Witam
Ja nastroju nie mam za ciekawego... Byliśmy na tej komunii wczoraj, choć tak jak pisałam, nie bardzo miałam ochotę tam iść, ale J. mnie namówił, nawet zajęcia poświeciłam. Nie warto, choć z drugiej strony warto. I już mówię o co kaman: to była komunia syna bardzo dobrych znajomych Jacka, czasem nawet padło słowo przyjaciele. Ja w pewnym momencie przestałam mieć ochotę na kontakt z nimi, bo nie lubię, nienawidzę, nie cierpię ludzi, którzy zapraszają mnie na kawkę, uśmiechają się do mnie, rozmawiają, itd. a za plecami myją mi doopę. Jak próbowałam J. wytłumaczyć, że on jest im tylko potrzebny wtedy kiedy trzeba coś załatwić, przewieźć, itp. i że obgadują nas jak tralala, ale on mi nie wierzył, bo "ONI TACY NIE SĄ". No to się wczoraj przekonał jacy są - jak zostałam opier*dolona z góry na dół, okazało się że jestem gówniarą, która uważa się za pępek świata i myśli że jest lepsza od wszystkich, że po jaką cholerę mówię o studiach - szczycę się tym a inni tego nie mają ochoty słuchać, że oni to mnie tolerowali tylko ze względu na Jacka. I wiele innych.
Powiedziałam po powrocie do domu Jackowi, że jeśli mnie szanuje i kocha to mam nadzieję, że przejrzał na oczy i zacznie tych ludzi traktować TROCHĘ inaczej. Wczoraj powiedział, że się tego nie spodziewał i na pewno będzie ich traktował inaczej, ale zobaczymy co dzisiaj powie.