Hej Dziewczyny,
pisałam kiedyś jakie to mamy problemy z matką mojego Kochanego Męża...myślałam,że się uspokoiła, ale ta kobieta to chyba diabeł wcielony. Wszystkim takie pierdoły opowiada o nas, że ręce opadają. Nawet mój Mąż już jej nie znosi, ale nie chcemy brać gigantycznego kredytu, żeby budować, bo teraz nie czas na to, a poza tym w ten dom - od niej niestety - włożyliśmy bardzo dużo pieniędzy, szkoda to zostawić. Na razie panuję nad sobą i robię dobrą minę do złej gry, ale nie wiem co będzie jak mi się cierpliwość skończy:-(. Na szczerą rozmowę nie ma co liczyć, bo to tak fałszywe babsko, że szkoda gadać, jedno mówi, co innego innym gada, a jeszcze co innego wyprawia. Jak dla mnie to chora kobieta, która jak powiedziała kiedyś uważa,
że skoro ona nie miała się w życiu dobrze, to dlaczego jej syn ma się mieć dobrze - przecież to nienormalne, która matka tak mówi, a Mąż praktycznie zastępował głowę rodziny i dzięki niemu ona ma to, co ma...jakby nie mój Kochany, ona na pewno by sobie nie poradziła

Z tego wszystkiego brzuch mnie boli, cięgle nerwy, a muszę ją każdego dnia oglądać i nie mogę nic powiedzieć, bo to jej dom, mimo że wyremontowany praktycznie za nasze pieniądze

. Jak już postawimy za kilka lat ten nasz dom i będziemy się wyprowadzać, to usłyszy dopiero ode mnie co o niej myślę i do mojego domu jej nie wpuszczę, a Mąż pewnie mnie poprze.