No niestety musiałam wyjść z domu. Zaliczyliśmy z Zuzą pogotowie. Tatuś bał się jechać sam choć to on nabroił.
Podwichniecie głowy kości promomieniowej/łokieć piastunki.
Uwiesiła sie na tacie za ręce, a on ją podniósł żeby nie spadła na płytki i trach. Wrzask kosmiczny. Od razu się położyła. Ręką nie ruszała. No ręką bezwładna. Tata przerażony. Ja wkurw... bo mu wiecznie powtarzam, że nie wolno dzieci tak ciągnąć. Założyłam jej temblak, bo ręka bolała, ale zwisała bezwładnie. Pojechaliśmy na pogotowie. Na szczęście fajna ekipa na dyżurze. Pan doktor powiedział, że zaraz naprawi to co tata zepsuł. Wziął jej nastawił oczywiście z zaskoczenia. Chrupnęło porządnie, a Zuza zaraz jak nowonarodzona. Jak lekarz wziął rękę drugi raz to już mu wyrywała, bo wcześniej nie była w stanie.
Od razu przestała płakać i jak wychodziła to wszystkim machała. Szła przez korytarz jak bohater.
Zaliczyliśmy lody i wracamy do domu.
Jestem w 31 tygodniu ciąży