Zgadzam się z Tobą, każdy ma prawo do swoich uczuć dlatego tak samo jak on ma prawo do gorszego samopoczucia tak samo
@Nel331 ma prawo czuć z tego powodu zal, rozgoryczenie i złość. Wspolnie podjęli decyzję o tym, ze starają się o dziecko, wspolnie zdecydowali się iść do pasnika, wspolnie zdecydowali o podjęciu wdrożenia leków które Nel doprowadziły do bardzo złego samopoczucia-cóż, cel uświęca środki. I po tym wszystkim co ona przeszła i zrobiła on w kluczowym momencie nie ma ochoty. No ch*j by mnie strzelił, bo tu nie chodzi o ochotę tylko o to, ze jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Jeszcze gdyby to się zdarzyło raz, ok, jest presja której on nie udźwignął, zdarza się, ale to jest któryś raz z kolei. Jaki jest sens wlewania w siebie tych wszystkich leków, kłucia, kombinacji, tracenia czasu na dojazdy setki kilometrów, wydawania kroci, skoro on w kluczowym momencie się wycofuje? Bez niego to się nie uda. Niepoważne to jest dla mnie, bo to nie zabawa tylko czyjeś życie i zdrowie, po co tak zwodzić?
Jeśli mój partner zachoruje to mam prawo czuć wszystkie emocje które mi towarzyszą, ale mam tez moralny obowiązek wziąć się w garść i mu pomóc, iść do apteki, robić zastrzyki, mimo że boje się igieł czy wycierać tyłek jeśli tego wymaga sytuacja. Tak w związku zachowują się partnerzy, nie wypinają się na drugiego człowieka, można się kłócić i złościć ale nie przestaje się kochać a to wiąże się tez z wypełnianiem pewnych obowiązków względem drugiego człowieka, tutaj facet zobowiązał się, kolokwialnie ujmując, dojść w swojej partnerce JEDEN określony dzień w cyklu i to go przerosło, biedny mały chłopiec zdziwiony tym, ze do zrobienia dziecka potrzeba seksu
