Jasne, dopóki są zarodki to dla mnie takie podejście jest racjonalne i podobnie myślę, próbować do końca. Gorzej jak się ładuje w siebie leki przechodzisz wszystko i okazuje się że nawet nie możesz podejść do transferu i mieć tego cienia szansy, możliwości zatestowania. Jednak mieć jakis zarodek, a nie mieć nic po stymulacji to jest duża różnica w komforcie psychicznym i poczuciu szansy od losu. Bo mając jakis zarodek zawsze jakaś szansa na udany transfer jest do samego końca. Nawet jeśli jest mała to i tak większa niż mając 0 zarodkow
Ja akurat w tym zakresie żadnej odporności nie nabyłam i druga stymulacja była do samego momentu mrożenia dla mnie dużym obciążeniem i stresem. Teraz drze o to czy jak podejdę to transferu wszystko dobrze się rozmrozi czy znowu zostanę z niczym ale to nie jest już to co było przy hodowli.