Mondzi
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 30 Listopad 2005
- Postów
- 1 961
Dzięki Kobiety! Kochane jesteście!
Żeby sytuacja nie wyglądała zbyt koszmarnie, to napiszę Wam, że mam super Męża, a wszelkie nasze problemy wynikają z tego, że nie umiemy ze sobą rozmawiać w sytuacjach trudnych. Ja zaczynam ironizować, a jestem w tym naprawdę dobra... albo płakać. No i teraz to wszystko tak się nawarstwiło, ja czuję się jak niewolnica, która nie ma jak wyjść do fryzjera, a on twierdzi, że go zniewalam. Czytałam dzisiaj artykuł o tym jak poradzić sobie z zazdrością. No i zgadzam się z faktem, że wynika to z mojego niskiego poczucia własnej wartości (szczególnie teraz w żywocie domowej kurki), i nijak nie jestem w stanie go odbudować. Od kilku lat jestem prawie w zupełności oddana dzieciom i chłopu, nie robię nic poza nimi. Moje koleżanki też mają małe dzieci i każda niby rozrywka czasem jest jeszcze większym utrapieniem, bo jak zaczynają wyć, to wracam z bólem głowy. Najważniejsza rada wynikająca z przeczytanego przeze mnie artykułu jest niewykonalna: "Wolność! Wolność! Wolność! Najważniejsze w związku jest danie partnerowi maksymalnej ilości wolności." To by mnie zabiło psychicznie już chyba całkowicie. Nie jestem w stanie być z dzieciakami jeszcze więcej i jeszcze bardziej sama.
Survivor, ostatnio nie ma szans na inwestowanie w siebie, niestety. I nie wiem kiedy się to zmieni.
Madzik, to albo gorszy okres albo początek takiej sytuacji. Może się okazać, że wszelkie biznesy, jakie M robi po prostu nas przerosną, bo ja nie jestem stworzona do bycia w związku, a jednocześnie życia jak samotna matka. Jestem z Wieliczki, a to rzut beretem. Czy Wy się już spotykałyście? Znacie się? Liczę na to, że jak przyjdzie wiosna, to usiądziemy spokojnie na przykład w Jordanku - chociaż zważywszy na wiek dzieci chyba nie będzie to zbyt spokojne :-)
Pabla, to chyba dziewczynki mają takie same puzle. Dla JUlki one są bardzo rozwijające, bo cuda wyprawia, żeby je porozrywać.
Bea, może to i ma podłoże depresyjne. U mnie z psychologiem jest pewien problem, mianowicie nie bardzo potrafię rozmawiać o swoich problemach, bo zaczynam płakać. Z Tymkiem jeździliśmy do pani psycholog, po każdej wizycie dwa dni bolała mnie głowa. Strasznie męczyła moje relacje z mamą. Tymkowi pomogła (chodziło o nierozerwalność ze mną), ale dla mnie to była męka. Potem z Tymim jeździł Michał i u niego z kolei doszukiwała się problemów w relacjach z jego ojcem. Mieliśmy przyjechać razem, ale teraz jest chyba z miesiąc przerwy i jakoś nie mam do tego głowy.
Żeby sytuacja nie wyglądała zbyt koszmarnie, to napiszę Wam, że mam super Męża, a wszelkie nasze problemy wynikają z tego, że nie umiemy ze sobą rozmawiać w sytuacjach trudnych. Ja zaczynam ironizować, a jestem w tym naprawdę dobra... albo płakać. No i teraz to wszystko tak się nawarstwiło, ja czuję się jak niewolnica, która nie ma jak wyjść do fryzjera, a on twierdzi, że go zniewalam. Czytałam dzisiaj artykuł o tym jak poradzić sobie z zazdrością. No i zgadzam się z faktem, że wynika to z mojego niskiego poczucia własnej wartości (szczególnie teraz w żywocie domowej kurki), i nijak nie jestem w stanie go odbudować. Od kilku lat jestem prawie w zupełności oddana dzieciom i chłopu, nie robię nic poza nimi. Moje koleżanki też mają małe dzieci i każda niby rozrywka czasem jest jeszcze większym utrapieniem, bo jak zaczynają wyć, to wracam z bólem głowy. Najważniejsza rada wynikająca z przeczytanego przeze mnie artykułu jest niewykonalna: "Wolność! Wolność! Wolność! Najważniejsze w związku jest danie partnerowi maksymalnej ilości wolności." To by mnie zabiło psychicznie już chyba całkowicie. Nie jestem w stanie być z dzieciakami jeszcze więcej i jeszcze bardziej sama.
Survivor, ostatnio nie ma szans na inwestowanie w siebie, niestety. I nie wiem kiedy się to zmieni.
Madzik, to albo gorszy okres albo początek takiej sytuacji. Może się okazać, że wszelkie biznesy, jakie M robi po prostu nas przerosną, bo ja nie jestem stworzona do bycia w związku, a jednocześnie życia jak samotna matka. Jestem z Wieliczki, a to rzut beretem. Czy Wy się już spotykałyście? Znacie się? Liczę na to, że jak przyjdzie wiosna, to usiądziemy spokojnie na przykład w Jordanku - chociaż zważywszy na wiek dzieci chyba nie będzie to zbyt spokojne :-)
Pabla, to chyba dziewczynki mają takie same puzle. Dla JUlki one są bardzo rozwijające, bo cuda wyprawia, żeby je porozrywać.
Bea, może to i ma podłoże depresyjne. U mnie z psychologiem jest pewien problem, mianowicie nie bardzo potrafię rozmawiać o swoich problemach, bo zaczynam płakać. Z Tymkiem jeździliśmy do pani psycholog, po każdej wizycie dwa dni bolała mnie głowa. Strasznie męczyła moje relacje z mamą. Tymkowi pomogła (chodziło o nierozerwalność ze mną), ale dla mnie to była męka. Potem z Tymim jeździł Michał i u niego z kolei doszukiwała się problemów w relacjach z jego ojcem. Mieliśmy przyjechać razem, ale teraz jest chyba z miesiąc przerwy i jakoś nie mam do tego głowy.