Witajcie Dziewczyny!
Podglądam Was już dłuższą chwilkę i razem z Wami przeżywam każdą radość i porażkę. Ja również staram się o dzidziusia już dość długi czas, od grudnia 2008. Na początku chodziłam do ginekologa na kasę chorych, ponieważ Pani doktor była dość rozchwytywana wizyty miałam co 3 miesiące. I tak zleciało 3 lata różnych badań które nic u mnie nie wykryły. W czerwcu 2011 stwierdzono niedrożność prawego jajowodu. Postanowiliśmy udać się z mężem do kliniki leczenia niepłodności – Provita w Katowicach. Tam mąż zrobił badania nasienia i wynik był szokujący, tylko 2% dobrych plemników, duża lepkość i aglutynacja oraz nasienie nie upłynnia się po 2 godzinach. Dodatkowo zrobiłam AMH i okazało się że moja rezerwa jajnikowa to 0,79.
Lekarz zasugerował nam dwie drogi: 3 inseminacje, a jak się nie uda to laparoskopie, lub od razu In vitro-IMSI. Poszliśmy tą drugą drogą, zaczęliśmy oszczędzać na wszystkim. W końcu w styczniu 2012 mogłam rozpocząć stymulację. Dawki leków bardzo duże: 225 Gonal, 150 Menopur i tak 9 dni. Wyhodowałam 9 pęcherzyków. Punkcję miałam 31.01. Pobrano 5 komórek z czego dwie były nie dojrzałe. Wielka rozpacz, płakałam jak bubr. Z 3 zapłodniły się tylko dwie, które podane miałam w drugiej dobie po punkcji czyli 02.02. W 9dpt nie wytrzymałam i zrobiłam test sikany. Druga kreska pojawiła się po 5 minutach była ledwo widoczna – tzw. cień cienia. W kolejnych dniach kreska nadal się pojawiała ale wcale nie była bardziej widoczna, a może nawet mniej. W 12 dpt czyli w Walentynki zrobiłam test z krwi. Wynik 258! Jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Tak się cieszę, udało się za pierwszym razem.