Nasz nie skubał się bo był przyzwyczajony do samotnych weekendów

A u tego marynarza to całe tygodnie sam mieszkał jak on w rejsach był

Ale to prawda z tym dziobaniem się...
Miki miał swój ręcznik, czasami w dzień zasłaniałam go też i rolety zaciągałam, żeby go oszukać

No i miał swój nieszczęsny dzwoneczek, którym sygnalizował potrzebę odsłonięcia...
A pewnie, że śmiecą... Nasz wysysał sok z owoców i pluł nimi gdzie popadło, miałam jedną roletę w kropki po jagodach... Jadł słonecznik, ale tylko taki z łupinek sam sobie obierał i jadł, jak mu kupiliśmy obrany to nie chciał. Kukurydzę to sobie namaczał i wtedy też nią pluł. Wokół klatki trzeba było sprzątać bo jak to zaschło to szorowałam szczotką... Jak coś robiłam w kuchni to wrzeszczał i choć ziemniaka surowego musiał dostać, obżerał tez udka upieczone

Obiad musiał jeść razem z nami, nie dałby spokoju...
Mebli mi żadnych nie skubał, tylko tańczył przy błyszczących nóżkach np od sofy i wyciągał płyty ze stojaka na płyty i otwierał pudełka bo tam były takie śliczne błyszczące płyty. Potem płytę wyjmował dziobem i opierał ją o ścianę ... no i tam też tańce godowe wyprawiał

Kiedyś kupiliśmy mu plastikową papużkę żeby zobaczyć co z nią zrobi, bo on jakieś braki miał... rano zostało tylko mocowanie po niej...
No i kuwetę też trzeba było często wymieniać bo łupinek po orzechach i słoneczniku to tam całe góry się robiły u tego żarłoka

Ale to i tak zawsze mniejsze zobowiązanie niż przy psie
