witam po kolejnym koszmarnym i meczacym dniu.
paulus tak, bierzemy wszystkie te benefity ale wszystko idzie na jego konto. nie ma szans zeby przychodzilo na moje bo mi od razu sugeruje ze cos kombinuje, wstepnie po moich meczeniach powiedzial ze jak sie z praca poprawi to przemysli przelewanie mi benefitow na moje konto ale raczej w to watpie bo ciagle jeczy ze on musi je miec na swoim zeby placic rachunki. wiec moge sie w d***e pocalowac i moje konto i tak puste stoi.
paulunia zazdroszcze... ile ja bym dala zeby sie sam z Adasiem bawil, ja wszystko wymuszac musze, a i tak ciagle slysze "zaraz, zaraz" bo gra na telefonie.
korba ja go 3 razy budzilam wrzeszczac ze ma 5 min na to zeby chleb kupic, i za kazdym razem szedl spac dalej. dopiero o 10 poszlam i mu podziekowalam za to ze siedzimy z dzieckiem glodni to mnie wykpil. A z tym graniem chocbym kable poprzecinala to i tak nowe kupi... on jest totalnym egoista. weekend to znaczy ze moze on odpoczac, ja juz jestem nie wazna, dziecko tez po co ma sie z nim pobawic i rozwrwac skoro sam moze sobie pograc i bawic sie lepiej.
natis nie urazilas mnie :-) on i tak to ze mnie robi ta zla wiec to zazwyczaj ja sie czuje jako wlasnie ta zla. Najlepsze jest kiedy slysze od kolezanek, kiedy zobacza na wlasne oczy lub uslysza moja werse wydarzej ze one nie przypuszczaly. bo zawsze nagada jaka to ja niedobra jestem, bo sie ze mna rozmawiac nie da, bo tylko rozkazuje... szkoda gadac poprostu. wlasnie powinien trafic na taka co by mu pokazala prawdziwe pazury. z tym ze on ma taki harakter ze jemu wszystko zwisa wiec nawet nie wiem czy by sie jakos specjalnie przejal. potrafi sie perfidnie w twarz smiac.
to tyle i wybaczcie ze tylko o mnie ale nie mam sil...
Oczywiscie cieszylam sie caly tydzien jak glupia na zakupy, bo tak jak przypuszczalam. Rano jak sie panicz obudzil kazalam mu pieniadze wybrac bo chce na zakupy isc jak sie umwaialismy. uslyszalam tylko "z czego chcesz tge zakupy zrobic jak za tydzien mieszkanie trzeba zaplacic?" i jeszcze "mam nadzieje ze Adama boerzesz bo ja do roboty dzis u brata ide". Wubuchl we mnie wulkan zlosci. ubralam Adama, powiedzialam mu ze mam go w dupie i juz ani jednej rzeczy dziecku nie kupie a cala wyprawke ma skompletowac sam, poszlam do kolezanki. pozniej dzwonil ze mozemy isc na te zakupy... powiedzialam ze juz plany zmienilam a poza tym nie mam zamiaru lazic po sklepach z nim i dzieckiem. tyle rozmow. jestem juz w domu, jego nie ma, ja padam z wyknczenia a do tego mi niedobrze. odpuaszczam dzis terapie, poprostu nie dam rady. i tak musze znow jak zwykle zajac sie Adasiem i isc w miare wczesnie spac zeby byc w stanie wstac do niego rano.
wybaczcie bledy i pisownie ale jestem cala w nerwach i nie moge sie skupic. Obawiam sie ze mi sie wraca depresja lękowa ktora mialam po tych najwiekszych problemach z Adasiem, bo juz mialam raz napad lekowy kilka dni temu, cala sie trzeslam i nie moglam uspokoic, myslalam ze to ot taki dzien ale dzis mam to samo... Aaa i powiedzialam tez J o skurczach i ze w razie regularnosci mam jechgac do szpitala. nie zrobilo to na nim zadnego wlasciwie wrazenia. Nawet nie pomaga mi nieraz Adasia dzwignac jak usnie na dole a ja sama jak wychodze po schodach mam skurcze, jak wynosze jego to padam poprostu.