reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

gdzie dzieciaki z tamtych lat..?

Antylopka, ja też się tym samym pocieszam:-D praca na uczelni ma swoje dobre strony /pomijając taki 'drobiazg', ze ja to naprawdę kocham robić:tak:/ - ale że finanse takie że pożal się Boże to ina bajka, i wcale nie wesoła. choć ciągle z nadzieją na happy end;-)
 
reklama
System systemem, rzeczywistość mamy jaką mamy i trzeba nauczyć dzieci w niej żyć, najlepiej jak potrafimy. Ja jednak uważam, ze największą winę ponoszą rodzice.
W końcu dzieci same z siebie nie uczą się braku szacunku do starszych, do nauczycieli, egzekwowania czegoś przemocą, nietolerancji, wyśmiewania inności. Niestety tego uczą dorośli, którzy próbują kreować swoje dzieci na tak modny obraz "człowieka sukcesu".

Przykład z życia:
Mam 10-letnią kuzynkę, dziewczynka nieco zakompleksiona, bo rodzicow nie stać na drogie ciuchy i fajne wakacje, ale z trudem udało jej się zdobyć w klasie "przyjaciółki". Wiecie, taka grupka najfajniejszych dziewczyn, z którymi każdy chce się trzymać, ale nie każdego dopuszczają, tylko na ostrych warunkach - nawiasem mówiąc sytuacja jak z amerykańskiego serialu.

I w klasie jest też dziewczynka, której rodzice są Świadkami Jehowy - oczywista, rodzice innych dzieci zabraniają się z nią zadawać, jakby to była zakaźna choroba:-( Tylko że jak moja kuzynka złamała nogę, to tylko ta dziewczyna przychodziła do niej z lekcjami i interesowała się jej zdrowiem.
I teraz - co zrobić? Ciocia, czyli mama kuzynki oczywiście postąpiła tak jak powinna - powiedziała córce, że powinna docenić tę życzliwość i że na tym polega przyjażń i że nie można odrzucać dziewczyny dlatego, że jest w jakiś sposób inna. Kuzynka zaprzyjaźniła się z nią, ale niestety od tego momentu stała się wyśmiewanym odludkiem, bo się zadaje z "jehową".

Ale kto do tego doprowadza? Przecież nie dzieci, tylko rodzice. Dzieci nie rozumują w taki sposób...
 
Camel84 Popieram całkowicie, a rodzice nastawiaja tak swoje dzieci z niewiedzy... Nie znają czegoś, wyobrażają sobie Bóg wie co, strasza dzieci, a te reagują jak reagują. Jednak szczerze mówiac, dziwi mnie to bo ja od podstawówki miałam kontakt z innowiercami i ateistami i nikt nie wyśmiewał, nie ubliżał takim dzieciom, z reguły były lubiane, potrafiły sie dogadać z innymi, a to ze zamias na lekcji religii były na świetlicy nam nie przeszkadzało:dry:. Nie wiem skad w takim razie biorą sie ludzie nie tolerancyjni, przez te moje kilkanascie lat nauki nigdy nie spotkalam sie z momentami, w których jestem wysmiewana bo np nie nosze markowych rzeczy. Niestety wydaje mi sie że moje pokolenie wychowa swoje dzieci na snobistycznych zadufanych w sobie ludzi, bo skoro w dziecinstwi zawsze mieli bądź nigdy nie mieli markowych rzeczy to swoim dzieciom dadzą to co "najlepsze". Mam tylko nadzieje ze moje dziecko bedzie znało wartosci takie jak przyjaźń, troska o innych i dobro...
 
Camel, trudno z tym walczyć, chyba tylko własną tolerancją i rozmowami z dzieckiem.. moje młode pierwszy czas życia spędziło w kraju gdzie widok osoby na wózku na ulicy, czarnoskórej nie jest niczym dziwnym. i przywykł chyba. teraz w Pl mieszkamy w małym mieście, gdzie są osoby niepełnosprawne i widać je na co dzień, więc też miałam wiele okazji do rozmów, dlaczego ktoś jeździ na wózku na przykład. religijnie na razie jest ok, bo Maciek wie czym jest cerkiew, kościół katolicki, opowiadam mu o innych wyznaniach gdy tylko jest okazja. zawsze reaguję na wszelkie przejawy dyskryminacji, z jakichkolwiek powodów. ale że tak zwykle nie jest mamy co mamy.. moja była teściowa kiedyś na ulicy wytknęła mi, że idę z grubą koleżanką i dosłownie powiedziała, że to wstyd z taką się pokazywać i powinnam się z nią nie zadawać. po pierwszej chwili szoku nie muszę chyba pisać, jak zareagowałam. koleżanka koleżanką jest do dziś /nawiasem mówiąc b. schudła/, a teściowej nie widziałam kilka lat;-) no ale jeśli małe dziecko usłyszy coś takiego od dorosłej osoby, matki czy babci to na kogo może wyrosnąć..?

w sytuacji o jakiej piszesz też widzę winnych tylko dorosłych. ale nie tylko rodziców, ale i pedagogów. bo oni powinni reagować, a przede wszystkim dostrzegać takie rzeczy.
 
Zgadzam się, a dodatkowo rodzice zrzucają winę na szkołę, a szkoła na rodziców i tak każdy umywa ręce od problemu.
Ja uważam, że należy postępować w myśl zasady "Myśl globalnie, działaj lokalnie" - czyli zacząć od siebie. Nie da się wpłynąć na rzeczywistość i na innych ludzi, ale wystarczy, aby każdy zatroszczył się o siebie i o swoje dziecko i włożył swój mały wkład w ogólną poprawę sytuacji. Cóż, jestem idealistką;-)

Jakby na to nie patrzeć ja uważam, że czasy zawsze są złe dla żyjącego w nich pokolenia, ale że w każdej rzeczywistości można się odnaleźć, bo w końcu istnieją wartości uniwersalne.
Popieram to, o czym piszesz - uważam, że trzeba kształtować w dziecku otwarty umysł i przede wszystkim wpajać wiedzę.
Mnie tak wychowywali rodzice - nigdy nie mówili mi co mam zrobić, nawet jeśli tego oczekiwałam, tylko wskazywali różne drogi i wynikające z nich konsekwencje. A ja dokonywałam wyboru sama. A jednocześnie nakreślali obraz świata, w którym żyją różni ludzie i wyjaśniali dlaczego tak jest. Dzięki temu nigdy nie miałam problemu z akceptacją innych osób ani siebie samej i potrafiłam bronić się rozsądnymi argumentami jeśli była taka potrzeba.

No i to, o czym już pisałyście - własny przykład. Wydaje mi się, że niektórzy rodzice wierzą, iż wystarczy samo prawienie kazań, a nie zauważają, że ich własny sposób postępowania przeczy wpajanym regułom. Nie możemy oczekiwać, że nasze dziecko będzie dobre, prawe i uczciwe, jeżeli sami w domu porozumiewamy się krzykiem, upokarzamy się w kłótniach, nie potrafimy znaleźć kompromisu, wybaczać i do tego obgadujemy koleżankę. Niby oczywiste, ale jak łatwo o tym zapomnieć, albo wmówić sobie, że dzieci tego nie widzą...
 
Dodam jeszcze,ze przyczyną wielu problemów jest po prostu nuda. Kiedyś istniała istytucja "podwórka", a obecnie to rodzice muszą wypełnić dzieciom czas. A że najczęściej sprowadza się to do włączenia telewizora, czy komputera, to mamy takie efekty.

Nie zgodzę się, Umi, z tym co pisałaś wcześniej - że dawniej zagrożenia były takie same, tylko nie było świadomości. Dawniej, była godzina policyjna i milicja pałowała za byle co. I dlatego matki nie bały się puszczać dzieci na dwór, a ludzie mogli spacerować wieczorem bez obawy, że ktoś wbije im nóż w plecy. To nie miejsce, żeby oceniać ten system, ale po prostu ludzie się bali i dlatego było bezpieczniej.

Wracając do tej nudy - nie ma złych dzieci ani złej młodzieży. Dzieci są zawsze takie same - pełne energii i chęci działania, a od dorosłych zależy czy potrafią nakierować tę aktywność na jakąś pożyteczną działalność. Uczestnictwo w jakichś organizacjach, fajne hobby, koła zainteresowań. Dzieciaki łatwo jest wkręcić w cokolwiek wykorzystując tę ich wrodzoną ciekawość i chęć działania, tylko trzeba się troszkę przyłożyć i poświęcić temu czas, a nie iść na łatwiznę i liczyć, że może samo się jakoś ułoży.
 
Ja boje sie o wlasne dziecko bo pamietam jak wygladalo moje dziecinstwo.
Mimo, ze pochodze z dobrej rodziny to bylam w niej czarna owieczka. Ile to ja przysporzylam problemow moim rodzicom to az mi teraz glupio...
Nie chcialabym by moja corka robila to co ja gdy dorastalam ani zadawala sie z takimi ludzmi z jakimi ja najchetniej spedzalam czas.
Czasem sie zastanawiam ile mialam szczescia, ze wyszlam calo z okresu nastoletniego
Ne pewno gdy moja Ala zacznie dorastac bede miala wiele obaw o to, ze moze spedzac wolny czas tak jak ja to robilam... jak ja wyszlam na ludzi? Do dzis sie zastanawiam

A najbardziej zaluje mojego podejscia do rodzicow ktorzy chcieli mnie chronic przed wszelkim zlem, a ja odwdzieczalam sie im pyskowaniem, wyzwiskami i ucieczkami z domu... Boze oby moja Alusia potrafila zrozumiec, ze chce dla niej dobrze
 
Ja - rocznik 85. Zaliczyłam żłobek, przedszkole, szkołę i szkołę muzyczną (w jednym czasie), liceum, kończę studia. Dziecko z kluczem na szyi. Rodzice pracujący. Pamiętacie to? Teraz takie dzieci jak ja powielają wzorce rodziców. Dziecko posyłają do klubu malucha, na zajęcia dodatkowe, przed komputer lub telewizor. Wszystko, byle ktoś (nie oni) się nim zajął. Uważam, że to nie dzieci się "pogorszyły" tylko rodzice są coraz mniej nastawieni na dzieci, a coraz bardziej na samych siebie. I jest obojętne, czy chodzi o ich pracę czy o ich rozrywkę.
Tu działa spychologia, rodzice spychają wszystko na nauczycieli, wychowawców itd. Tylko że ci nauczyciele też są młodzi i nauczyli się na studiach, że z dziećmi trzeba łagodnie, spokojnie, piosenka o kwiatku, skakanie w kółeczku. A starsi nauczyciele już się wypalili, chcą dotrwać do emerytury, już nie chcą zbawiać świata ani tym bardziej uczyć dzieci. Na podwórku królują gimnazjaliści (temat wielokrotnie poruszany), czyli ludzie dorośli. I tak dzieci są wychowywane przez komputer, popkulturę i dwunastolatków.
Ja na przekór wszystkim (ukłon w stronę Camel84) spędzam czas z dzieckiem i uczę mojego trzylatka wszystkiego, co wiem. Ma przyjaciółkę, która jest niepełnosprawna. Kiedyś na widok ciemnoskórego mężczyzny powiedział "ale ten pan ma kręcone włosy". Chodzimy razem na pływalnię, dużo czytamy. Mam prosty sposób na wychowywanie syna: maksimum bliskości. Wiem, że to nie rozwiąże wszystkich problemów ale na początek wystarczy :)
Dodam tylko, że nie trzymam go pod kloszem, wychodzi i spotyka się z różnymi ludźmi. Ma sporo samodzielności, dużo kolegów na normalnym, miejskim osiedlu.
A matka ciągle nosi kolczyk w nosie i bojówki ;)
 
mikkka no co jest w tym 'spychaniu', jut teraz widze u swojego meza, ze wciaz szuka tylko okazji by komus wcisnac Alcie, bo przeciez on zmeczony, chce spac, wyjsc z kumplami, pograc na komputerze
szczerze mowiac tez mi sie zdarza wcisnac ja mamie gdy potrzebuje odreagowac, ale na dluzsza mete nie pozwolilabym komus wychowywac dziecko za mnie (szczegolnie tesciowej brrr), najwieksze zaufanie mam do siebie samej, choc wiem, ze nie raz popelnie blad
no i boje sie momentu kiedy trzeba bedzie ja wyslac do przedszkola, boje sie towarzystwa jakie tam spotka, dzieci z rodzin patologicznych i innych takich :/ bo chocbym nie wiem na jak grzeczna dziewczynke hciala ja wychowac to pewnie w przedszkolu nauczy sie calej gamy wulgaryzmow, hamstwa i nietolerancji
mam wrazenie, ze jak mala kiedys przyniesie z np przedszkola negatywne zachowania wyuczone od rowiesnikow to chyba przejde sie tam osobiscie i komus nogi z d**y powyrywam
 
reklama
My niedługo będziemy mieli wyniki rekrutacji do przedszkola. Zgłaszałam syna do integracyjnego. Mam nadzieję, że kontakt z niepełnosprawnymi dużo da mojemu synowi i nie będzie tam za dużo złych wzorców.
Nie chcę, żeby mój syn przebywał w przedszkolu cały dzień. Chcę, żeby miał kontakt z dziećmi.
Każdemu rodzicowi zdarza się, że ma dość. Ja też czasami zostawiam syna moim rodzicom. Studiuję więc czasem nie mam wyjścia. Jestem samotną matką więc mąż mi nie pomoże. Dziadkowie mają bardzo pozytywny wpływ na dziecko. Ale uważam, że nic nie zastąpi małemu człowiekowi kontaktu z rodzicami.
Wiem, że nie raz już popełniłam błąd. Zdarzyło się już, że syn pokazywał "fajne" zachowania zaobserwowane na podwórku. Spokojnie wyjaśniłam mu, że tak się zachowują dzieci, które nie potrafią zachować się spokojnie. Zrozumiał i ciągle mam aniołka w domu :)
Mój trzylatek bardzo wcześnie zaczął mówić i zdarzało mu się podsłuchać coś od starszych kolegów. Ciężka sprawa wyjaśnić maluchowi, że są słowa, których mówić nie wolno. Mam nadzieję, że mi się to udało.
Taka myśl mi teraz wpadła. Dzieci nie szanują innych bo nie doświadczyły szacunku.
 
Do góry