Czoł(gi)em ;-)
Pogoda "pod psem" - od 2 w nocy pada. Schłodziło się i jest nawet przyjemnie.
Mikoto - dziś psychicznie lepiej. Może jak nie będę nigdzie wychodzić, odbierać telefonów i sms od ciekawych i czekających na rozpakowanie, może jakoś ten dzień mi minie. A jutro wizyta u gin, więc pewnie będzie lepiej.
Zazdroszczę arbuza. Też mnie na niego zaszło i zajechaliśmy dziś do biedronki - ale już nie mieli. Chyba w dzień wyślę Ara na miasto i żeby nie wracał bez kulki ;-) (cała ciążę nie ganiałam go po zachcianki, to na koniec raz może się wykazać

)
Dmuchawiec - obrączki to już nie noszę ze 2 miesiące (prawą dłoń miałam ciągle podpuchniętą, teraz już obie są jak baloniki, często i zegarka nie zakładam, bo mnie ciśnie). Mam starą srebrną - myślałam, że może ją poszerzyć (nie byłoby mi szkoda) i nosić, ale zapomniałam zabrać z Giżycka.
Anilek - no niestety, to tylko sen

Ale dziś już zaliczyłam laboratorium. Ciekawe jak moja wątróbka

(od niej zależ, czy odwlecze się wspomaganie porodu).
Od rana wałkuję Mikołajowi, że ma wychodzić, bo dziś ma 40 - stkę, a mi się dziś L4 kończy. W odpowiedzi zapewnił mi napuchnięcie (nawet japonki mnie cisnęły, myślałam, że na pobranie będzie trzeba boso jechać) uciskanie pachwin i "pociąg pospieszny" do toalety
Łapię za kubek z herbatą i czekam na was z kawusiami (ja wczoraj wypiłam w celu pobudzenia, bo mnie muliło; w efekcie poszłam spać na godzinkę)