moja kochana położna ze szkoły rodzenia uświadamia tatusiom, że kobita w połogu jest święta. rolą faceta jest bronić jej i dziecka przed stadem nieproszonych gości nie wykluczając rodziny. odwiedzajacych można zaprosić, gdy już będziemy w stanie zasiaść z nimi do stołu (czytaj: wygojone krocze), gdy nauczymy się już radzić z nowa sytuacją i złapiemy wspólny rytm. Ta cudowna kobieta uświadamia panom, że brak obiadu po ich powrocie z pracy świadczy o tym, że miałyśmy naprawdę cięzki dzień i należy zakasać rękawy i go ugotować, albo zamówić pizzę, a w tym czasie posiedzieć z dzieciakiem, żeby kobieta mogła sie wykąpać. A do kobiet apel, żeby w połogu nie biegały ze ściereczką w poszukiwaniu kolejnego kurzu, bo większość przed porodem zdążyła wysprzątać mieszkania na błysk. Luźniejszą chwilę lepiej wykorzystać na sen, wartościowy posiłek, albo odpoczynek. Jak tu nie popaść w depresję poporodową kiedy siadamy półgębkiem, bo krocze boli bez opamiętania, piersi nabrzmiałe od nawału pokarmu, albo wręcz przeciwnie - nie chcą go produkować w odpowiedniej ilości, dzieciak płacze godzinami bez wyraźnego powodu, sypiamy po kilka godzin na dobę, nie mamy czasu nawet na szybki prysznic, a nasz ukochany obwieszcza beztrosko, że zaprosił na wieczór kolegów, albo rodzinę. Nadludzkim wysiłkiem doprowadzamy dom i siebie do stanu używalności, potem nadskakujemy gościom obsługując jednocześnie dziecko. Zamykając drzwi za ostatnim gościem wybuchamy i na nic zdają sie zapewnienia lubego, że kocha i nas i dziecko.
Połóg to taki szczególny czas, w którym my opiekujemy się dzieckiem, a nami facet. Amen
