reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciaza - archiwum

reklama
tak sobie poczytałam jeszcze raz o tych naszych porodach , jedne super bezbolesne inne wręcz przeciwne ale wszystkie kończą sie tym samym - jesteśmy najszczęśliwszymi mamusiami i to jest najwspanialsze uczucie na świecie:tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak:.
 
martusia twój opis jest cudowny, fantastycznie że tak to pięknie przeszlas.

to teraz opiszę mój poród.
W 8 dobie po terminie zglosiłam sie do szpitala na patologię. Bylam w dużym szoku bo szpital nie ma dobrej opinii (do tego co chciałam nie przyjęli mnie z braku miejsc) , a od poczatku wszyscy byli fantastyczni. Położyłam się na sali, co chwilę wzywali mnie przez głośniczek na ktg, konsultację, usg, morfologię. Przy ktg okazało się że jakieś tam skurcze mam ale takie chaotyczne. Nie przejęłam się zbytnio bo z takimi to ja już miesiąc chodzilam.
Póżniej doktor zaproponował mi zalożenie na szyjkę macicy cewnika folley w celu jej rozwarcia. Nie zawsze to pomaga ale się zgodziłam. Założył mi go o 17.20 i poszłam do sali. Koło godziny 21 przyszła pielęgniarka z ręcznym ktg ale kazała mi zaraz iśc na normalne jeszcze poleżeć. Na nim okazało się że mały ma się swietnie ale piszą się regularne skurcze co 2-3 minuty. Czułam je ale nie bolały jakoś. Zapytała czy balonik (cewnik) mi nie wypadł przypadkiem już, a ja że nie wiem bo tam nie zaglądałam :) Sprawdziła więc i rzeczywiście wypadl i zrobiło się 3 cm rozwarcia. Trochę mnie jeszcze wymasowała zeby powiększyc. nie było źle. Wysłała mnie na porodówkę. Tam ponowne KTG, potem lewatywa, prysznic. To było o 22.00. Po lewatywie zaczynałam już te skurcze mocniej czuć. Byly co dwie minuty. Mąż dojechal i mierzył je a ja chodziłam kołó łózka z przypiętą sondą z ktg. Przyszedł za jakiś czas ordynator żeby mnie zbadać, no to jak mnie przebadał to zaraz pękł pęcherz i poszly wody, niestety zielone a rozwarcia było już 5 cm. Położna nalała wody do wanny, weszlam do niej, na chwilę poczułam ulgę ale potem to już mnie wszystko wkurzało i nawet raz przyklęłam po cichu az M zrobił oczy bo to nie w moim stylu. Po jakichs 30 minutach wyszlam, znowu badania i już 7 cm. No i kryzys ;-) coraz gorsze te bóle, ale nie miałam tym razem krzyżowych. Położna kazala mi oddychać jak piesek, a jak mijal skurcz to normalnie czulam ze jestem potwornie niedotleniona, czułam jak miesnie ściskają cale moje ciało, nie mogłam nawet zgiąć palcy u rąk. Kilka takich skurczy, palce wbijane w fotel lub ręce męża (potem się okazało że mu małą rankę zrobiłam) , zaraz jednak czułam już parte, a rozwarcie zrobiło się pełne. No to przemy. Poczułam ulgę, ale na niektorych nie pozwoliła mi przec to normalnie nie dawałam rady. Znowu parcie i czuje jak maly się zsunął w kanał, trochę pojęczałam bo myślałam że mnie rozerwie, położna zapytała czy byłam poprzednio nacinana, potwierdziłam szeptem i kazałam jej nacinać. Jeszcze chyba trzy skurcze parte , nacięcie a ja czuję że odpływam to oni się drą: dagmara przyj, to znowu dostałam jakiejś siły i maly wyskoczył o 0.55. Od razu dali mi go na brzuch, cudowne uczucie, brak bólu , euforia. Jeszcze chwilę poleżał i zabrali go na badania. Do mnie przyszedl ordynator na szycie, niby dostałam znieczulenie ale czułam wszystko, nie podobało mu się że zaczełam mocniej krwawić, więc zrobił łyżeczkowanie, nie boli ale dość nieprzyjemne odczucie. rzeczywiście wyszedł jakiś skrzep jeszcze. Potem już było ok. Zawieżli mnie na sale i do dwóch godzin dostałam malego. Pełnia szczęścia.
Muszę powiedzieć że jestem jakims odstępstwem od reguły bo drugi poród wspominam duzo gorzej. Pierwszy był dlugi ale mniej bolesny. Gorzej też u mnie z kroczem, po pierwszym goniłam od razu, siadałam. Teraz już tego wszystkiego nie pamiętam, a buźka mojego synunia mi wszystko wynagradza.
 
Dee gratuluje bardzo :*:*:
Bylas bardzo dzielna :-)

Powiem Ci ze moje oba porody byly tak rozne ze nie da sie powiedziec ktory lepszy. Z Sandrusia bole byly slabsze, mniej parlam i raz dwa wyskoczyla, ale za to ciecie, lyzeczkowanie, szycie i tydzien niesiadania na pupe byly gorsze. Tym razem dluzej i mocniej musialam przec, ale za to po porodzie czuje sie wysmienicie. Troche jednego i troche drugiego i byloby super idealnie :-)
 
To teraz ja coś skrobnę..

Niedziela, tydzień przed terminaem, minęła zupełnie normalnie bez najmniejszych objawów zblizającego się porodu. Późnym wieczorkiem siedziałam jeszcze sobie na kompie, poczytałam BB, wygrałam jakąś aukcyjkę na allegro i tak o 23:30 pomyślałam sobie, że czas iśc spac, wtedy przy wstawaniu coś "pyknęło" mi w brzuszku i pociekło między nogami. Poszłam do łazienki, tam do toalety pociekło jeszcze więcej i ewidentnie były to wody.. O kurcze, pomyslałam sobie, chyba się zaczyna, przez następne 15 min. nie wiedziałam czy już się szykowac, czy jeszcze czekac, ale wtedy nadszedł pierwszy skurcz i wcale nie był lajtowy, no to zaczęłam się golic, kompac i ogólnie robic na bóstwo;-) Męża nie budziłam, bo zaczął by panikowac a tak to sobie trochę pospał. W czasie tych moich przygotowań skurcze stały się już bardzo bolesne i częste, co 4, 5 min.
O 1:30 obudziłam męża, bo jeszcze trzeba było zadzwonic po teściową, żeby przyjechała zostac z Majką, w między czasie jeszcze dopakowałam torbę i parę minut po 2 pojechaliśmy do szpitala.
Na izbie przyjęc zeszło nam prawie do 3, cały ten wywiad, później badanie lekarskie... i tu niespodzianka, pomimo zginających w pół skurczy, mądry lekarz stwierdził, że jest tylko 1,5 cm rozwarcia i wysłał mnie na patologię a męża do domu (miał rodzic ze mną):baffled:
Na salę ledwo doszłam, bo skurcze miałam już co 3 min. piguła podpięła mnie do KTG na pól godz. i zapis pokazał 99% skurcze a ja zwijałam się na łóżku z bólu, strasząc przy tym dziewczyny które tam leżały a do końca ciąży to jeszcze trochę im zostało. Jak pielęgniarka zobaczyła zapis to gałki jej trochę wyszły, powiedziała, że lekarz napisał w notatce "brak akcji porodowej" a tu ewidentnie ja już rodzę. Żeby było śmieszniej zaaplikowała mi dwa zastrzyki rozkurczowe, które przepisał ten doktorek, po których do tej pory boli mnie zadek.
Po zapisie pigułka wzięła mnie od razu na badanie, doktorek włożył wziernik, wtedy chlusnęła reszta wód i stwierdził, że juz jest 6 cm. rozwarcia i mam isc na porodówkę...
Zadzwoniłam po męża i ledwo się tam dotoczyłam takie bolesne juz byly skurcze, było koło 4 rano. Tam oczywiście położne znowu podpięly mnie pod KTG, jeden skurcz, za chwilę na drugi przyjechał mąż, trzeci, a czwarty poczułam, że już jest party. Wzięły mnie więc na fotel i stwierdziły pełne rozwarcie:-D Tak więc mąż ledwie zdążył, bo o 4:35 nasz synuś był już na świecie. Udało mi się uniknąc nacięcia, nie popękałam, a cała akcja od odejścia wód do cudownego finału trwała 5 godzin. Jak na "brak akcji porodowej" dosyc szybko się uwinęłam:-D
Ogólnie poród miałam rewelacyjny i każdej takiego życzę:tak:

A juz po leżałam w jednym pokoju z Madzio1980 z naszego forum:-D nawet bym nie wiedziała, ale ona poznała mnie po mojej Majeczce, którą widziała na zdjęciu w suwaczku:-) Magda pozdrawiam:-)
 
Ostatnia edycja:
Hej dziewczynki
nareszcie w miarę ogarnięta mam czas napisać co i jak...
Zaczęło się 16go o 3 rano - wybudziły mnie skurcze, ale twardziel chciałam je przespać - po godzinie wzięlam prysznic i dwie no-spy. Nic nie pomogło. To zaczęłam liczyć...i tak do 6:30 były już co 3 minuty. A więc obudziłam moją połówedczkę i mówię "zbieraj się - rodzimy" !!!! A ten jak z katapulty wyskoczył z łóżka i już gna po samochód!
Pojechaliśmy do szpitala św Zofii (godzina 8:00 - nadal skurcze co 3min) a tam mi mówią jeszcze pani nie rodzi, a my nie mamy miejsc (niby rozwarcie na jeden palec). Więc pojechaliśmy na Solec (po wczesniejszym kontakcie czy nas przyjmą). 9:30 - rozwarcie 4cm - decyzja na porodówkę! Więc jestem i czekam na salę, bo oczywiście nagle wszystkie stwierdziłyśmy ze akurat dziś będziemy rodzić i brak miejsc dla Adapterka! Skurcze zaczęły się nasilać około 10:30 więc idę do lekarza i mówię że słabo się już czuję... no to wrzucili mnie na salę "techniczną tzw poczekalnię i podłączyli pod ktg.... A tu nagle skurcz 120 (po raz pierwszy) i za jakieś 3 minuty 120 (poraz drugi). Poprosiłam połóweczkę żeby wyszedł bo nie chciałam zeby patrzył na moje "miny". I niestety bidulek nie zdążył przekroczyć progu, a ja zaczłam przeć (mimo ze nie było nikogo z kadry medycznej)!!! Nagle wrzask na korytarzu "noworodek" i zlatuje się do mnie ekipa no to prę drugi raz - pękły wody a moja niunia była za minut pięc na brzuchu swojej mamuni!!!!
Także widzicie nie zdążyłam się namęczyć,a mało tego nie zdążyłam wystraszyć swojego mężulka!!!! ;-);-);-)

Gorąco polecam Szpital na Solcu - kadra na 6"+" :-) a położna Kasia - jezuniu powołanie od urodzenia :-)
 
Hej dziewczynki
nareszcie w miarę ogarnięta mam czas napisać co i jak...
Zaczęło się 16go o 3 rano - wybudziły mnie skurcze, ale twardziel chciałam je przespać - po godzinie wzięlam prysznic i dwie no-spy. Nic nie pomogło. To zaczęłam liczyć...i tak do 6:30 były już co 3 minuty. A więc obudziłam moją połówedczkę i mówię "zbieraj się - rodzimy" !!!! A ten jak z katapulty wyskoczył z łóżka i już gna po samochód!
Pojechaliśmy do szpitala św Zofii (godzina 8:00 - nadal skurcze co 3min) a tam mi mówią jeszcze pani nie rodzi, a my nie mamy miejsc (niby rozwarcie na jeden palec). Więc pojechaliśmy na Solec (po wczesniejszym kontakcie czy nas przyjmą). 9:30 - rozwarcie 4cm - decyzja na porodówkę! Więc jestem i czekam na salę, bo oczywiście nagle wszystkie stwierdziłyśmy ze akurat dziś będziemy rodzić i brak miejsc dla Adapterka! Skurcze zaczęły się nasilać około 10:30 więc idę do lekarza i mówię że słabo się już czuję... no to wrzucili mnie na salę "techniczną tzw poczekalnię i podłączyli pod ktg.... A tu nagle skurcz 120 (po raz pierwszy) i za jakieś 3 minuty 120 (poraz drugi). Poprosiłam połóweczkę żeby wyszedł bo nie chciałam zeby patrzył na moje "miny". I niestety bidulek nie zdążył przekroczyć progu, a ja zaczłam przeć (mimo ze nie było nikogo z kadry medycznej)!!! Nagle wrzask na korytarzu "noworodek" i zlatuje się do mnie ekipa no to prę drugi raz - pękły wody a moja niunia była za minut pięc na brzuchu swojej mamuni!!!!
Także widzicie nie zdążyłam się namęczyć,a mało tego nie zdążyłam wystraszyć swojego mężulka!!!! ;-);-);-)

Gorąco polecam Szpital na Solcu - kadra na 6"+" :-) a położna Kasia - jezuniu powołanie od urodzenia :-)

Porod naprawde ekspresowy...:-):-)Gratuluje coruni.:happy2:
 
No to ja napisze jak to było u mnie
W piątek odszedł mi czop śluzowy i przez to ciągle miałam dziwne myśli że to może będzie dziś wszystko było mi podejrzane a to że mnie boli a to że mały cały dzień się nie rusza w końcu zdecydowałam że pojadę do szpitala na ktg sprawdzić czy wszystko jest w porządku wszystko było ok ale pani doktor zdecydowała się mnie zostawić na oddziale patologi ciąży ależ byłam na siebie zła ze przyjechałam szkoda było mi czasu bo cały weekend miałam leżeć i czekać co zdecydują w poniedziałek prosiłam w sobotę by mnie wypuścili ale powiedzieli, że na weekend nie ma wypisów tak więc całą sobotę chodziłam z mężem wokół szpitala a to siedzieliśmy na ławce a to na balkonie szpitalnym i tak zleciał dzień wieczorem strasznie mi się nudziło bo dziewczyny z sali poszły wcześnie spać (8) i nie miałam z kim gadać a potem dwie strasznie chrapały, że nawet nie szło usnąć i tak nie przespałam kolejnej nocy. W niedzielę byli u mnie rodzice do13 i już wtedy coś zaczęło się dziać brzuch zaczął mnie skręcać potem przyjechał m i około15 zaczęły się bóle krzyżowe na początku do wytrzymania co 15 m ale już o 18 nie dawałam rady zrobili mi ktg i powiedzieli abym spacerowała po korytarzu bo jeszcze nie rodzę no ale koło 20 zlitowali się na de mną i podali mi relanium i to miało wszystko wyjaśnić czy zasnę i prześpię ból czy rozpocznie się poród no i się zaczęło ból znów większy ale znów kazali chodzić bo rozwarcie było za małe więc chodziłam ale ból był taki, że drapałam ściany na korytarzu mż mnie masował ale to to pewnym czasie przestało pomagać o 22 zrobili kolejne badania i ktg i o 22:30 trafiłam na porodówkę podali mi oksytocyne na przyspieszenie porodu i dolargan( niestety za późno mi go podali bo bardzo wpłynął na moje dzieciątko) na zmniejszenie bólu ale i tak bolało jak cholera wynajęliśmy se sale do porodu aby skakać na piłce mieć dużo ruchu i swobody ale cały poród odbył się na łóżko nie byłam wstanie przyjąć żadnej pozycji skurcze były już tak częste i wciąż bolesne że trąciłam świadomość mąż mnie ocucał robił mi ciągle mokre okłady na czoło już nie miałam siły kiedy przyszło do parcia w ogóle go nie czułam bóle krzyżowe były tak intensywne, że przyćmiewały wszystkie inne już na sam koniec wypchnęli małego bo chyba za długo parłam a tętno mu spadało jak się urodził stwierdzono pojedynczą akcje serca i brak oddechu byłam przerażona że nie oddycha szybko go intubowali i mały zaczął płakać a ja ze szczęścia płakałam razem z nim, po całej akcji synek dostał 10punktów. Ja z natury jestem raczej silna i dzielnie znoszę ból ale już tak nie uważam i następnym razem będzie cesarka, nikt mi nie da gwarancji że następny poru nie będzie też z bólami krzyżowymi a ja boje się ryzykować że gdyby tak się zdarzyło nie miałabym sił urodzić dzić cieszę się ze trafiłam wcześniej do szpitala bo byłam od samego początku w dobrych rękach a w czasie kiedy rodziłam achurat nie byłoinnych porodów i wszystkie położne z dyżuru pomagały mi i czuwały nad porodem.
 
reklama
Do góry