnie zabrac i schować, ja tak robilam, jak mi Amelka wywalala z wozka.A potem zmądrzalam i były poprzyczepiane na smyczach
Co do "zapobiegania zawczasu", to NIGDY nie jest gwarantem, ze w przyszlości dziecko się nie zbuntuje.No, hello- gdy by to bylo takie proste, to wszyscy rodzice pilnie by stosowali te metodę , by uniknąc buntu swoich nastolatkow.Ja wiem po sobie- byłam wychowywana na "grzeczną dziewczynkę"- czy to mnie powstrzymalo przed buntem nastolatkow?Hehe, zapytajcie mojej mamy;-)


.A z drugiej strony znałam ( i to dość blisko, bo podstawówka i liceum razem i początkowo w jednym bloku mieszkalismy) chłopaka, ktory byl taki grzeczny i "wytresowany".Pomijając fakt, ze zawsze był obiektem żartów w szkole, to potem kompletnie sobie nie radzil w zyciu, w żadnej sytuacji.
Ale znałam i dzieciaki, które po takiej "musztrze " w domu, zwyczajnie z niego "uciekały"- w towarzystwo, imprezy itp. I czasem źle się to kończylo....
U nas różnie z tym bywa, na ogól nie karam Amelki w jakiś szczególny sposób- nie mam systemu.Jak cos robi źle, to po prostu tonem , zachowaniem daję jej odczuc, ze to mi sie nie podoba.Przeważnie skutkuje, ale czasem nie , no i trudno, wtedy trzeba "zły moment" przeczekać.To bardzo różnie bywa i zalezy od sytuacji.Na przyklad wlaśnie wczoraj, przy zmianie pieluchy jak zwykle usilowała sobie zrobić z mojego biustu worki treningowe do kick-boxingu

.Po kilkakrotnym napominaniu nadal nie reagowała.Wiecie co?wkurzyłam sie. Rzuciłam te rajstopy , które usiłowalam jej włożyc i powiedziałam "Nie to nie!"nie chcesz się ubierac, to nie pójdziesz ze mna do kuchni, bo jesteś golas, a trzeba być ubranym".Odwrócilam sie i wyszłam z pokoju, nawet nie zamykając za soba drzwi.Od razu podniosla ryyyk.Więc wrócilam i zapytałam "Dasz się ubrać?"."Tak". I bez problemów, bez machania nogami dokończyłysmy to ubieranie. Zareagowałam "instynktownie", impulsywnie, to nie bylo przemyślane, po prostu byłam zla na jej zachowanie i ona to widziala.Czy to ją czegos nauczyło?Wątpię.Pewni9e za kilka dni sytuacja się powtórzy, normalne- byłoby super, gdyby dzieci po jednym razie wiedziały o co kaman, ale tak niestety nie jest


.
Określeniem "bezstresowe wychowanie" każdy szermuje, a tak naprawde co to znaczy?Każdy sobie pod to "podkłada " jakies swoje wyobrażenia. Dla mnie bezstresowe wcale nie jest, jak dziecko nie zna granic, nie wie,, co mu wolno, co nie- wtedy dopiero ma stres

.
Dziulka, przykład, ze na drugi dzień Leane pokonala tę sama trasę "śpiewająco" nie swiadczy o niczym.To byl inny dzień, miala inny nastrój, nie była zmęczona itd.No, hello- jak mi Amelka jednego dnia na śniadanie woła jajko, to nie znaczy, ze jutro nie będzie chciala płatków. Jak jednego dnia wstaje z uśmiechem na buzi i zagaduje, a drugiego od rana wszystko jest "nie tak", to też jest normalne.
Nikt nikomu nie powie, jak ma wychowywac swoje dziecko, każdy i tak robi po swojemu.
Zgadzam się z Idą, ze Leane ma od Dziulki mnóstwo oznak miłości, ale nie w tym rzecz. Nikt tu nie twierdzi, ze Leane nie czuje się kochana. Ja tylko chciałam Dziulke uczulic na długofalowe konsekwencje takiego systemu wychowania. Owszem, możesz miec grzeczne dziecko. Tylko , tak jak juz pisalam, to jest "broń obosieczna".Cos za coś.
Na koniec jeszcze jedno:
ja moim chlopakom dawałam sporo luzu. mieli prawo miec swoje zdanie, mieli prawo powiedzieć "nie", jak im cos nie pasowalo i wtedy rozmawialiśmy- czasem ja ich przekonałam, czasem oni mnie- zalezy, kto miał lepsze argumenty.
Ile miałam z Maksem problemów przez szkolę

.Jakie byly dyskusje ! A teraz? Kazdemu bym zyczyła takiego syna.Zostal tam sam.Uczy się. dba o siebie, gotuje sobie, pierze itp. Płaci na czas rachunki, jest odpowiedzialny i mądry i wcale sie nie martwię, że zostawiony "samopas" zrobi jakieś głupstwo. Po okresie buntu i problemow, które razem przeszliśmy , teraz zwrot o 180 stopni.
I wiecie co?
On juz teraz mi podziękował za to. Że go słuchałam, że dałam mu tyle wolności, ile tylko mogłam. Że dzięki temu wyszedł na prostą i jest, kim jest. Jest mi za to wdzięczny. Wierzcie, że usłyszeć takie slowa z ust nastolatka, to wieeelkie szczęście


Ja mialam w domu raczej rygorystyczne zasady, wiele mi zabraniano, musialam być grzecznym i posłusznym dzieckiem.Czy to mnie powstrzymalo przed ich łamaniem?nie, zwyczjanie okłamywalam rodziców.
Moi chłopcy wiedzieli, ze wszystko mogą mi powiedzieć. Że nie powiem "nie, bo nie, bo ja tak chcę i tak ma być".
I znow cos za coś. Owszem, czasem w glowie już mi się kreciło od tych wielogodzinnych rozmów, przekonywań i tlumaczeń, czasem miałam dośc, jak widzialam, że nie dociera, że nie rozumieją , o co mi chodzi. Ale zawsze w końcu dochodziliśmy do porozumienia.I, zauwazcie, ja nie "tłumaczyłam" im. My ROZMAWIALIŚMY- na równych zasadach.To, że czasem uzywalam "argumentu" "bo ja jestem starsza i wiem lepiej";-), to szczegół

.Ale to nie było autorytatywne "masz tak zrobić, bo ja wiem najlepiej, co dla ciebie dobre", tylko bardziej na zasadzie pokazywania im, jak funkcjonuje swiat, bo, wiadomo, młodziez ma często dość nierealne wyobrażenia o nim;-).Ale zasadą było, ze musimy sie dogadać.Albo oni zrozumieja i przyjma mój punkt widzenia na dana sprawę, albo ja ich, jeśli mnie przekonaja, ze to ja nie mam racji.Albo , najczęściej, wypracowywaliśmy jakis kompromis.