reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Czy to już czas na badania?

Angiee

Fanka BB :)
Dołączył(a)
7 Listopad 2020
Postów
1 958
Hej!
Mam za sobą 2 straty. W pierwszą ciążę zaszłam w październiku 2020 (w 2 cs). Beta od początku źle przyrastała, więc leżałam w szpitalu z podejrzeniem ciąży pozamacicznej, ale przez cały czas nic nie było widać na USG. W końcu pod koniec listopada miałam łyżeczkowanie, ale beta dalej rosła, więc leczono mnie metotreksatem. Pod koniec grudnia wyszłam ze szpitala już z niską betą, a badanie histopatologiczne wykazało w macicy resztki doczesnej. Żaden lekarz nie powiedział mi, co konkretnie się stało, ale mój gin stwierdził, że najprawdopodobniej była to ciąża pozamaciczna z pseudopęcherzykiem w macicy.
Po tej stracie mieliśmy odczekać pół roku.
Teraz w czerwcu zaszłam w kolejną ciążę (od razu w 1 cyklu starań) i na początku wszystko pięknie, beta ładnie rosła, na pierwszej wizycie dostałam zapobiegawczo duphaston (jeszcze nie było widać pęcherzyka, bo to było dosłownie 4 dni po pozytywnym teście). Na kolejną wizytę za 2 tygodnie przyszłam z delikatnym plamieniami i mój gin nie zobaczył nawet pęcherzyka, więc od razu stwierdził, że prawdopodobnie znowu cp i skierował do szpitala. Na szczęście postanowiłam pójść do innej pani doktor, która pęcherzyk normalnie widziała, ale beta tego dnia wynosiła już tylko 100, więc stwierdzone poronienie. Miałam łyżeczkowanie, bo endometrium się nawarstwiało, ale w sumie w dzień zabiegu beta była już tylko 6.

I teraz moje pytanie brzmi: czy to już czas na badania? Ta druga pani doktor stwierdziła, że teraz to było bardzo wczesne poronienie i ona by jeszcze nie szła w diagnostykę, ale ja się tak bardzo boję kolejnej straty... Z drugiej strony nie chcę też zafiksować się na punkcie badań, bo to też fatalnie wpływa na moją psychikę i relacje z mężem, bo jak zacznę temat, to przez kilka dni o niczym innym nie mówię.

Z tych wszystkich możliwych przyczyn poronień mam zdiagnozowaną niedoczynność tarczycy - TSH w marcu to 3,73, ale po euthyroxie spadło mi prawie do 0 i dopiero wtedy zaszłam w ciążę (endokrynolog nie widziała przeciwskazań). Ostatnia glukoza z marca 2020 to 85, więc chyba w tę stronę też bym nie szła. Poza tym większość związanych z tym chorób powoduje też trudności z zajściem w ciążę, a u mnie jednak w dwóch przypadkach udało się praktycznie od razu.

Myślę o diagnostyce w kierunku trombofilii wrodzonej, ale też mam wątpliwości, bo oprócz tych 2 poronień nie mam żadnych innych czynników ryzyka. W rodzinie raczej też nikt nie ma z tym problemu (chyba że żylaki mają jakieś znaczenie?).
Jeżeli już zdecydowałabym się na jakieś badania, to w kierunku takich chorób i schorzeń, które można jakoś kontrolować i im zapobiegać, dlatego m.in. wykluczam na razie badanie kariotypów.

Wiem, że nikt nie podejmie za mnie decyzji, ale jeśli byłyście/jesteście w podobnej sytuacji, to będę wdzięczna za wszelkie wypowiedzi, jak to u Was wyglądało i na co się zdecydowałyście.
 
reklama
@Angiee Ja już bym pewnie zaczęła robić badania. Oprócz wskazanego przez Ciebie pakietu na trombofilię wrodzoną, zrobiłabym także badania w kierunku zespołu antyfosfolipidowego (i zaczęłabym od tego, bo najlepiej je wykonać do 6 tygodni od poronienia, bo potrafi uaktywniać się w ciąży). No i zbadałabym ANA (od razu ANA2 - bo jak ANA1 wyjdą pozytywne, to i tak będziesz musiała zrobić ANA2).
No i mimo wszystko zrobiłabym kariotypy.

I najczęściej najtrudniejsze do przeskoczenia (choć mam nadzieję, że ty nie będziesz miała z tym problemu) - wysłać partnera na badanie nasienia. Niestety bardzo często to w czynniku męskim tkwi problem 🤷‍♀️
 
Wydaje mi się, że w takiej sytuacji, którą opisałaś powinnaś pomyśleć o wizycie w jakiejś dobrej klinice niepłodności i wykonać badania diagnostyczne. Dobry specjalista z pewnością pomoże Ci ustalić co mogło być przyczyną tych poronień i dobierze odpowiednią metodę leczenia, która z pewnością pomoże Ci zajść w kolejną ciążę. Moja znajoma miała podobny problem i leczyła się w Klinice Bocian :) *spam*
 
@Angiee Ja już bym pewnie zaczęła robić badania. Oprócz wskazanego przez Ciebie pakietu na trombofilię wrodzoną, zrobiłabym także badania w kierunku zespołu antyfosfolipidowego (i zaczęłabym od tego, bo najlepiej je wykonać do 6 tygodni od poronienia, bo potrafi uaktywniać się w ciąży). No i zbadałabym ANA (od razu ANA2 - bo jak ANA1 wyjdą pozytywne, to i tak będziesz musiała zrobić ANA2).
No i mimo wszystko zrobiłabym kariotypy.

I najczęściej najtrudniejsze do przeskoczenia (choć mam nadzieję, że ty nie będziesz miała z tym problemu) - wysłać partnera na badanie nasienia. Niestety bardzo często to w czynniku męskim tkwi problem 🤷‍♀️
Wielkie dzięki za odpowiedź! A możesz mi jeszcze powiedzieć, w jaki sposób nasienie może zwiększać ryzyko poronienia? I co dokładnie powinniśmy pod tym kątem zbadać?
 
Myślę o diagnostyce w kierunku trombofilii wrodzonej, ale też mam wątpliwości, bo oprócz tych 2 poronień nie mam żadnych innych czynników ryzyka. W rodzinie raczej też nikt nie ma z tym problemu (chyba że żylaki mają jakieś znaczenie?).
Hej, u mnie w rodzinie nikt nie miał problemów z donoszenim ciąży a przynajmniej nic mi nie wiadomo. Ja poroniłam. I wyszły mi mutacje w badaniu trombofilii.

Z badan robiłam jeszcze morfologia, tsh, testosteron, tarczyca, ft3 i ft4, b12, kwas foliowy, prolaktyna, żelazo, glukoza, homocysteina, ferrytyna, transferyna.
 
Hej!
Mam za sobą 2 straty. W pierwszą ciążę zaszłam w październiku 2020 (w 2 cs). Beta od początku źle przyrastała, więc leżałam w szpitalu z podejrzeniem ciąży pozamacicznej, ale przez cały czas nic nie było widać na USG. W końcu pod koniec listopada miałam łyżeczkowanie, ale beta dalej rosła, więc leczono mnie metotreksatem. Pod koniec grudnia wyszłam ze szpitala już z niską betą, a badanie histopatologiczne wykazało w macicy resztki doczesnej. Żaden lekarz nie powiedział mi, co konkretnie się stało, ale mój gin stwierdził, że najprawdopodobniej była to ciąża pozamaciczna z pseudopęcherzykiem w macicy.
Po tej stracie mieliśmy odczekać pół roku.
Teraz w czerwcu zaszłam w kolejną ciążę (od razu w 1 cyklu starań) i na początku wszystko pięknie, beta ładnie rosła, na pierwszej wizycie dostałam zapobiegawczo duphaston (jeszcze nie było widać pęcherzyka, bo to było dosłownie 4 dni po pozytywnym teście). Na kolejną wizytę za 2 tygodnie przyszłam z delikatnym plamieniami i mój gin nie zobaczył nawet pęcherzyka, więc od razu stwierdził, że prawdopodobnie znowu cp i skierował do szpitala. Na szczęście postanowiłam pójść do innej pani doktor, która pęcherzyk normalnie widziała, ale beta tego dnia wynosiła już tylko 100, więc stwierdzone poronienie. Miałam łyżeczkowanie, bo endometrium się nawarstwiało, ale w sumie w dzień zabiegu beta była już tylko 6.

I teraz moje pytanie brzmi: czy to już czas na badania? Ta druga pani doktor stwierdziła, że teraz to było bardzo wczesne poronienie i ona by jeszcze nie szła w diagnostykę, ale ja się tak bardzo boję kolejnej straty... Z drugiej strony nie chcę też zafiksować się na punkcie badań, bo to też fatalnie wpływa na moją psychikę i relacje z mężem, bo jak zacznę temat, to przez kilka dni o niczym innym nie mówię.

Z tych wszystkich możliwych przyczyn poronień mam zdiagnozowaną niedoczynność tarczycy - TSH w marcu to 3,73, ale po euthyroxie spadło mi prawie do 0 i dopiero wtedy zaszłam w ciążę (endokrynolog nie widziała przeciwskazań). Ostatnia glukoza z marca 2020 to 85, więc chyba w tę stronę też bym nie szła. Poza tym większość związanych z tym chorób powoduje też trudności z zajściem w ciążę, a u mnie jednak w dwóch przypadkach udało się praktycznie od razu.

Myślę o diagnostyce w kierunku trombofilii wrodzonej, ale też mam wątpliwości, bo oprócz tych 2 poronień nie mam żadnych innych czynników ryzyka. W rodzinie raczej też nikt nie ma z tym problemu (chyba że żylaki mają jakieś znaczenie?).
Jeżeli już zdecydowałabym się na jakieś badania, to w kierunku takich chorób i schorzeń, które można jakoś kontrolować i im zapobiegać, dlatego m.in. wykluczam na razie badanie kariotypów.

Wiem, że nikt nie podejmie za mnie decyzji, ale jeśli byłyście/jesteście w podobnej sytuacji, to będę wdzięczna za wszelkie wypowiedzi, jak to u Was wyglądało i na co się zdecydowałyście.
A miałaś histeroskopię i laparoskopię? Mój ginekolog najpierw zbadał kariotypy, a gdy okazało się, że są prawidłowe, zrobił histeroskopię, laparoskopię i drożność.
 
Wielkie dzięki za odpowiedź! A możesz mi jeszcze powiedzieć, w jaki sposób nasienie może zwiększać ryzyko poronienia? I co dokładnie powinniśmy pod tym kątem zbadać?
Za wczesne poronienia czyli nieprawidłową implantację zarodka może być odpowiedzialna fragmentacja dna nasienia. Część lekarzy zleca ją od razu, część dopiero po nieprawidłowych wynikach seminogramu.
 
Za wczesne poronienia czyli nieprawidłową implantację zarodka może być odpowiedzialna fragmentacja dna nasienia. Część lekarzy zleca ją od razu, część dopiero po nieprawidłowych wynikach seminogramu.
Dzięki, będziemy też o tym myśleć. Tylko zastanawiam się, czy gdyby problem leżał w nasieniu, to udawałoby mi się tak szybko zachodzić w ciążę?
 
reklama
Dzięki, będziemy też o tym myśleć. Tylko zastanawiam się, czy gdyby problem leżał w nasieniu, to udawałoby mi się tak szybko zachodzić w ciążę?
4ABA7533-D659-45D8-A28B-AF2D92EEE96E.jpeg
 
reklama
Do góry