Wiecie co zdziwiona jestem. Lekarz mi z kliniki odpisał, że mam się nie martwic progesteronem bo biore leki i wynik nie jest miarodajny. No ale chwila nie wiem jak prolutex ale cyclogest na 100% wychodzi we krwi wiec nie ogarniam jak niemiarodajny. Dzień przed transferem robiac badanie progesteronu robiłam przed wzięciem leków i 62 ng, wczoraj dokładnie tak samo i 7.8 ng na takiej samej dawce leków więc nie wiem ja jestem idiotką czy lekarz? Lek wtchodzi we krwi a jednak taki spadek czyli coś ewidentnie jest nie tak. Gdyby we krwi nie wychodził to by i wtedy przed transferem był progesteron niski. Źle mówię? Bo zaczynam mieć wątpliwości co do jego kompetencji. Napisał tyle, że jak zaczne krwawić żebym dała znać

i że jak mam bóle to moge sobie paracetamol wziąć....postanowiłam, że zwiększę dziś i jutro dawkę (cuda się zdarzaja a nic mi się nie stanie) i jeśli jutro ten wynik bety (zapewne znowu pod wieczór) będzie negatywny to już wieczornych leków nie biorę i odstawiam. Bo to sensu nie ma. Także no co o tym wy sądzicie? Kwestia podejścia lekarza do tych wyników progesteronu i tego by kontynuować mimo negatywnej bety jutro leki aż do wtorku. (Biore heparyne i encorton pomijajac progesteron więc sądzę, że jest to na prawdę niepotrzebne pakowanie w siebie tego gówna)