Cześć dziewczyny! ja znów z kilkudniowymi zaległościami, nie do nadrobienia!
Dlatego nie będę biegała po stronach tylko zapytam teraz: Ewcia, czy @ przyszedł?
A ja wczoraj wieczorem wróciłam z Maksiem pociągiem z Wawy z pogrzebu mojego wujka. Mąż musiał (podobno) wrócić do Piły w niedzielę.
W nocy mieliśmy akcję pod kryptonimem "Dziki Zwierz". Otóż od pewnego czasu zamieszkuje w naszym domu pewne nie zidentyfikowane dotąd zwierzę, które wchodzi pod dach i biega nam po płytach kartonowo-gipsowych nad glową w sypialni i na całym piętrze. Kochamy zwierzątka różne, ale 2 godziny dzikich harców nad głową od godz. 3 do 5 nad ranem to jest nie do wytrzymania - nie da się spać. Poza tym ostatnio w ciągu dnia zwierzę przez dobre 40 minut mordowało chyba jakiegoś ptaka i było to nie do wytrzymania akustycznie oraz emocjonalnie.... aż zabrałam śpiącego Maksa z łóżeczka i wyszłam z nim do ogrodu.
Co do rodzaju zwierzęcia są następujące hipotezy: kuna, łasica oraz dziś pojawiła się wersja tchórz (odważny bo chyba ma u nas gniazdo z młodymi....). Ostatniej nocy około północy bydlę (po akcji z ptakiem straciłam serce do tego zwierzęcia) hałasowało, mąż zaczął stukać w sufit kijem od szczotki żeby je wykurzyć, a potem usłyszeliśmy, że zbiega po dachu na taras więc szybko ruszyliśmy do okna. Na tarasie usiadło i zaczęło warczeć i prychać, niestety latarki nie mieliśmy pod ręką, więc mąż zbiegł na parter zapalił światło na tarasie i zaczął podnosić roletę. Zwierzę uciekło, ale usiadło u sąsiadów w ogrodzie i przez ogrodzenie na nas prychało i warczało hehehe No to my go zaczęliśmy lać wodą z węża ogrodowego i rzucać patykami, lecz niecelnie. Potem jeszcze wróciło i była powtórka akcji z waleniem szczotką w sufit. Musimy zawołać jakiegoś specjalistę, który obejrzy dach i pomoże nam wykurzyć zwierzę.... Bo ja bym chciała normalnie sypiać....