reklama
kwiatuszekq20
Fanka BB :)
Witam laski i zycze milego dnia
na szczescie w tym cyklu nie plamie dzis juz 20dc i jest ok na szczescie
nie wiem czemu w poprzednim plamilam
trzymam kciuki za betki&&&
na szczescie w tym cyklu nie plamie dzis juz 20dc i jest ok na szczescie
nie wiem czemu w poprzednim plamilam
trzymam kciuki za betki&&&
Sylwia1985
Mamusia Sierściuszka
n.v.m scratching to właśnie biopsja endometrium 
Co do torbieli - nie ma ona wpływu na powodzenie, może tylko stanowić zagrożenie dla Ciebie, jeżeli podczas podawania estrogenów zaczęłaby rosnąć.

Co do torbieli - nie ma ona wpływu na powodzenie, może tylko stanowić zagrożenie dla Ciebie, jeżeli podczas podawania estrogenów zaczęłaby rosnąć.
Sylwia1985
Mamusia Sierściuszka
n.v.m ja wiem, że teraz szukasz powodów jakie mogłyby wpłynąć na niepowodzenie. Niestety tego raczej się nie dowiesz.
Musisz wziąć pod uwagę, że 50% ciąż naturalnych jest tracona zanim nawet kobieta o nich się dowie. Najczęstszą przyczyną tego jest właśnie wada zarodka. Taki nasz urok rozrodu, że mieszają się 2 póle genów i nie zawsze poprawnie ona przechodzi. Najczęstszą przyczyną niepowodzeń podczas in vitro po transferze to właśnie wada zarodka. Natura sama odrzuca takie zarodki do 6 tyg ciąży, a do obumarcia zarodka może dochodzić nawet przed implantacją.
Po poronieniu mojej siostry rozmawiałam z lekarzem ze szpitala (z Żelaznej). Tłumaczył mi, ze tylko połowa zarodków (nie ważne czy z in vitro czy z naturalnego poczęcia) obumiera wskutek tych wad. Ciąże też są tracone, najwięcej poronień jest podczas pierwszego trymestru (75%), pozostałe 25% w następnych. To wskutek niedojrzałego łożyska.
Do czego zmierzam, otóż musisz zrozumieć, że zarówno naturalne poczęcia jak i te przy in vitro są wysoce zagrożone szczególnie na samym początku. Wina leży najczęściej po stronie tak niedoskonałego rozrodu jakiego mamy. Mi te statystyki pomogły zrozumieć, że o cud jest ciężko, dlatego skuteczność in vitro jest właśnie tak niska. Nie jest wina to technologii, czy naszych organizmów, ale niestety genetyki.
Musisz wziąć pod uwagę, że 50% ciąż naturalnych jest tracona zanim nawet kobieta o nich się dowie. Najczęstszą przyczyną tego jest właśnie wada zarodka. Taki nasz urok rozrodu, że mieszają się 2 póle genów i nie zawsze poprawnie ona przechodzi. Najczęstszą przyczyną niepowodzeń podczas in vitro po transferze to właśnie wada zarodka. Natura sama odrzuca takie zarodki do 6 tyg ciąży, a do obumarcia zarodka może dochodzić nawet przed implantacją.
Po poronieniu mojej siostry rozmawiałam z lekarzem ze szpitala (z Żelaznej). Tłumaczył mi, ze tylko połowa zarodków (nie ważne czy z in vitro czy z naturalnego poczęcia) obumiera wskutek tych wad. Ciąże też są tracone, najwięcej poronień jest podczas pierwszego trymestru (75%), pozostałe 25% w następnych. To wskutek niedojrzałego łożyska.
Do czego zmierzam, otóż musisz zrozumieć, że zarówno naturalne poczęcia jak i te przy in vitro są wysoce zagrożone szczególnie na samym początku. Wina leży najczęściej po stronie tak niedoskonałego rozrodu jakiego mamy. Mi te statystyki pomogły zrozumieć, że o cud jest ciężko, dlatego skuteczność in vitro jest właśnie tak niska. Nie jest wina to technologii, czy naszych organizmów, ale niestety genetyki.
Molla, hola dziewczyny lezcie i odpoczywajcie jaknajwieciej, trzymam kciuki zeby plamienia/krawienia ustały i już nie powróciły, a wasze maluszlki były całe i zdrowe
Gotadora cudne to bicie serduszek:-) mam nadzieję, za za tydzien i ja usłysze serduszko mojej fasoleczki...
Asia a lekarz nie powiedział ci ile masz pęcherzyków i jakie rozmiary?? Nie denerwuj się tylko koniecznie tam zadzwon i powiedz jaka sytuacja moze zmienią ci godzine wizyty

Gotadora cudne to bicie serduszek:-) mam nadzieję, za za tydzien i ja usłysze serduszko mojej fasoleczki...
Asia a lekarz nie powiedział ci ile masz pęcherzyków i jakie rozmiary?? Nie denerwuj się tylko koniecznie tam zadzwon i powiedz jaka sytuacja moze zmienią ci godzine wizyty

a ja właśnie miałam niedzielny obiad u babci i oczywiście musiało zejść na temat mój i maluszków, no więc znowu: "a to na pewno nie z tego invitro?" ( bo ja jej powiedziałam,że nie, bo niestety wiem jaką z tego zrobiłaby sensację, pozatym modli się co chwila a wiadomo co kościół głosi) , no więc jej ponownie musiałam skłamać,że naturalnie. No to ona: "ale ty długo musiałaś się leczyć,żeby zajść..." oczywiście tonem pełnym potępienia i ciut pogardy ... "bo przecież inne tak łatwo zachodzą, mają dziecko po dziecku" .... pozatym babcia to w polu musiała ciężko pracować, a ja... odwiedzam ją, bo gdyby nie ja to byłaby sama w niedziele, jakoś jej "prawdziwe" wnuki nie zjawiają się na niedzielne obiady ( ja się pojawiam jak mój teść wyjeżdża z mężem, bo teść z nią mieszka) ... i tak po takim obiadku nie chce mi się już jej odwiedzać, no ale wiadomo - za kilka dni mi przejdzie...
reklama
Roxii właśnie nic mi nie powiedział...ale postanowiłam sobie ,że czy mnie przepisze czy nie to i tak pojadę ,żeby zdążyć ...najwyżej wepcham się na siłe...w końcu to moje dziecko ...mój czas a na tym etapie moja kasa
Podziel się: