Mondzi
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 30 Listopad 2005
- Postów
- 1 961
Dla Wiktorii i Tymcia buziaki z najlepszymi życzeniami.
Pabla, Renia, Tosika, dziękujemy za pamięć.
Florka, Weronika, trzymajcie się zdrowo.
Heksa, powodzenia na egzaminach... I Wam też zdrowia życzymy!
Izabelka, dla mnie cięcie, to był chyba największy życiowy koszmar, mimo iż była to już druga moja operacja. Byłam psychicznie tak wykończona, że odporność miałam chyba żadną, z racji tego wróciłam do domu z gronkowcem w ranie. W ogóle to moja lekarka stwierdziła, że nie odbierze mi porodu pośladkowego, bo to za duże ryzyko (to samo mówiła ginekolog z rodziny Michała, z Warszawy). W szpitalu byłam u dwóch ordynatorów i żaden z nich nie widział powodu do cięcia, mimo iż Julka była duża, a Tymi przy porodzie trzy razy owinięty pępowiną. DO końca nie wiedziałam czy lekarce uda się załatwić, żeby któryś z lekarzy głównych zgodził się na to cięcie w czasie swojego dyżuru. Byłam z nią umówiona na szesnastego, siedziałam już gotowa do wyjazdu, wykąpana, spakowana, a tu telefon, że jednak nie dzisiaj, bo dyżur ma taka, która mogłaby jej odmówić. Ryk. U mojej siostry dwutygodniowy Karol, u przyjaciółki trzydniowy Jaś i ja... patrząca na to, że one już mają dzieci przy sobie, są szczęśliwe, spokojne. To że przy samej cesarce nie mogłam złapać oddechu, ciśnienie miałam 60/30, to już drobiazgi w porównaniu z całym tym stresem, jaki temu porodowi towarzyszył. Teraz najważniejsze jest to, że Julia jest cała, zdrowa, kochana... Niemniej pewnie co roku będzie wracał temat tej operacji, chyba bardziej niż porodu Tymkowego, mimo iż trwał 17 godzin.
Z ranka wzięłam się za torta, Julia została w łóżeczku, Tymi bawił się obok (standard poranny, z tym, że ja na ogół śpię). No i pełnia skupienia, mikser wyje (dostałam od M na imieniny Zelmera i jest fatalny) i Tymi przychodzi z tekstem: "Jula zrobiła kupę i ją je"
. Lecę, licząc na to, że coś pochrzanił, a Gwiazda siedzi, prześcieradło ubabrane, ona z ręką w buzi, brudna rzecz jasna. Wiedziałam, że jest wszystkożerna, ale żeby do tego stopnia...
Teraz Juli śpi, a jak się obudzi idziemy się relaksować na ogród do koleżanki. Mama zrobi jeden placek, więc okazuje się, że specjalnie zajęta nie jestem. Juuupi.
Pabla, Renia, Tosika, dziękujemy za pamięć.
Florka, Weronika, trzymajcie się zdrowo.
Heksa, powodzenia na egzaminach... I Wam też zdrowia życzymy!
Izabelka, dla mnie cięcie, to był chyba największy życiowy koszmar, mimo iż była to już druga moja operacja. Byłam psychicznie tak wykończona, że odporność miałam chyba żadną, z racji tego wróciłam do domu z gronkowcem w ranie. W ogóle to moja lekarka stwierdziła, że nie odbierze mi porodu pośladkowego, bo to za duże ryzyko (to samo mówiła ginekolog z rodziny Michała, z Warszawy). W szpitalu byłam u dwóch ordynatorów i żaden z nich nie widział powodu do cięcia, mimo iż Julka była duża, a Tymi przy porodzie trzy razy owinięty pępowiną. DO końca nie wiedziałam czy lekarce uda się załatwić, żeby któryś z lekarzy głównych zgodził się na to cięcie w czasie swojego dyżuru. Byłam z nią umówiona na szesnastego, siedziałam już gotowa do wyjazdu, wykąpana, spakowana, a tu telefon, że jednak nie dzisiaj, bo dyżur ma taka, która mogłaby jej odmówić. Ryk. U mojej siostry dwutygodniowy Karol, u przyjaciółki trzydniowy Jaś i ja... patrząca na to, że one już mają dzieci przy sobie, są szczęśliwe, spokojne. To że przy samej cesarce nie mogłam złapać oddechu, ciśnienie miałam 60/30, to już drobiazgi w porównaniu z całym tym stresem, jaki temu porodowi towarzyszył. Teraz najważniejsze jest to, że Julia jest cała, zdrowa, kochana... Niemniej pewnie co roku będzie wracał temat tej operacji, chyba bardziej niż porodu Tymkowego, mimo iż trwał 17 godzin.
Z ranka wzięłam się za torta, Julia została w łóżeczku, Tymi bawił się obok (standard poranny, z tym, że ja na ogół śpię). No i pełnia skupienia, mikser wyje (dostałam od M na imieniny Zelmera i jest fatalny) i Tymi przychodzi z tekstem: "Jula zrobiła kupę i ją je"

Teraz Juli śpi, a jak się obudzi idziemy się relaksować na ogród do koleżanki. Mama zrobi jeden placek, więc okazuje się, że specjalnie zajęta nie jestem. Juuupi.