mamaWojtusia
Zaangażowana w BB
1 października urodziłam mojego synka Wojtusia, to był dopiero 24 tydzień ciąży, termin miałam dopiero na 15 stycznia. W ciąży czułam się doskonale, miałam dobre wyniki badań, nic nie wskazywało że może się to skończyć porodem przedwczesnym, 3 tygodnie przed porodem miałam infekcje dróg moczowych, w badaniu moczu wyszły liczne bakterie i lekarz przepisał mi furagin, brałam go przez 10 dni, czułam się trochę lepiej. 2 dni przed porodem poczułam kilka razy lekki krótki ból, następnego dnia to się nasiliło i pojechałam do lekarza, ten kazał mi natychmiast jechać do szpitala. W szpitalu podali mi kroplówkę na powstrzymanie skurczów, niestety następnego dnia gdy myślałam że przeszły znowu się nasiliły, gdy w końcu zbadał mnie lekarz okazało się że mam rozwarcie na 6 cm i trafiłam na salę porodową, lekarz wyjaśnił mi że nie ma czasu aby przewieźć mnie do bardziej specjalistycznego szpitala, podjął także decyzje o porodzie naturalnym. Urodziłam ślicznego dzieciaczka, ale zanim to się stało wszyscy mówili mi że dziecko umrze, że jesteśmy młodzi i będziemy mieli jeszcze dzieci i nie ma co robić z tego afery, że gdyby rodził się w Łodzi to miałby jeszcze jakieś szanse, co chcemy zrobić potem z małym zostawić w szpitalu czy zabrać ( po tym jak umrze), najgorsze jest to co powiedziała lekarka która zajmuje się noworodkami - agonia takich dzieci trwa długo. Nie wiem jak to wszystko wytrzymałam, byłam w szoku i cały czas płakałam. Okazało się że dziecko ( miał 790 gram i 33 centymetry) jakimś cudem próbuje oddychać, próbuje walczyć i zdecydowali że zostanie przewiezione do łodzi na OIOM. Wojtuś został zaintubowany dopiero po 3 godzinach, wcześniej w szpitalu nie podali mi sterydów na rozwój płuc u dziecka. Mały dzielnie walczy nadal, walczy z infekcjami, dostał zapalenie martwicze jelit, miał perforacje jelitka, założyli mu wtedy dren do otrzewnej, dostał wylewy dokomorowe III stopnia w jednej półkuli i III / IV w drugiej. jak jeźdzę do szpitala to nie mogę patrzeć jak cierpi, mam takie wyrzuty sumienia że do tego doszło,że nie potrafiłam go przed tym ustrzec, obronić. To jest moje jedyne dziecko, staraliśmy się o nie kilka miesięcy, tak cieszyłam się jak zobaczyłam te dwie kreseczki na teście, było wyczekiwane i kochane od samego początku. lekarze mówią że jak przeżyje to może być niepełnosprawne, że takie wylewy zawsze pozostawiają ślad. Boję się o niego tak bardzo że nie potrafię sobie z tym poradzić, przez pierwsze dwa tygodnie schudłam ponad 12 kg (w ciąży przytyłam 6), nie mogę jeść, spać, tylko przy mężu próbuję się jakoś trzymać, nie potrafię rozmawiać z lekarzami, to mąż z nimi rozmawia i dzwoni do szpitala, boję się nawet dotknąć Wojtusia żeby nie zarazić go bakteriami. Czuję że żyję w jakimś zawieszeniu, tak chciałabym cofnąć czas i móc temu wszystkiemu zapobiec.