W połowie grudnia zgodziłam się na telewizor na raty w zamian za to, że rzuci palenie-zgodził się bardzo chętnie. Oczywiście nie rzucił. Coś tam może i próbował...
Później teściowa załatwiła nam recepte na ten Tabex i mięliśmy razem rzucać. Mi poszło nawet szybko, Piotr powiedział, że jeszcze popala. Ok, 1, 2 dziennie nie tragedia, może na imprezie, ale jak wyczuję albo zapalisz przy mnie to mogiła. Zgodził się i powiedział, że i tak rzuci. Czasem czułam jak wracał z pracy na chuchu tytoniowym, no ale ok. A wczoraj wziął se ***** i tak po prostu poszedł na balkon zapalić. Powiedziałm, że ma się do mnie nie odzywać i rozwaliłam na całej kanapie, żeby się obok nie położył. Skończyło się coś tam w tv do wyra i cześć.




dziś jestem obrażona, odzywam się jak muszę. A taki ładny dzień sobie zaplanowaliśmy. Spacer na nowy plac zabaw, wspólny wypad na solarium, on na pifko ja na mineralke, wieczorem seks. I tak sobie teraz pomyślałam, wróci to "poważna" rozmowa i albo przeprasza i w końcu rzuca, albo ja się zbieram i jade do mamy., albo brata, albo ch*** wie gdzie, a on sam z dzieckiem na cały dzień zostanie. Ja nie przyjmę kary za to, że on słowa nie dotrzymuje.
O.