reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Bolesna strata

Dołączył(a)
6 Czerwiec 2008
Postów
2
Witam
Mam na imię Marta i po raz pierwszy piszę na forum, nie wiem czy wszystko dobrze robię.
Osiem miesięcy temu poroniłam pierwsze moje dzieciątko.W niedzielne popołudnie zauważyłam małą plamkę krwi ponieważ po raz pierwszy byłam w ciąży bardzo się wystraszyłam i od razu pojechałam z mężem do szpitala, na miejscu od razu mnie przyjeli i dali odpowiednie zastrzyki na podtrzymanie, nikt mi nic nie powiedział więc z ogromną ulgą, że dobrze zrobiłam, że przyjechałam do szpitala zasnęłam.Następnego dnia rano nic nie wskazywało mojej tragedii, jak tylko wstałam i poszłam do toalety zaczęłam okropnie krwawić, jeszcze wtedy nie wiedziałam co się tak naprawdę dzieję ale nie wyglądało to dobrze. Lekarze oczywiście nic nie mówiąc robili mi usg i od razu zakwalifikowali na zabieg. Tragedia spadła na mnie jak grom z jasnego nieba nagle znalazłam się na sali zabiegowej ktoś wciskał mi do ręki długopis i dyktował co mam napisać...nic do mnie nie docierało tylko straszny ból i okropne uczucie, że dzieje się coś złego...Nic nie zrozumiałam co mam napisać jedyne słowo które udało mi sie napisać było "proszę", nie wiem co chciałam napisać , chyba chciałam prosić aby nie zabierali mi mojego dzieciątka...pielęgniarka szybko przywróciła mnie do rzeczywistości dyktując zdanie, które zaczynało się od słów "wyrażam zgodę...".Chwilę pózniej obudziłam się na sali ... okropnie bolało, ale nie brzuch bolała okropnie strata mojego maleństwa...
Po tak bolesnym przeżyciu zaczęłam chodzić do lekarza wykonywałam wszystkie badania, które mi kazał, myślałam teraz muszę zrobić wszystko aby nie stracić kolejnego dziecka. Toksoplazmoza wykluczona była już przed pierwszą ciążą ponieważ robiłam badania i wszyszły w porządku. Po ośmiu miesiącach 5 maja tego roku po dwu miesięcznych staraniach nagle test wykazał dwie kreski, piękne wyraźne dwie kreski, moje zaskoczenie a zarazem szczęście nie znało granic.Od razu następnego dnia byłam u lekarza, który natychmiast zrobił mi usg, które wykazało ciążę trzy tygodniową, przepisał dufaston i dał zwolnienie.Moje szczęście nie znało umiaru. W głowie tylko jedna myśl uważać na siebie, uważać na dziecko. Odstawiłam sprzątania, zakupy wszelkie dzwigania, chodziłam na spacery, czytałam książki, nie denerwowałam się, tylko jedna rzecz mnie prześladowała...strasznie bałam się zobaczyć na bieliźnie plamienie...Pewnego dnia pojechałam do lekarza gdyż kończył mi się dufaston i potrzebowałam receptę, wszystko było ok więc umówiłam się z lekarzem na usg w szóstym tygodniu, lekarz postanowił mi zrobić usg aby mnie uspokoić, powiedział, że będzie to szósty tydzień i będzie już słychać serduszko. Byłam bardzo szczęśliwa, wróciłam do domu gdy poszłam do toalety nagle zobaczyłam to czego tak bardzo się bałam...zaczęłam plamić...Byłam to jedna niewielka plama, która nie powtórzyła się. Po czterech dniach zaczęło się znowu, nie myśląc długo pojechałam z mężem do szpitala. Tam po badaniu lekarz nie stwierdził poronienia, dał mi zastrzyk z kaprogestu i kazał się oszczędzać, powiedział, że wszystko jest w porządku i żebym przyjechała następnego dnia na usg. Na usg przyjechałam spokojna i zastanawiałam się tylko czy pod koniec piątego tygodnia usłyszymy serduszko...Gdy nadeszła moja kolej lekarz podczas wykonywania usg powiedział "Ciąża w stanie destrukcyjnym..." i nic więcej nie pamiętam...Powiedział jeszcze te słowa "jeżeli przez weekend nie zacznie pani krwawić to proszę przyjechać w poniedziałek"...I już ... to była wizyta u lekarza...Przyszłam do niego jako kobieta w ciąży szczęśliwa zastanawiająca się czy usłyszy serduszko a wyszłam...zaczęłam tak strasznie płakać, że mąż nie wiedział jak ma mi pomóc...W dziewiatym tygodniu miałam przeprowadzony zabieg, trzy dni temu, diagnoza: ciąża obumarła...W sumie minęły już trzy tygodnie jak dowiedziałam się o "destrukcji" mojej ciąży ale nie jestem w stanie dojść do siebie, czuję się tak źle, tam w środku tak strasznie boli...cały czas zastanawiam się co się takiego stało, co zrobiłam bądź czego nie zrobiłam...dlaczego moje drugie dzieciątko umarło...To boli strasznie boli, nieodwracalna strata z którą nie umiem się pogodzić...
 
reklama
Martuniu, kochanie, strasznie mi przykro, ja też poroniłam dwa razy, ostatnie poronirnie było dwa miesiace temu. Wiem jak to strasznie boli, ale musisz uwierzyć, ze wszystko jeszcze się ułoży. Nie zastanawiaj się , co takiego zrobiłaś źle, bo będziesz się tylko niepotrzebnie zadręczać, a napewno i tak się nie dowiesz. Postaraj się pogadać ze swoim lekarzem, może da Ci skierowanie na badania, mój niestety powiedział, ze da mi skierowanie jeżeli jeszcze raz poronie, jestem właśnie na etapie starań o fasolke i juz strasznie się boję, ale co ma być to będzie, i powiem Ci, że zrobię wszystko, żeby urodzić zdrowego dzieciaczka. Kochanie pisz do nas, jak tylko bedziesz miała ochotę, możesz się wypłakać, my zawsze będziemy Cie wspierać. Zapraszam Cię na wątek główny "ciąża po poronieniu" jest nas tam dużo(niestety) i wszystkie zawsze się wspieramy. Trzymaj się kochanie.
 
Dziękuję Ci kochana za te słowa. Ja byłam u lekarza, oczywiście prywatnie, dowiedziałam się o różnych badaniach, lekarz mi powiedział m. in. o zbadaniu tarczycy, poziomu hormonów m. in. estrogenu, o badaniach immunologicznych. Podobno czasami się zdarza, że organizm kobiety odrzuca ciąże jak ciało obce, tak jak organ przeszczepiony. Ja teraz tak się boję, że będę starała się dowiedzieć jak najwięcej o swoim organiźmie, mam nadzieję, że znajdę przyczynę tych niepowodzeń.
Jestem pewna, że nam się uda i poczujemy dzieciątko w swoich brzuchach!!Zasługujemy na to!!
Pozdrawiam Cię gorąco i raz jeszcze dziekuję!!
 
witam i mocno ściskam tez jestem po dwóch stratach dzisiaj mija 2 tydzien od zabiegu strasznie jest ciezko ale musimy myslec ze bedzie dobrze i urodzimy zdrowe dzieciaczki czego sobie i wam zycze
 
Witam
Mam na imię Marta i po raz pierwszy piszę na forum, nie wiem czy wszystko dobrze robię.
Osiem miesięcy temu poroniłam pierwsze moje dzieciątko.W niedzielne popołudnie zauważyłam małą plamkę krwi ponieważ po raz pierwszy byłam w ciąży bardzo się wystraszyłam i od razu pojechałam z mężem do szpitala, na miejscu od razu mnie przyjeli i dali odpowiednie zastrzyki na podtrzymanie, nikt mi nic nie powiedział więc z ogromną ulgą, że dobrze zrobiłam, że przyjechałam do szpitala zasnęłam.Następnego dnia rano nic nie wskazywało mojej tragedii, jak tylko wstałam i poszłam do toalety zaczęłam okropnie krwawić, jeszcze wtedy nie wiedziałam co się tak naprawdę dzieję ale nie wyglądało to dobrze. Lekarze oczywiście nic nie mówiąc robili mi usg i od razu zakwalifikowali na zabieg. Tragedia spadła na mnie jak grom z jasnego nieba nagle znalazłam się na sali zabiegowej ktoś wciskał mi do ręki długopis i dyktował co mam napisać...nic do mnie nie docierało tylko straszny ból i okropne uczucie, że dzieje się coś złego...Nic nie zrozumiałam co mam napisać jedyne słowo które udało mi sie napisać było "proszę", nie wiem co chciałam napisać , chyba chciałam prosić aby nie zabierali mi mojego dzieciątka...pielęgniarka szybko przywróciła mnie do rzeczywistości dyktując zdanie, które zaczynało się od słów "wyrażam zgodę...".Chwilę pózniej obudziłam się na sali ... okropnie bolało, ale nie brzuch bolała okropnie strata mojego maleństwa...
Po tak bolesnym przeżyciu zaczęłam chodzić do lekarza wykonywałam wszystkie badania, które mi kazał, myślałam teraz muszę zrobić wszystko aby nie stracić kolejnego dziecka. Toksoplazmoza wykluczona była już przed pierwszą ciążą ponieważ robiłam badania i wszyszły w porządku. Po ośmiu miesiącach 5 maja tego roku po dwu miesięcznych staraniach nagle test wykazał dwie kreski, piękne wyraźne dwie kreski, moje zaskoczenie a zarazem szczęście nie znało granic.Od razu następnego dnia byłam u lekarza, który natychmiast zrobił mi usg, które wykazało ciążę trzy tygodniową, przepisał dufaston i dał zwolnienie.Moje szczęście nie znało umiaru. W głowie tylko jedna myśl uważać na siebie, uważać na dziecko. Odstawiłam sprzątania, zakupy wszelkie dzwigania, chodziłam na spacery, czytałam książki, nie denerwowałam się, tylko jedna rzecz mnie prześladowała...strasznie bałam się zobaczyć na bieliźnie plamienie...Pewnego dnia pojechałam do lekarza gdyż kończył mi się dufaston i potrzebowałam receptę, wszystko było ok więc umówiłam się z lekarzem na usg w szóstym tygodniu, lekarz postanowił mi zrobić usg aby mnie uspokoić, powiedział, że będzie to szósty tydzień i będzie już słychać serduszko. Byłam bardzo szczęśliwa, wróciłam do domu gdy poszłam do toalety nagle zobaczyłam to czego tak bardzo się bałam...zaczęłam plamić...Byłam to jedna niewielka plama, która nie powtórzyła się. Po czterech dniach zaczęło się znowu, nie myśląc długo pojechałam z mężem do szpitala. Tam po badaniu lekarz nie stwierdził poronienia, dał mi zastrzyk z kaprogestu i kazał się oszczędzać, powiedział, że wszystko jest w porządku i żebym przyjechała następnego dnia na usg. Na usg przyjechałam spokojna i zastanawiałam się tylko czy pod koniec piątego tygodnia usłyszymy serduszko...Gdy nadeszła moja kolej lekarz podczas wykonywania usg powiedział "Ciąża w stanie destrukcyjnym..." i nic więcej nie pamiętam...Powiedział jeszcze te słowa "jeżeli przez weekend nie zacznie pani krwawić to proszę przyjechać w poniedziałek"...I już ... to była wizyta u lekarza...Przyszłam do niego jako kobieta w ciąży szczęśliwa zastanawiająca się czy usłyszy serduszko a wyszłam...zaczęłam tak strasznie płakać, że mąż nie wiedział jak ma mi pomóc...W dziewiatym tygodniu miałam przeprowadzony zabieg, trzy dni temu, diagnoza: ciąża obumarła...W sumie minęły już trzy tygodnie jak dowiedziałam się o "destrukcji" mojej ciąży ale nie jestem w stanie dojść do siebie, czuję się tak źle, tam w środku tak strasznie boli...cały czas zastanawiam się co się takiego stało, co zrobiłam bądź czego nie zrobiłam...dlaczego moje drugie dzieciątko umarło...To boli strasznie boli, nieodwracalna strata z którą nie umiem się pogodzić...

Każda z Nas która pisze tutaj wie co znaczy stracić swoje maleństwo.. niestety z każdym dniem, tygodniem, miesiącem tych Aniołkowych mam przybywa. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi czemu tak się dzieje? Czemu to nas spotyka? Czemu czasami nawet za drugim czy trzecim... podejściem się nie udaje? Co z Nami jest nie tak?? Kurcze żeby choć jedna z Nas znała odpowiedz na te pytania - napewno podzieliłaby się z Nami odpowiedzią..a tu...nic pustka..
Nie wiem czy wierzysz w Boga... Ja wierzę.. i chcąc czy nie chcąc poddaje się Jego boskiej woli i staram się znieść cierpienie jakie na mnie i mojego meża spada.
Właśnie jestem w trakcie drugiego poronienia... Wczoraj wyszłam ze szpitala na własne żądanie - odstawiłam środki podtrzymujące ciąże tylko po to by wkońcu dowiedzieć się w którym kierunku wszystko pójdzie... Siedzę jak na bombie atomowej i nie wiem kiedy wybuchnie.. coś zaczynam mocniej krwawić.. i pewnie już niedługo poronię po raz drugi.. tylko jeszcze zobaczymy czy mój organizm poradzi sobie sam czy potrzebny będzie zabieg łyżeczkowania...
Naprawdę rozumie Cię... wiem co przeżywasz, ja mam to bardzo teraz głęboko w sercu, mam tyle strachu i bólu że nie wiem czy będę wstanie to unieść. Ale wiem jedno - nie poddam się.. mam wspaniałego męża który jest przy mnie i razem próbujemy znieść drugą naszą "przygodę z ciążą" która kończy się totalną porażką.
Nikt z lekarzy po pierwszym poronieniu nie wspomniał nawet o żadnych badaniach, musiało dojść do drugiego żeby zaczęli coś mówić... Ale ja też mam ich głęboko w.... i jeśli Oni mi nie zlecą - sama z mężem zrobimy wszelkie możliwe badania.. choć nie wiem czy starczy mi sił by znów mieć kiedyś tą nadzieję??? Boję się okropnie znów bólu i rozczarownia z powodu zawodu jakim jest strata nienarodzonego dziecka.
Pozdrawiam i wierzę również że Bóg wie co robi i nad Waszym domem i Waszą rodziną zaświeci niedługo słoneczko pełne nadzieji ...
 
Witam bardzo serdecznie
Bardzo, ale to bardzo wszystkim dziękuję, te wszystkie Wasze słowa potrafią zdziałać cuda.To jest niesamowite jak pomagają słowa ludzi, którzy tak dogłębnie potrafią zrozumieć drugą osobę, dla mnie jest to po prostu niesamowite, nie znamy się a potrafimy się doskonale zrozumieć i zwykłymi słowami dajemy sobie nawzajem tak dużo niesamowicie pozytywnej energii...ja to czuję i tak bardzo dziękuję...
Kochana Słodziutka_e, wiem doskonale co przeżywacie, ja przy drugiej ciąży dowiedziałam się o jej obumarciu na początku 5 tygodnia, lekarz kazał mi odstawić leki podtrzymujące i czekać...tylko zastanawiałam się na co...poronienia samoistnego nie było przez kolejne trzy tygodnie aż w końcu na początku dziewiątego tygodnia trafiłam do szpitala ze skierowaniem bo już po prostu nie mogłam dłużej czekać, siedziałam tak jak to określiłaś "jak na bombie" i potwornie się bałam. Wiedziałam że moja ciąża już dawno obumarła każde kolejne badanie ginekologiczne czy usg to potwierdzało ale samoistnego poronienia nie było... Nie wiem jak dla Was ale dla mnie to czekanie było najgorszym bólem, cały czas myślałam o moim nienarodzonym dzieciątku ... Straszne...Teraz jestem piąty dzień po zabiegu i jeszcze czasami krwawię, ten koszmar ciągnie się cały czas za mną, tak bardzo się boję, mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Cały czas mam wrażenie, że jest to jakiś koszmarny sen z którego zaraz się obudzę i będę mogła zapomnieć...
Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco, mam nadzieję, że będziemy mogły się spotkać niebawem na forum gdzie tematem będzie ciąża, czy nowo narodzone dzieciątka i będziemy mogły wszystkie opowiadać o swoich cudownych dzieciach :)
 
Kochana Marleno78, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam. Doskonale wiem jak się czujesz...tak to prawda musimy być silne!! I doczekamy się swoich maluszków bo na to zasługujemy!! Ściskam Cię mocno
 
Witam bardzo serdecznie
Bardzo, ale to bardzo wszystkim dziękuję, te wszystkie Wasze słowa potrafią zdziałać cuda.To jest niesamowite jak pomagają słowa ludzi, którzy tak dogłębnie potrafią zrozumieć drugą osobę, dla mnie jest to po prostu niesamowite, nie znamy się a potrafimy się doskonale zrozumieć i zwykłymi słowami dajemy sobie nawzajem tak dużo niesamowicie pozytywnej energii...ja to czuję i tak bardzo dziękuję...
Kochana Słodziutka_e, wiem doskonale co przeżywacie, ja przy drugiej ciąży dowiedziałam się o jej obumarciu na początku 5 tygodnia, lekarz kazał mi odstawić leki podtrzymujące i czekać...tylko zastanawiałam się na co...poronienia samoistnego nie było przez kolejne trzy tygodnie aż w końcu na początku dziewiątego tygodnia trafiłam do szpitala ze skierowaniem bo już po prostu nie mogłam dłużej czekać, siedziałam tak jak to określiłaś "jak na bombie" i potwornie się bałam. Wiedziałam że moja ciąża już dawno obumarła każde kolejne badanie ginekologiczne czy usg to potwierdzało ale samoistnego poronienia nie było... Nie wiem jak dla Was ale dla mnie to czekanie było najgorszym bólem, cały czas myślałam o moim nienarodzonym dzieciątku ... Straszne...Teraz jestem piąty dzień po zabiegu i jeszcze czasami krwawię, ten koszmar ciągnie się cały czas za mną, tak bardzo się boję, mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Cały czas mam wrażenie, że jest to jakiś koszmarny sen z którego zaraz się obudzę i będę mogła zapomnieć...
Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco, mam nadzieję, że będziemy mogły się spotkać niebawem na forum gdzie tematem będzie ciąża, czy nowo narodzone dzieciątka i będziemy mogły wszystkie opowiadać o swoich cudownych dzieciach :)

Witaski miłe...
Nio ciekawe jak u mnie będzie teraz.. niby krwawię... czuję się fatalnie...lekarka mówiła że ma to być coś przypominającego miesiączkę.. i niby jest..(bo na okres mi to nie wygląda) Jutro mam zrobić powtórną betę..i zobaczyć czy spadła? czy stoi w mijescu czy dziwnym trafem rośnie i pewnie wtedy oceni czy będzie łyżeczkowanie czy też nie.. Tak bardzo jestem zdołowana... sama nie wiem co o tym wszystkim sądzić.. nie wiem w sumie który to dzień uznać za stratę dzidziusia? Bo cały czas nie wiem co się ze mną dzieje...Niby wszystko wyczytałam, niby dowiedziałam się od lekarza, ale jestem naprawdę ogłupiała. Może przez to że człowiek mówi sobie że nie ma już nadzieji a ta nadzieja żyje w nas??? Nie wiem..
I tak jak napisałaś to czekanie i w sumie świadomośc tego że już w nas nie ma dzidzi jest okropna i przerażająca i to czekania na cooooo???
Krwawić możesz do 7 dni.. a plamić do 14... choć zazwyczaj do 7 dni są plamienia, tak mi lekarz powiedział po ostatnim poronieniu..Potem po ok. od 4-5 tygodni powinna pojawić się miesiączka...

Pozdrawiam serdecznie i tulę do serca...
 
reklama
Edytka, a czy dali Ci cos na wywolanie poronienia? Bo jak u mnie stwierdzono ciaze obumarla (malenstwo odeszlo 2-3tyg wczesniej :-() to mialam do wyboru:

1. zabieg chirurgiczny ( ktory jest chyba rutyna w Polsce)
2. czekac :szok: az organizm sam zacznie dzialac ... nawet do 3 tyg ( a bylby to juz 12tydz).

3. tabletki Misoprosol (inczej Cytotec), ktore otwieraja szyjke macicy i ulatwiaja poronienie :-(. Z tego co wiem w Polsce sa czasem stosowane przed zabiegiem, ale nie wiem czy zamiast.

Zdecydowalam sie na to trzecie wyjscie i z perspektywy czasu nie zaluje, chociaz krwawilam mocno przez 2 tygodnie. Bylam tylko pare godzin w szpitalu, a potem wszystko sie zagoilo szybko (oprocz rany w sercu :-() i dostalam zielone swiatelko juz po pierwszej @.

Trzymaj sie!

MARTA, , MARLENA Mocno Was przytulam i bardzo wspolczuje.
 
Do góry