co do mieszkania razem....my mimo ze mielismy osobne pietro mieszkania to moja matka była u nas z milion razy na dobe

a o pukaniu mozna zapomniec...moj maz pare razy zwracał jej uwage to popatrzyła sie jak na debila i dalej swoje robiła,jak zamykalismy sie na klucz to opierdal ze przed nia sie zamykamy

maz był w pracy to przychodziła i sie z niego wysmiewała...ze taki głupi inzynier,jak on te studia skonczył i wogole


a ze był dobry na studiach to wiem bo widziałam indeks i dyplom!!
jak był w pracy to tez mnie buntowała przeciw niemu,ze sie jeszcze przekonam i przejade na nim,ze całe nasze miasteczko bedzie az huczec! (dosłownie jej słowa)
jak mnie nie było w domu wieczorami bo sie uczyłam, to jazda była w odwrotna strone--buntowała meza(jeszcze wtedy narzeczonego)
nie raz mi mowil ze ona by skakała z radosci jakby mnie zostawił....
doszło do tego ze robiła mi awantury ze stoje po jego stronie!! ale my trzymalismy sie razem ..
non stop,po iles razy dziennie przyłaziła...ale to nie były milłe wizyty bo wiecznie o cos chodziło,a to przychodziła opie.rdalac ze kapalismy sie po 22 i woda w rurach leciała i przeszkadzała jej zasnac (od razu nakaz kapania sie do 22,pozniej nie wolno),a to opierd.alac przyszła mnie bo ktos ja wkurzył.....normalnie dnia spokoju nie było.....bo wiecznie cos!!!
piszecie ze mieszkacie razem.....my sie wyprowadzilismy... Żyć się tak nie dało.
w sierpniu bedzie rok jak sie wyprowadzilismy i nie mamy kontaktu
jakie to zycie jest od razu spokojne i piekne :-)
dlatego moja rada....nie psujcie sobie krwi i uciekajcie!!
albo budujcie sie czy bierzcie kredyt i idzcie na swoje