reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Mam dosyć macierzyństwa i dziecka

Luizagr4

Zaciekawiona BB
Dołączył(a)
2 Sierpień 2020
Postów
30
Hej. Jestem tutaj, bo mam pewien problem. Od prawie 4 miesięcy jestem "szczęśliwą" mamą. Dziecko nie było planowane. Po prostu środki antykoncepcyjne zawiodły. Sam poród i pobyt w szpitalu przyprawia mnie o dreszcze. Po powrocie do domu była istna katorga. Pierwszy miesiąc non stop na piersi, nic nie mogłam bez niego zrobić. Nawet wypicie porannej kawy było hardcore. Po miesiącu zrezygnowałam z karmienia, bo wykańczało mnie to psychicznie. Nie mogłam nigdzie wyjść, ewentualnie na spacer z wózkiem.

Mój narzeczony pracuje, bardzo dużo. Na co dzień jestem sama. On wraca nawet ok. Północy. Codziennie jest to samo. Wcześniej moje życie było wolne. Robiłam co chciałam i kiedy chciałam. Teraz nie mogę. Każdy mój dzień jest taki sam. Codziennie spacer, zakupy, sprzątanie itd. Nikogo do pomocy nie mam.

Moja mama nie żyje, tato pracuje zawodowo, rodzeństwa nie posiadam. Teściowie są już osobami starszymi i po prostu nie mają już takiej werwy do maleńkiego dziecka. Wszyscy moi znajomi pracują od rana do wieczora. Mam szanse na wizyty u nich ale tylko w weekend. Ale szczerze mówiąc nie mam na to ochoty, bo jak myślę o tych pampersach, mlekach, grzechotkach to zwyczajnie mi się nie chce jechać.

Każda posiadówka kończy się ryczeniem dziecka i moim powrotem do domu o 21. Znajomi też praktycznie przestali mnie odwiedzać, każdy jest w kwicie wieku i po prostu nie mają ochoty żeby słuchać matki Polki. Wola jechać nad jezioro, imprezę czy na działkę. Nie mówię, że mnie nie odwiedzają, bo to było by kłamstwo, ale są to wizyty raz na 2/3 tygodnie. Jestem już wykończona psychicznie. Chciałabym wyjść i się rozerwać. Jestem okropnie na siebie zła, że tak potoczyło się moje życie.

Od pewnego czasu nic nie robię. Wstaje o 11, włączam tv. Dziecko leży w łóżeczku. Mam to szczęście że mój mały bawi się sam. Trochę pośpi. Mam dość samotnych spacerów po mieście. Po prostu mam ochotę usiąść i płakać. Na faceta nie mam co liczyć, ma taką pracę a nie inną. Rzadko kiedy wraca wcześniej. Jak już mu się uda, to jest godzina 20. Dziecko o tej godzinie już idzie się myć i spać. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. Już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Najgorszy jest fakt, że to dopiero początek.

Po skończeniu urlopu nie mam szans na powrót do pracy. Na pewno nie do tej samej. Godzinowo odpada (9-18/19/20). W moim mieście nie ma żłobka a opiekunka odpada. Nieraz siedzę i płacze. Bo jestem wyrodną matką. Nie reaguje na jego płacz. Zdarza się, że nic nie jem całymi dniami. Po prostu brakuje mi mojego wcześniejszego życia. Ubolewam nad tym, że to ja muszę z nim siedzieć. Facet wsiada w samochód i znika. Jak zdarzy mu się pobyć z nami w domu, bo np ma na późniejszą godzinę, to mi mówi że przeżywam i przesadzam. On z nim pobawi się 30 min i twierdzi, że to nie jest trudne.

Owszem nie jest, ale jak się to robi raz na jakiś czas a nie dzień w dzień po kilka godzin. Jestem totalnie wykończona, a to dopiero początek. Nie chcę nawet myśleć co to będzie jak młody będzie domagał się więcej uwagi. Nie widzę siebie w roli matki. Seksu też prawie nie uprawiamy, bo boje się że środki anty znowu zawiodą, a kolejne dziecko kompletnie nie wchodzi w grę. Nie wiem co mam robić. Wiem, że poniekąd może to wszystko siedzieć w mojej głowie. Ale ja po prostu nie nadaje się na bycie matką. Są dni, że jestem bliska wyjścia z domu i zostawienia dziecka w samotności... Tak bardzo chce mi się płakać.
 
reklama
Rozwiązanie
Sytuacja bardzo trudna, ale szkoda, że jednak Autorka nie skorzystała z pomocy psychologa może do takiej sytuacji by nie doszło. Szkoda mi bardzo dziecka, bo ono nie jest niczemu winne.
A co na ten wyjazd powiedział narzeczony i kto teraz opiekuje się dzidziusiem ?
Może to baby blues, albo depresja poporodowa?
Myślę, że powinnaś udać się do psychologa. On na pewno pomoże ci poukładać sobie wszystko w głowie. To nie twoja wina, czasem tak się zdarza, że po prostu widzimy wszystko w czarnych barwach.
Ja nie mam dzieci, staramy się od 2 lat. Pół roku spędziłam w łóżku, chodziłam tylko do pracy, więc z braku dzieci też można mieć depresję [emoji4][emoji4][emoji4]
Moje wszystkie koleżanki mają dzieci i zawsze je bawię. Lubię to, robię to chętnie i nie mam nic przeciwko temu. Oczywiście nastawiam się, że dzieci, kupy i karmienie są na pierwszym miejscu, a jak starczy czasu to napijemy się już zimnej kawy [emoji4][emoji4][emoji4] nie mam nic przeciwko.
Jeśli chodzi o tematy do rozmów to zawsze jakiś się znadzie: gotowanie, ciuchy, seriale, życie we dwoje, jakieś tematy beauty, jeśli chcesz trochę hardcorowe tematy to polityka i religia również wchodzi w grę. Wejdź na youtuba, albo Instagram i poszukaj ciekawych tematów do rozmowy, jak Ci narazie nic do głowy nie wpada.
A jeśli kolezanki nie umieją sobie poradzić z tym że masz dziecko to może wypadałoby je olać? Jest taka aplikacja, akuku mamo, zbierają się tam mamy które czuja się samotne. Może z twojej okolicy jest mama, która również chciałaby kogos poznać [emoji4]
Ja się nauczyłam żyć sama, wyjechałam za granicę i nie miałam tu nikogo, książki, seriale, nauka - robiłam wszystko, żeby nie czuć się samotna.
Z dzieckiem można wszystko. Oczywiście jest to o wiele trudniejsze, bo musisz ten cały tabun rzeczy ze sobą brać, ale spróbuj ograniczyć je do minimum. Dziecko do chusty, albo do wózka i lecisz.mozesz jechać autem, busem, a jak troszkę podrosnie to rowerem z siedzeniem dla malucha, albo przyczepka.
Idźcie nad jezioro, do lasu, do centrum handlowego, są siłownię dla mam z opieka nad bobasami. Pewnie w twojej małej miejscowości nie ma aż tyle atrakcji, ale zawsze można dojechać.
A jeśli się nudzisz to może poszukasz jakiejś szkoły? Nie wiem jakie masz wykształcenie, ale może to dobry moment na naukę czegos nowego.
A na jedną sobotę w miesiącu (albo dwie) może warto byłoby oddać dziecko do opiekunki? Nawet z dowozem do większego miasta? A ty pójdziesz się rozerwać bez dziecka. Może to jest opcja? Albo te dwie soboty przejmie dziecko tato (już niedługo bedzie mógł brać syna/córkę na zbiory w lecie, mój narzeczony też jest rolnikiem i mówi, że miał najpiękniejsze dzieciństwo na świecie!), a ty będziesz miała trochę czasu dla siebie.
Te pierwsze miesiące są trudne bo jesteście tak naprawdę tylko we dwoje - ty i maluszek, on cię potrzebuje, ma tylko ciebie, ale jak troszkę podrosnie to już nie będzie go interesować przytulanie z mamą i cycek. Będzie miał swoje sprawy, no i tato będzie mógł go od czasu do czasu przejąć i nawet może na kilka godzin wziąć do pracy. Na pewno będziesz miała wiecej czasu dla siebie. Pamiętaj, że to tylko przejściowe.
Wiesz, ja jestem zawsze w biegu, marzy mi się siedzieć z dzieckiem w domu, jestem wypalona zawodowo i nie mam już ochoty pracować. Ale nam nie wychodzi. Staram się jednak zawsze widzieć pozytywy tej sytuacji, w której się obecnie znajduje.
Ja będę siedzieć w pieluchach, a Twoje dziecko będzie już na tyle duże, że pójdzie do przedszkola, a w wieku 30 lat będziesz miała "odchowane".
Koleżanki za kilka lat będą ci zazdrościc ze ty masz czas pieluch za sobą, a one dopiero w ten temat wchodzą. Będziesz mogła im doradzić jak to u ciebie było..
Wypisz sobie listę pozytywnych rzeczy w tym momencie twojego życia i jak masz dola, to sobie je czytaj [emoji4]
 
reklama
Opowiem Ci teraz moja historie. Ile będziesz chciała z niej wyciągnąć to Twoje. Sytuacja bardzo podobna. Ja mam25 lat(małżeństwo 3 lata, dziecko planowane). Przez całą ciąże robiłam wszystko żeby ta ciąże utrzymać, myślałam że jak już urodzę to wszystko jakiś będzie. Mąż pracuje do 23 w domu ejst 23 30. Jak już byłam w ciąży to awantury non stop że mam dosyć siedzenia sama w domu. Mała się urodziła 4 miesiące i 2 tygodnie temu. Szpital to dla mnie trauma, horror, nie wiem co jeszcze. Wróciłam do domu, w takim stanie że jak mi pokazywali dziecko, to mówiłam żeby ją ode mnie zabrali(byłam skrajnie wyczerpana i myślałam że jestem fatalna matka), w zasadzie w ogóle się nią nie zajmowałam. Próbowałam odciągać mleko ale mdlala, mdlalam i po 2 tygodniach dałam sobie spokój. Myślałam żeby uciec ale myślę koronawirus gdzie ja kurewa pojadę, modliłam się o to żebym pokochała własne dziecko, myślałam że nigdy nie wypije kawy, nie zjem, że stesu tylko wymiotowałam i mdlalam. Po 2 tygodniach miałam poradę psychologa i naprawdę moje życie się zmieniło. To są ludzie którzy potrafią naprawdę pomoc. To były hormony po porodowe, zmęczenie skrajne, strach o własne dziecko itp gdybym wtedy się nie ogarnęła pewnie hykabym na twoim miejscu. Teraz jestem czasem zmęczona pewnie, ale kocham moje dziecko tak bardzo że jak za długo śpi to mam ochotę ja budzic i całować. Mi pomogli bardzo rodzice na drugi dzień już byli (200 km) potem ja dwa razy w domu, mąż też mieliśmy kryzys ale naprawdę awantura pomogła, u nas była kwestia taka że ja dwa razy na samym początku byłam w domu rodzinnym. On nie mógł się przyzwyczaić do roli ojca i też myślal że przesadzam. Wrócił kiedyś do domu. Dałam mu listę co ma zrobić z dzieckiem, jak wykaoac itp. Powiedziałam Twoje dziecko, mnie to nie obchodzi. Zrobił wszystko, a latając po domu pot tylko wycierał. Od tamtej pory on karmi dziecko w nocy, nie mam już skrupułów, to też jego dziecko, jak jest w domu kąpię małą, zajmuje się nią, ja jadę do sklepu. Dwa razy byłam z koleżanką na wyjściu, nie daj się! Podsumowując polecam rozmowę z psychologiem i bardzo szczera rozmowę z partnerem. Zostaw go w domu z dzieckiem i niech sobie radzi, jak to moja mama mówi "musisz o siebie zadbać bo nikt o Ciebie nie zadba" Walcz o siebie, to Twoje życie,nie nysk o sobie źle potrzebuje pomocy nie jesteś wyrodna matka naprawdę 🥰🥰
 
Narzeczony chyba ma jakiś dzień w tygodniu wolny, to może zostaw mu wtedy dziecko, a Ty wyjdź spotkać się ze znajomymi
Tak jak wspomniałam wcześniej. Narzeczony jest rolnikiem. Wiosna, lato jesień to czas w którym jest non stop w polu. Dla tej pracy nie da się czegoś przełożyć. Trzeba coś zebrać to trzeba to zrobić od razu, czy też skosić. Jedynie zima ma trochę więcej czasu ale wtedy kombinuje jak może, żeby gdzieś indziej znaleźć źródło dochodu. Najczęściej wylatuje na miesiąc dwa do Danii i dorabia u brata na budowie.
 
Tak jak wspomniałam wcześniej. Narzeczony jest rolnikiem. Wiosna, lato jesień to czas w którym jest non stop w polu. Dla tej pracy nie da się czegoś przełożyć. Trzeba coś zebrać to trzeba to zrobić od razu, czy też skosić. Jedynie zima ma trochę więcej czasu ale wtedy kombinuje jak może, żeby gdzieś indziej znaleźć źródło dochodu. Najczęściej wylatuje na miesiąc dwa do Danii i dorabia u brata na budowie.
Ale to nawet jednego dnia w miesiącu nie ma wolnego?
 
Opowiem Ci teraz moja historie. Ile będziesz chciała z niej wyciągnąć to Twoje. Sytuacja bardzo podobna. Ja mam25 lat(małżeństwo 3 lata, dziecko planowane). Przez całą ciąże robiłam wszystko żeby ta ciąże utrzymać, myślałam że jak już urodzę to wszystko jakiś będzie. Mąż pracuje do 23 w domu ejst 23 30. Jak już byłam w ciąży to awantury non stop że mam dosyć siedzenia sama w domu. Mała się urodziła 4 miesiące i 2 tygodnie temu. Szpital to dla mnie trauma, horror, nie wiem co jeszcze. Wróciłam do domu, w takim stanie że jak mi pokazywali dziecko, to mówiłam żeby ją ode mnie zabrali(byłam skrajnie wyczerpana i myślałam że jestem fatalna matka), w zasadzie w ogóle się nią nie zajmowałam. Próbowałam odciągać mleko ale mdlala, mdlalam i po 2 tygodniach dałam sobie spokój. Myślałam żeby uciec ale myślę koronawirus gdzie ja kurewa pojadę, modliłam się o to żebym pokochała własne dziecko, myślałam że nigdy nie wypije kawy, nie zjem, że stesu tylko wymiotowałam i mdlalam. Po 2 tygodniach miałam poradę psychologa i naprawdę moje życie się zmieniło. To są ludzie którzy potrafią naprawdę pomoc. To były hormony po porodowe, zmęczenie skrajne, strach o własne dziecko itp gdybym wtedy się nie ogarnęła pewnie hykabym na twoim miejscu. Teraz jestem czasem zmęczona pewnie, ale kocham moje dziecko tak bardzo że jak za długo śpi to mam ochotę ja budzic i całować. Mi pomogli bardzo rodzice na drugi dzień już byli (200 km) potem ja dwa razy w domu, mąż też mieliśmy kryzys ale naprawdę awantura pomogła, u nas była kwestia taka że ja dwa razy na samym początku byłam w domu rodzinnym. On nie mógł się przyzwyczaić do roli ojca i też myślal że przesadzam. Wrócił kiedyś do domu. Dałam mu listę co ma zrobić z dzieckiem, jak wykaoac itp. Powiedziałam Twoje dziecko, mnie to nie obchodzi. Zrobił wszystko, a latając po domu pot tylko wycierał. Od tamtej pory on karmi dziecko w nocy, nie mam już skrupułów, to też jego dziecko, jak jest w domu kąpię małą, zajmuje się nią, ja jadę do sklepu. Dwa razy byłam z koleżanką na wyjściu, nie daj się! Podsumowując polecam rozmowę z psychologiem i bardzo szczera rozmowę z partnerem. Zostaw go w domu z dzieckiem i niech sobie radzi, jak to moja mama mówi "musisz o siebie zadbać bo nikt o Ciebie nie zadba" Walcz o siebie, to Twoje życie,nie nysk o sobie źle potrzebuje pomocy nie jesteś wyrodna matka naprawdę 🥰🥰
Hej, super że się uporałaś. Wydaje mi się, że u nas jest znaczna różnica. Ty planowałaś dziecko, ja nie. Ja od kiedy byłam świadoma, wiedziałam że dziecko kategorycznie odpada. Nie lubię dzieci, jestem typem egoistki. Nie wstydzę się tego. Zawsze dbałam tylko o swój tyłek. Ból mi sprawia też fakt, że zawsze byłam pracusiem. Siedzenie w domu to zawsze była kara. Od kiedy miałam możliwość to zarabiałam. W średniej szkole pracowałam w weekendy w knajpie, a wakacje zawsze w pracy nad morzem. Albo na kuchni, albo jako sprzątaczka, barmanka. Nie było opcji usiąść na tyłku. A teraz siedzę. Nie wiem co już mam robić, żeby nie czuć jak jak bezużyteczny śmieć siedzący na ławce w parku. Wstyd mi było iść po 500+, bo mam dwie ręce i nie rozumiem czemu mam pobierać zasiłki. Becikowego nie odbiorę, bo nie potrzebuje czyjejś laski. Nie interesuje mnie kompletnie rozwój dziecka. Nie cieszy mnie to, że się przewraca na brzuch czy tam na odwrót. To nie jest moja bajka. I gdyby nie mój partner, z pewnością ciążę bym usunęła. On jest wiecznie w pracy i od 2 miesięcy nie ma opcji na to, aby przyjął dziecko. Po prostu jest to nie wykonalne. W nocy wstawać nie muszę bo śpi do 7 bez przerwy.
 
Jesli zależy Ci żeby dziecko się nie zakrztusiło to Ci na nim zależy, jeśli nie zostawisz go teściowej bo boisz się że sobie nie poradzi to Ci na nim zależy, jeśli karmiłaś miesięc i dałaś radę, ja nie to Ci na nim zależy. Jeśli nie usunęłaś to Ci na nim zależy. Pomyśl sobie czy chciałabyś żeby Twoi rodzice tak kiedyś pomyśleli oTobie jako o dodatkowym balaście? Jakbyś się wtedy czuła? Gdyby rodzice postanowili ze byłaś błędem i Cie usunęli, jakbyś się wtedy czuła? Masz depresję i to jest pewne ale czy coś z tym zrobisz to już Twoja decyzja. Tutaj bez pomocy i psychologa nie dasz rady.
 
Hej. Jestem tutaj, bo mam pewien problem. Od prawie 4 miesięcy jestem "szczęśliwą" mamą. Dziecko nie było planowane. Po prostu środki antykoncepcyjne zawiodły. Sam poród i pobyt w szpitalu przyprawia mnie o dreszcze. Po powrocie do domu była istna katorga. Pierwszy miesiąc non stop na piersi, nic nie mogłam bez niego zrobić. Nawet wypicie porannej kawy było hardcore. Po miesiącu zrezygnowałam z karmienia, bo wykańczało mnie to psychicznie. Nie mogłam nigdzie wyjść, ewentualnie na spacer z wózkiem. Mój narzeczony pracuje, bardzo dużo. Na codzien jestem sama. On wraca nawet ok. Północy. Codziennie jest to samo. Wcześniej moje życie było wolne. Robiłam co chciałam i kiedy chciałam. Teraz nie mogę. Każdy mój dzień jest taki sam. Codziennie spacer, zakupy, sprzątanie itd. Nikogo do pomocy nie mam. Moja mama nie żyje, tato pracuje zawodowo, rodzeństwa nie posiadam. Teściowie są już osobami starszymi i po prostu nie mają już takiej werwy do maleńkiego dziecka. Wszyscy moi znajomi pracują od rana do wieczora. Mam szanse na wizyty u nich ale tylko w weekend. Ale szczerze mówiąc nie mam na to ochoty, bo jak myślę o tych pampersach, mlekach, grzechotkach to zwyczajnie mi się nie chce jechać. Każda posiadówka kończy się ryczeniem dziecka i moim powrotem do domu o 21. Znajomi też praktycznie przestali mnie odwiedzać, każdy jest w kwicie wieku i po prostu nie mają ochoty żeby słuchać matki Polki. Wola jechać nad jezioro, imprezę czy na działkę. Nie mówię, że mnie nie odwiedzają, bo to było by kłamstwo, ale są to wizyty raz na 2/3 tygodnie. Jestem już wykończona psychicznie. Chciałabym wyjść i się rozerwać. Jestem okropnie na siebie zła, że tak potoczyło się moje życie. Od pewnego czasu nic nie robię. Wstaje o 11, włączam tv. Dziecko leży w łóżeczku. Mam to szczęście że mój mały bawi się sam. Trochę pospi. Mam dość samotnych spacerów po mieście. Po prostu mam ochotę usiąść i płakać. Na faceta nie mam co liczyć, ma taką pracę a nie inną. Rzadko kiedy wraca wcześniej. Jak już mu się uda, to jest godzina 20. Dziecko o tej godzinie już idzie się myć i spać. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. Już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Najgorszy jest fakt, że to dopiero początek. Po skończeniu urlopu nie mam szans na powrót do pracy. Na pewno nie do tej samej. Godzinowo odpada (9-18/19/20). W moim mieście nie ma żłobka a opiekunka odpada. Nieraz siedzę i płacze. Bo jestem wyrodną matką. Nie reaguje na jego płacz. Zdarza się, że nic nie jem całymi dniami. Po prostu brakuje mi mojego wcześniejszego życia. Ubolewam nad tym, że to ja muszę z nim siedzieć. Facet wsiada w samochód i znika. Jak zdarzy mu się pobyć z nami w domu, bo np ma na późniejszą godzinę, to mi mówi że przeżywam i przesadzam. On z nim pobawi się 30 min i twierdzi, że to nie jest trudne. Owszem nie jest, ale jak się to robi raz na jakiś czas a nie dzień w dzień po kilka godzin. Jestem totalnie wykończona, a to dopiero początek. Nie chcę nawet myśleć co to będzie jak młody będzie domagał się więcej uwagi. Nie widzę siebie w roli matki. Seksu też prawie nie uprawiamy, bo boje się że środki anty znowu zawiodą, a kolejne dziecko kompletnie nie wchodzi w grę. Nie wiem co mam robić. Wiem, że poniekąd może to wszystko siedzieć w mojej głowie. Ale ja po prostu nie nadaje się na bycie matką. Są dni, że jestem bliska wyjścia z domu i zostawienia dziecka w samotności... Tak bardzo chce mi się płakać.
A skąd jesteś?
 
reklama
Doskonale Cię rozumiem, bo miałam podobne odczucia. Znajomi chwalili się wyjazdami a ja siedziałam w domu z maleńkim dzieckiem, z tym że ja do 7msc karmiłam wyłącznie piersią więc wyjście nawet na godzinę graniczyło z cudem. Córka wymagała 100% uwagi a ja miałam dość, chciałam powrotu mojego życia. Nie mogłam w spokoju zjesc, wykapac się, ubrać.Wstydziłam się o tym mówić żeby nie wyjść na wyrodną matkę, która woli imprezę od siedzenia z dzieckiem i pewnego dnia byłam tak wściekła na cały świat że chciałam wyjść i nie wrócić. Do tego córka była tak do mnie przywiązana że nie została na chwilę z nikim innym ale wiesz co, po prostu jej się zmieniło. Czteromiesięczne dziecko to jeszcze maleństwo, niewiele można z nim zrobić ale to minie, im starsze tym prędzej zajmie się sobą, odkryje coś poza mamą. Teraz spokojnie mogę z nią jechać do galerii czy wyjść do znajomych którzy nie mają dzieci bo mogę jej dać coś innego do jedzenia niż mleko, potrafi się sama zabawić. Naprawdę będzie lepiej, nie gorzej chociaż wydawało mi się inaczej. Wizyta u psychologa moim zdaniem jest Ci potrzebna, ułożysz sobie wszystko w głowie, może znajdziecie wspólnie jakieś rozwiązanie. Czasami miłość do dziecka przychodzi później ale jeszcze chwila i usłyszysz pierwsze 'słowa', śmiech, dziecko zacznie siadać, przemieszczać się. Pamiętaj że ono kocha Cię tylko dlatego że jesteś, dla niego jesteś całym światem. Wiem że taka zmiana jest trudna ale znajomi raz są raz ich nie ma. Kochana życzę Ci wytrwałości bo czas leci bardzo szybko i ani się obejrzysz i synek pójdzie do przedszkola a Ty będziesz bardzo tęsknić
 
Do góry