Piszę aby się pożalić. Wczoraj córka zasnęła o 23, ale ok. w pół do pierwszej obudziła się nagle z marudzeniem. Dałam jeść, ale była strasznie pobudzona. Zasnęła ostatecznie przed 3, ssać nie chciała, marudziła, to bawiła się, to krzyczała, śmiała, płakała, zrobiła w tym czasie ze 2 mniejsze kupy... W nocy budziła się potem do rana jeszcze z 3 razy chyba - nie wiem, bo wbrew swoim postanowieniom spała ze mną i tylko ją karmiłam i próbowałam uspokajać. Dzisiaj od rana jest marudzenie jakie było wcześniej, tylko jakby ze zdwojoną siłą. Ciągle chce niby jeść, ale nie ssie, czyli chce być po prostu przy mnie. Rozpłakała się też okropnie ze łzami, nie wiadomo dlaczego, a potem nagle bum i zasnęła... Piszczy przez sen jak jakaś myszka. Nie wygląda aby ją coś bolało. To raczej skok. Maniakalnie obraca się na bok i przechodzi na brzuch, łapie stopy (w nocy non stop stopy w górze i próby łapania ich rękoma i złość, jak nie szło).
jak żyć? gdzie jest moje spokojne dziecię?

