reklama
agamemnon
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 16 Październik 2012
- Postów
- 1 194
Poczekam z tym na wizytę 19.02 to już będzie wiadomo co i jak bo teraz to był jedynie widoczny pęcherzyk i ciałko żółteagememnon, czyli ciebie już mogę dodać do listy?

U mnie w poprzedniej ciąży 5t1d gin zrobił usg, bo do niego wtedy przyszłam. Widać było malutki pęcherzyk i ciałko żółte i w sumie i tak nic nie było wiadomo. Potem wszystko się skiepściło.
Tym razem napisałam mu sms jak test wyszedł pozytywny, a on zaprosił mnie na wizytę nie wcześniej niż po 2 tygodniach.Widocznie wie, że wcześniej nie ma sensu...ufam mu bezgranicznie, ta ciąża to w 99% jego zasługa. My tylko wypełnialiśmy polecenia ;-)
Tym razem napisałam mu sms jak test wyszedł pozytywny, a on zaprosił mnie na wizytę nie wcześniej niż po 2 tygodniach.Widocznie wie, że wcześniej nie ma sensu...ufam mu bezgranicznie, ta ciąża to w 99% jego zasługa. My tylko wypełnialiśmy polecenia ;-)
Ja Wam powiem ze w Francji gdzie mieszkam wizyty u gin do stwierdzenia ciazy sa od 12 tyg w tym jest usg i załozenie karty badanie krwi itp....Wczesniej nie ma potrzeby chyba ze bedzie mocno bolał brzuch lub bede krwawic i tak tez dzisiaj usłyszałam jak dzwoniłam umowic wizyty wiec wizyte mam na 31 marzec i w tym usg
A ja uważam że to przesada tak do 12 tyg. siedzieć z założonymi rękami... Być może dzięki szpitalowi i zastrzykom na podtrzymanie młody jest z nami - nie mówiąc o standardowej akurat wtedy jeszcze luteinie dopochwowej (teraz przeważnie Duphaston dają)... Ja bym oszalała do tego 12 tyg. chyba :-) Teraz już ciężko mi wytrzymać do następnej wizyty a to dopiero za 10 dni :-(
reklama
sunovia
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 9 Styczeń 2012
- Postów
- 16 191
Prawda jest taka, że luteina jest pomocna tylko wtedy, kiedy u kobiety stwierdzono niedobór progesteronu - jeżeli płód ma wady genetyczne (a chyba to jest najczęstszą przyczyną poronień) nie pomoże ani luteina ani żadne zastrzyki. Ilu lekarzy zleca badanie poziomu progesteronu? Niewielu, przepisują luteinę czy duphaston ot tak, bo w sumie nie zaszkodzi.
Ja też brałam w poprzedniej ciąży luteinę, ale głównie chyba po to, żeby się lepiej (bezpieczniej) poczuć psychicznie. Ginekolodzy na zachodzie twierdzą, że nie ma żadnych badań dowodzących, by luteina w jakikolwiek sposób pomagała w utrzymaniu ciąży. A z leżenia plackiem (wciąż zalecanego przez niektórych gin w Polsce) wręcz się śmieją - mowa tu oczywiście o I trym.
Oczywiście ja się bardzo cieszę, że mamy możliwość tak szybko pójść na usg i mieć wszystko pod (złudną) kontrolą. Ale jak się nad tym głębiej zastanowić, to pomyślcie ile my wydajemy na to pieniędzy - wizyty, leki, bety, a każdy uczciwy lekarz przyzna, że w I trym w 95% przypadków nie da się zrobić nic.
Oczywiście nie mówię tu o sytuacjach, kiedy kobieta roni po raz 2, 3 z kolei - wtedy i na zachodzie takie ciąże są monitorowane od początku i traktowane już inaczej.
I jeszcze jedna rzecz - w Polsce lekarze (a przynajmniej ja mam takie doświadczenia) zamiast na początku ciąży czy po pierwszym poronieniu zlecić badania hormonalne mówią "zdarza się, tak bywa". Wolą potem leczyć (luteiną czy zastrzykami) kolejną ciążę niż zapobiegać poronienim stabilizując zaburzenia hormonalne u kobiet.
Ja po poronieniu od swojego lekarza, u którego prowadziłam ciążę usłyszałam, że "niestety tak się zdarza". To samo powiedzieli mi później w szpitalu, potem lekarz w przychodni się powtórzył, a następnie kolejny lekarz, do którego poszłam prywatnie. Nikomu nie przyszło do głowy zainteresować się moimi hormonami (pakiet wszystkich badań hormonalnych jest bardzo drogi, a ja nie wiedziałam od czego zacząć, więc uwierzyłam w to ich "bywa"). Na problemy z tarczycą nakierowała mnie dopiero moja lekarz rodzinna i okazało się, że faktycznie. I dopiero ginekolog, u którego prowadziłam ostatnią ciążę i będę prowadzić również tę już na pierwszej wizycie skierował mnie na tsh, ale wtedy byłam już pod kontrolą endokrynologa - jednak mimo wszystko i on monitorował moją niedoczynność przez całą ciążę.
Ja też brałam w poprzedniej ciąży luteinę, ale głównie chyba po to, żeby się lepiej (bezpieczniej) poczuć psychicznie. Ginekolodzy na zachodzie twierdzą, że nie ma żadnych badań dowodzących, by luteina w jakikolwiek sposób pomagała w utrzymaniu ciąży. A z leżenia plackiem (wciąż zalecanego przez niektórych gin w Polsce) wręcz się śmieją - mowa tu oczywiście o I trym.
Oczywiście ja się bardzo cieszę, że mamy możliwość tak szybko pójść na usg i mieć wszystko pod (złudną) kontrolą. Ale jak się nad tym głębiej zastanowić, to pomyślcie ile my wydajemy na to pieniędzy - wizyty, leki, bety, a każdy uczciwy lekarz przyzna, że w I trym w 95% przypadków nie da się zrobić nic.
Oczywiście nie mówię tu o sytuacjach, kiedy kobieta roni po raz 2, 3 z kolei - wtedy i na zachodzie takie ciąże są monitorowane od początku i traktowane już inaczej.
I jeszcze jedna rzecz - w Polsce lekarze (a przynajmniej ja mam takie doświadczenia) zamiast na początku ciąży czy po pierwszym poronieniu zlecić badania hormonalne mówią "zdarza się, tak bywa". Wolą potem leczyć (luteiną czy zastrzykami) kolejną ciążę niż zapobiegać poronienim stabilizując zaburzenia hormonalne u kobiet.
Ja po poronieniu od swojego lekarza, u którego prowadziłam ciążę usłyszałam, że "niestety tak się zdarza". To samo powiedzieli mi później w szpitalu, potem lekarz w przychodni się powtórzył, a następnie kolejny lekarz, do którego poszłam prywatnie. Nikomu nie przyszło do głowy zainteresować się moimi hormonami (pakiet wszystkich badań hormonalnych jest bardzo drogi, a ja nie wiedziałam od czego zacząć, więc uwierzyłam w to ich "bywa"). Na problemy z tarczycą nakierowała mnie dopiero moja lekarz rodzinna i okazało się, że faktycznie. I dopiero ginekolog, u którego prowadziłam ostatnią ciążę i będę prowadzić również tę już na pierwszej wizycie skierował mnie na tsh, ale wtedy byłam już pod kontrolą endokrynologa - jednak mimo wszystko i on monitorował moją niedoczynność przez całą ciążę.
Podziel się: