poziomkowa
Fanka BB :)
Witajcie,
z założeniem wątku zamierzałam się już dość długo, dziś wkońcu znalazłam trochę siły, aby wszystko opisać, poprosić Was o opinię i poradę.
Z B. znamy się od listopada 2009r. Wiedziałam, że jest wdowcem, ale nie zadawałam trudnych pytań, nie użalałam się nad nim, czekałam cierpliwie, aż będzie gotowy sam powiedzieć. Już w grudniu tego samego roku poznałam jego córeczkę, 3-letnią wówczas Oliwię. Coś zaskoczyło między nami od razu, mała mnie zaakceptowała, pomimo, że o zmarłej żonie i mamie nie wiedziałam w zasadzie nic, a przynajmniej niewiele, sama starałam się unikać ( choć to napewno nie było dobrym posunięciem) tematu jeśli mała o coś pytała związanego z mamą, bo nie wiedziałam, nie chciałam jej okłamywać, tłumaczyłam tylko aniołkami i niebem.
Przeszliśmy razem z B. przez ten niepełny rok prawdziwą przeprawę bojową, były śmiech i były łzy, były noce z banalnymi i niebanalnymi rozmowami, były plany i wspomnienia.
Teraz we wrześniu mija rok ( tak dokładnie rok), od kiedy nie ma z nim jego żony i mamy Oliwii. Bardzo się boję rocznicy, z wielu powodów, których wymieniać może nie będę.
We wrześniu chcemy zamieszkać ze sobą. To kolejny ciężki dla nas czas, nie tylko ze względu na poukładanie sobie tego wszystko, ale też na trudności, jakie możemy mieć z akceptacją naszego związku, akceptacją stuprocentową ze strony Oliwii nie tylko rodzeństwa, jakie ma się pojawić, ale mnie, jako jej pełnoprawnego opiekuna ( nie chce napisać mamy, choć bardzo bym chciała).
Teraz boję się chyba bardziej niż zwykle. Nie dlatego, że ich nie kocham, bo nie wyobrażam sobie życia bez nich, ale dlatego, że niestety moje hormony obecnie nie pozwalają mi na takie wsparcie, jakie kiedyś ode mnie mieli, bardzo szybko się rozklejam, kilka słów jest w stanie doprowadzić mnie do płaczu przez pół nocy.
z założeniem wątku zamierzałam się już dość długo, dziś wkońcu znalazłam trochę siły, aby wszystko opisać, poprosić Was o opinię i poradę.
Z B. znamy się od listopada 2009r. Wiedziałam, że jest wdowcem, ale nie zadawałam trudnych pytań, nie użalałam się nad nim, czekałam cierpliwie, aż będzie gotowy sam powiedzieć. Już w grudniu tego samego roku poznałam jego córeczkę, 3-letnią wówczas Oliwię. Coś zaskoczyło między nami od razu, mała mnie zaakceptowała, pomimo, że o zmarłej żonie i mamie nie wiedziałam w zasadzie nic, a przynajmniej niewiele, sama starałam się unikać ( choć to napewno nie było dobrym posunięciem) tematu jeśli mała o coś pytała związanego z mamą, bo nie wiedziałam, nie chciałam jej okłamywać, tłumaczyłam tylko aniołkami i niebem.
Przeszliśmy razem z B. przez ten niepełny rok prawdziwą przeprawę bojową, były śmiech i były łzy, były noce z banalnymi i niebanalnymi rozmowami, były plany i wspomnienia.
Teraz we wrześniu mija rok ( tak dokładnie rok), od kiedy nie ma z nim jego żony i mamy Oliwii. Bardzo się boję rocznicy, z wielu powodów, których wymieniać może nie będę.
We wrześniu chcemy zamieszkać ze sobą. To kolejny ciężki dla nas czas, nie tylko ze względu na poukładanie sobie tego wszystko, ale też na trudności, jakie możemy mieć z akceptacją naszego związku, akceptacją stuprocentową ze strony Oliwii nie tylko rodzeństwa, jakie ma się pojawić, ale mnie, jako jej pełnoprawnego opiekuna ( nie chce napisać mamy, choć bardzo bym chciała).
Teraz boję się chyba bardziej niż zwykle. Nie dlatego, że ich nie kocham, bo nie wyobrażam sobie życia bez nich, ale dlatego, że niestety moje hormony obecnie nie pozwalają mi na takie wsparcie, jakie kiedyś ode mnie mieli, bardzo szybko się rozklejam, kilka słów jest w stanie doprowadzić mnie do płaczu przez pół nocy.
Ostatnia edycja: