Jestem mamą Aniołeczka, postanowiłam tu do Was napisać bo nie bardzo sobie radzę z tym co mnie spotkało. To moja pierwsza ciąża i była tak upragniona, że nie potrafię tego wyrazić słowami. Może Wy mnie zrozumiecie bo przeżyłyście to wszystko. Szukam pocieszenia i ukojenia duszy...
Moja historia: Wszystko potoczyło się tak szybko, że do chwili obecnej nie mogę uwierzyć, że mnie to spotkało. Przed ostatnią wizytą u lekarza miałam dziwne sny, niepokojące przeczucia, budziłam się w nocy zlana zimnym potem ale nie potrafiłam powiedzieć czemu tak się dzieje. Rozum podpowiadał mi, że może coś jest nie tak jednak serce nie chciało wierzyć. Mój partner, który jest dla mnie ogromnym wsparciem troszkę mnie uspokoił więc pełna nadziej udałam się na usg. Bardzo chciał zobaczyć fasolkę i posłuchać bicia serduszka więc był przy mnie przez całe badanie.
Widzę na monitorze fasolkę- większą- radość w sercu ogromna, wołam mojego partnera- chodź zobacz jaka duża. Widzę wyraz jego twarzy pełne szczęście, po chwili Pani doktor mówi, że coś jest nie tak, nie widzi bicia serca, sprawdza i potwierdza straszną diagnozę. Mnie oblewa fala gorąca i czuję się jakby ktoś uderzył mnie w twarz, myślę sobie to nie możliwe!!! Jestem już w 11 tygodniu słyszałam już bijące serce a po tym szanse na to, że coś pójdzie nie tak spadają do 3%. To nie może być prawda, prawie nie dociera do mnie to co mówi do mnie lekarz, krew buzuje mi już w głowie. Skierowanie do szpitala, diagnoza: poronienie zatrzymane. Fasolce przestało bić serce, ale my w dalszym ciągu nie wierzymy, lekarz na pewno się pomylił, przecież to się zdarza, sprzęt zawodzi. Godzina 21:00 kolejna wizyta u ginekologa- diagnoza bez zmian. Żal, ból nie ma końca, nie tak miało być i pytanie czemu MY!!!!! Kolejne dni były jeszcze gorsze. Pobyt w szpitalu jakaś trauma no i powrót do domu gdzie rozkleiłam się na maksa. Wszystko jest bardzo świeże, nie potrafię się pozbierać. Nie wyobrażam sobie powrotu do pracy. Chciałabym wiedzieć jak Wy sobie z tym poradziłyście ?
Moja historia: Wszystko potoczyło się tak szybko, że do chwili obecnej nie mogę uwierzyć, że mnie to spotkało. Przed ostatnią wizytą u lekarza miałam dziwne sny, niepokojące przeczucia, budziłam się w nocy zlana zimnym potem ale nie potrafiłam powiedzieć czemu tak się dzieje. Rozum podpowiadał mi, że może coś jest nie tak jednak serce nie chciało wierzyć. Mój partner, który jest dla mnie ogromnym wsparciem troszkę mnie uspokoił więc pełna nadziej udałam się na usg. Bardzo chciał zobaczyć fasolkę i posłuchać bicia serduszka więc był przy mnie przez całe badanie.
Widzę na monitorze fasolkę- większą- radość w sercu ogromna, wołam mojego partnera- chodź zobacz jaka duża. Widzę wyraz jego twarzy pełne szczęście, po chwili Pani doktor mówi, że coś jest nie tak, nie widzi bicia serca, sprawdza i potwierdza straszną diagnozę. Mnie oblewa fala gorąca i czuję się jakby ktoś uderzył mnie w twarz, myślę sobie to nie możliwe!!! Jestem już w 11 tygodniu słyszałam już bijące serce a po tym szanse na to, że coś pójdzie nie tak spadają do 3%. To nie może być prawda, prawie nie dociera do mnie to co mówi do mnie lekarz, krew buzuje mi już w głowie. Skierowanie do szpitala, diagnoza: poronienie zatrzymane. Fasolce przestało bić serce, ale my w dalszym ciągu nie wierzymy, lekarz na pewno się pomylił, przecież to się zdarza, sprzęt zawodzi. Godzina 21:00 kolejna wizyta u ginekologa- diagnoza bez zmian. Żal, ból nie ma końca, nie tak miało być i pytanie czemu MY!!!!! Kolejne dni były jeszcze gorsze. Pobyt w szpitalu jakaś trauma no i powrót do domu gdzie rozkleiłam się na maksa. Wszystko jest bardzo świeże, nie potrafię się pozbierać. Nie wyobrażam sobie powrotu do pracy. Chciałabym wiedzieć jak Wy sobie z tym poradziłyście ?