dmuchawiec
lipcóweczka'09,
Cześc Kochane!!!
Od powrotu do domku codziennie Was czytam, ale zeby cos skrobnąć to juz mi czasu brakuje. Więc dzisiaj postanowiłam zrobić odwrotnie- najpierw skrobnę, a potem poczytam
U nas fajnie- poza tym, że Zosia jak byłam w szpitalu złapała katar i zaraziła nim małą. Przestraszyłam się, bo u 5-dniowego dziecka katar może się skończyć nieciekawie, w dodatku przeniosło sie na oczki i zaczęły ropieć. Byłyśmy u lekarza i mała dostała krople z antybiotykiem
Marysia jest grzeczniutka- przynajmniej narazie. W nocy tylko raz budzi mi sie na karmienie. Prawie wcale nei płacze. W szoku jestem bo Zośka wiecznie sie darła No i ja sie teraz duzo pewniej czuje jako mama takiego szkraba- normalnie spokój i harmonia
A teraz opowieść porodowa
Justysia- jaja, co? Jak berety normalnie.
W czwartek budze sie o 5tej rano i czuje jakis skurczykNie przejęłam sie nim za bardzo bo czasem mi sie podobne zdarzały, ale za chwile czuje nastepny i nastepnyDaniel otworzył jedno oko i pyta co sie tak cieszę Mówię mu, ze skurczyki kurcze jakies mam, a co on na to? Zapytał czy mam zamiar urodzic w ciągu najblizszych dwóch godzin bo jak nie to on by sie jeszcze kimnął To mu mówie, ze według planu bede rodzic po Zosi drzemce Więc się kimnął. A ja już nie...
Wstałam, ubrałam się i poszłam do sklepu po pączki
A potem dzien jak codzien- nakarmiłam córcię, posprzatałam, zrobiłam troczki do ochraniacza ze wstązki Uśpiłam córcię.
Mniej więcej do 13tej zastanawiałam sie czy to aby na pewno poródAle juz o 14tej nie miałam żadnych watpliwości. Zosia wstała, zadzwoniłam do koleżanki, zeby o 17tej po nią przyszła. Wydawało mi się, ze wytrwam do tej godzinyNie wytrwałam
Do szpitala wyszlismy z Danielem po 16tej, 5 minut po wyjsciu Zosi. Szpital mamy blisko więc nie chciałam samochodem jechac bo mnie troszke mdliło. Poza tym chciałam połazić, zeby było szyciej W domu tez non stop łaziłam
Na porodówce połozna dała mi zgrzebną koszulinę, w która sie nie zmieściłam, więc mówie: "nie mój rozmiar" i obie ryknęłysmy smiechem. Juz wtedy wiedziałam, ze bedzie ok. Sprawdziła rozwarcie, a tam tylko 6cm. Zmartwiłam sie, bo z Zosia przyszłam z ośmioma centymetrami. Mysle sobie: no nie, jak tak dalej pójdzie, to plan mi sie nie uda. Ale posiedziałam w wannie pół godziny i zaczęłam mieć parte Po następnych 30 minutach Marysia była na świecie
Plan sie powiódł lepiej niz sądziłam. Zosia była u kolezanki tylko 3 godziny-własnie zaczynała marudzic, gdy Daniel po nia poszedł. Dla mnie to cos niesamowitego. Tak sie bałam jak ona to przezyje. Widać czasem mysli sie materiałizują Dodam, ze choc oczywiście żartowałam z tym planem, to przygotowałam sie na ten czwartek- we wtorek i w srode zrobiłam zakupy, zamroziłam Danielowi zupę dla Zosi, zeby nie musiał gotować. No jaja po prostu:-)
W szpitalu czas mi sie dłuzył strasznie. Ale lezałam z takimi dwiema dziewczynami, ze boki mozna było zrywac Zosia mnie codziennie odwiedzała dwa razy- przed drzemka i po. Nie płakała wychodząc:-)
Jestem więc przeszczęśliwa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Teraz z Zosią bywa różnie. Zazdrość nie objawia sie częstszym przytulaniem ani napadami złości. Zosia jest po prostu niegrzeczna;-) Liczę, ze niebawem jej przejdzie.
To tyle, Kochane na dzisiaj. Jak sie troszke zorganizuje, bede pewnie częściej zaglądać. Teraz mam w domku męża wiec staramy sie wykorzystac ten czas i spedzac go jak najwięcej całą rodzinką.
Trzymajcie kciuki, zeby Marysi szybko minął katarek.
I dzieki, że jesteście!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od powrotu do domku codziennie Was czytam, ale zeby cos skrobnąć to juz mi czasu brakuje. Więc dzisiaj postanowiłam zrobić odwrotnie- najpierw skrobnę, a potem poczytam
U nas fajnie- poza tym, że Zosia jak byłam w szpitalu złapała katar i zaraziła nim małą. Przestraszyłam się, bo u 5-dniowego dziecka katar może się skończyć nieciekawie, w dodatku przeniosło sie na oczki i zaczęły ropieć. Byłyśmy u lekarza i mała dostała krople z antybiotykiem
Marysia jest grzeczniutka- przynajmniej narazie. W nocy tylko raz budzi mi sie na karmienie. Prawie wcale nei płacze. W szoku jestem bo Zośka wiecznie sie darła No i ja sie teraz duzo pewniej czuje jako mama takiego szkraba- normalnie spokój i harmonia
A teraz opowieść porodowa
Justysia- jaja, co? Jak berety normalnie.
W czwartek budze sie o 5tej rano i czuje jakis skurczykNie przejęłam sie nim za bardzo bo czasem mi sie podobne zdarzały, ale za chwile czuje nastepny i nastepnyDaniel otworzył jedno oko i pyta co sie tak cieszę Mówię mu, ze skurczyki kurcze jakies mam, a co on na to? Zapytał czy mam zamiar urodzic w ciągu najblizszych dwóch godzin bo jak nie to on by sie jeszcze kimnął To mu mówie, ze według planu bede rodzic po Zosi drzemce Więc się kimnął. A ja już nie...
Wstałam, ubrałam się i poszłam do sklepu po pączki
A potem dzien jak codzien- nakarmiłam córcię, posprzatałam, zrobiłam troczki do ochraniacza ze wstązki Uśpiłam córcię.
Mniej więcej do 13tej zastanawiałam sie czy to aby na pewno poródAle juz o 14tej nie miałam żadnych watpliwości. Zosia wstała, zadzwoniłam do koleżanki, zeby o 17tej po nią przyszła. Wydawało mi się, ze wytrwam do tej godzinyNie wytrwałam
Do szpitala wyszlismy z Danielem po 16tej, 5 minut po wyjsciu Zosi. Szpital mamy blisko więc nie chciałam samochodem jechac bo mnie troszke mdliło. Poza tym chciałam połazić, zeby było szyciej W domu tez non stop łaziłam
Na porodówce połozna dała mi zgrzebną koszulinę, w która sie nie zmieściłam, więc mówie: "nie mój rozmiar" i obie ryknęłysmy smiechem. Juz wtedy wiedziałam, ze bedzie ok. Sprawdziła rozwarcie, a tam tylko 6cm. Zmartwiłam sie, bo z Zosia przyszłam z ośmioma centymetrami. Mysle sobie: no nie, jak tak dalej pójdzie, to plan mi sie nie uda. Ale posiedziałam w wannie pół godziny i zaczęłam mieć parte Po następnych 30 minutach Marysia była na świecie
Plan sie powiódł lepiej niz sądziłam. Zosia była u kolezanki tylko 3 godziny-własnie zaczynała marudzic, gdy Daniel po nia poszedł. Dla mnie to cos niesamowitego. Tak sie bałam jak ona to przezyje. Widać czasem mysli sie materiałizują Dodam, ze choc oczywiście żartowałam z tym planem, to przygotowałam sie na ten czwartek- we wtorek i w srode zrobiłam zakupy, zamroziłam Danielowi zupę dla Zosi, zeby nie musiał gotować. No jaja po prostu:-)
W szpitalu czas mi sie dłuzył strasznie. Ale lezałam z takimi dwiema dziewczynami, ze boki mozna było zrywac Zosia mnie codziennie odwiedzała dwa razy- przed drzemka i po. Nie płakała wychodząc:-)
Jestem więc przeszczęśliwa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Teraz z Zosią bywa różnie. Zazdrość nie objawia sie częstszym przytulaniem ani napadami złości. Zosia jest po prostu niegrzeczna;-) Liczę, ze niebawem jej przejdzie.
To tyle, Kochane na dzisiaj. Jak sie troszke zorganizuje, bede pewnie częściej zaglądać. Teraz mam w domku męża wiec staramy sie wykorzystac ten czas i spedzac go jak najwięcej całą rodzinką.
Trzymajcie kciuki, zeby Marysi szybko minął katarek.
I dzieki, że jesteście!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!